logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Andrzej
Przygoda i wielka łaska
Zeszyty Odnowy
 


Kiedy z żoną pojechaliśmy na Krym, przed południem chodziliśmy po plaży i mówiliśmy o Jezusie. Z czym się spotykaliśmy? Z tym, że ludzie naprawdę pragną Boga. Spotykaliśmy się z tym, że w wielu, wielu wypadkach byli to ludzie spragnieni Boga. Wcześniej byłem liderem wspólnoty, i byłem w tym dobry – dawali mi mikrofon i mogłem mówić. Kiedy tam pojechałem, widziałem ludzi, którzy jadą 600 czy 1000 km, wydając na ten przejazd pół swojej pensji, a nawet więcej (a pensje czasem nie były wypłacane nawet i pół roku) i ci ludzie chcieli, żebyśmy im coś powiedzieli o Bogu czy pomodlili się nad nimi. Jakie przemiany się tam dokonywały, uzdrowienia – ja to widziałem! To wpłynęło tak bardzo na moje życie, że nie wyobrażałem sobie, by nie zabrać mojej żony Gabi i naszych dzieci i nie jechać tam, by ci ludzie z rozbitych domów i rodzin mogli też zobaczyć, co to znaczy żyć Jezusem, żyć Ewangelią. Choć ja sam cały czas się tego uczę i na co dzień dużo nas to kosztuje. Dzień kończymy gdzieś około 23 i padamy z nóg – Panie Boże, ratuj! A rano „czołgamy się” z łóżka, żeby o 6 otworzyć nasze brewiarze – i to nas trzyma. Jest coś ponad tym – Bóg daje radość.
 
Doświadczenie tego głodu Boga i te spotkania na Krymie – są dla mnie spełnieniem obietnic fatimskich, że narody Rosji się nawrócą. Ja nie rozumiem tego do końca, ale oni nie mają, tak jak my czasem, problemów z Maryją, świętymi, tradycją Kościoła: Kościół tak – księża nie, albo: Pan Bóg tak – Kościół nie. Tam to tak nie działa. Dla nich to jest oczywiste, Bóg tak chce. I nie dziwcie się, że ci nieochrzczeni zaczynają się modlić w językach, że nawracają się, a ich rodziny prostują się. Wiadomo, nie jest to takie proste, gdy było kilku partnerów i każde dziecko z kimś innym. Gdy chcą przychodzić do kościoła, muszą coś z tym zrobić i nie jest tak łatwo. Z Gabi doświadczyliśmy, że każdy z nas, kto jest ochrzczony i zaryzykuje, żeby zrobić dwa kroki dla Pana Jezusa, i pójdzie tam, może być pewny, że Bóg się nim posłuży, niezależnie od tego, co on sam o sobie myśli.
 
Tamci ludzie są głodni Boga. Takie doświadczenia misyjne są ważne przede wszystkim dla nas, dla mnie lidera i dla mojej żony – animatorki, dla naszych dzieci. Kilka razy trzeba się było spakować, wypakować, było zmęczenie, ale to jest normalne. Bo nawet gdy jestem w domu, też jestem zmęczony i boli mnie głowa, więc zmęczenie tak czy tak jest. Ale tam jest ogromna radość, kiedy widzimy, że Bóg naprawdę się nami posługuje. Bóg naprawdę się podpisuje pod tym moim nieporadnym świadectwem, próbami szamotania się z moim egoizmem, pychą, głupotą, gdy robię jakiś krok dla Niego. Ma to także ogromny wpływ na dynamikę naszej rodziny. Pan Bóg, pozwolił nam zrozumieć że nie tylko misja, ewangelizacja, posługa są ważne. Wielu jest działaczy, którzy są gotowi zrobić wszystko, ale potrzeb i tak jest więcej, niż my mamy sił. My w czasie tych wyjazdów ewangelizacyjnych zawsze znajdziemy czas, by iść na chwilę nad morze, żeby odetchnąć. I dzisiaj dla naszych dzieci wyjazd misyjny taty i mamy kojarzy się z ciepłymi krajami, arbuzami, melonami… Poza tym dzieci widzą nas, modlą się razem z nami i ten Bóg, nie jest tylko Bogiem mamy i taty, ale ich Bogiem. Dzisiaj nasza siedemnastoletnia córka chodzi do liceum, uczy się rosyjskiego i przygotowuje z przyjaciółmi wyjazd na misje. Jesteśmy zaproszeni, by podjąć stałą współpracę, ze względu na to, że ja jestem z diecezji katowickiej, a tamtejsi księża są w diecezji saratowskiej, a więc Kaukaz, Czeczenia. Przyjechali do o. Piotra na trzy dni na rekolekcje. I choć byli na zapleczu tych rekolekcji, Pan Bóg ich tak dotknął, że dzisiaj oni ewangelizują w gimnazjum, w szkole, wychodzą na zewnątrz.
 
Doświadczenie misji to dla nas ewidentna łaska i niesamowita przygoda. Ja naprawdę nie widziałem takich potrzeb, nie rozumiałem tego. Teraz moje środowisko i wspólnota ożyły, co więcej – nasze budowanie parafii też jest ważne. Wspieranie przede wszystkim inicjatyw, które się pojawiają, ma jakiś zupełnie inny smak, to jest smak przygody. Ja nie chcę infantylizować, ja naprawdę mam 40 lat, siódemkę dzieci i od 25 lat za Jezusem chodzę. Mówię o tym dlatego, że w tym moim zasiedziałym posługiwaniu we wspólnocie po prostu musiałem się zmierzyć z wyjściem na ulicę, pójść na pierwszą linię frontu, zweryfikować to. Nie chciałem nigdy stwardnieć w sercu i modliliśmy się zawsze z żoną o to, aby Pan Bóg nas ocalił od tego. I wiemy, że doświadczenie misji to jest doświadczenie tego, co jest istotne. Pierwszych dwunastu Apostołów dalej by siedziało w Wieczerniku, gdyby jeden się nie odważył wyjść na zewnątrz i podzielić się z innymi swoim świadectwem. Kościół rodzi się z wychodzenia. I tego my też doświadczamy. Dzięki temu, że wyjeżdżamy na misje, tamten Kościół zyskuje wsparcie, a my sami doznajemy o wiele więcej. Mamy wrażenie, że to my jesteśmy obdarowani przez tamtych ludzi, a nie że to my im coś dajemy. I tak Bóg naprawdę odbiera swoją chwałę, Kościół rośnie i tam, i tu, a nasze życie i chodzenie z Jezusem, mając siódemkę dzieci, staje się wspaniałą przygodą.
 
Andrzej
 
Zobacz także
ks. Jan Folkert SDS
...Człowiek w sile wieku, słusznej postury, serdeczny uśmiech, błysk w oku (jakby Pan Bóg zapalił iskierkę), na pewno nie wygląda na swoje półwiecze życia. Ma 13 dni urlopu. Przyjechał prosto z bazy spod Bagdadu, gdzie posługuje amerykańskim żołnierzom. Nie mogę nie skorzystać z okazji, żeby nie zapytać Go o potrzebę czy zbyteczność obecności księdza w warunkach wojennych...
 
ks. Jan Folkert SDS
W okresie okupacji hitlerowskiej i komunistycznego terroru w naszej Ojczyźnie liczni Polacy, nieraz w ekstremalnie niebezpiecznych warunkach, adorowali i przyjmowali Chrystusa obecnego w Najświętszym Sakramencie. Eucharystyczny Chrystus był dla nich jedyną nadzieją i źródłem siły w pokonywaniu najtrudniejszych sytuacji życiowych...
 
Ks. Mariusz Berko
Przyszła lato i zaczęły padać deszcze. Dzieci poszły do szkoły, a my na parafii zaczynamy nowy rok pracy duszpasterskiej. Wszystko brzmi normalnie, gdyby nie to, że jest luty i temperatura sięga do 35 stopni Celsjusza. Deszcz nie pada, a spada z nieba. Czasami patrzę w górę czy to na pewno z nieba, czy ktoś wiadro wody na mnie wylewa...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS