logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Jerzy Grzybowski, Małgorzata Tadrzak-Mazurek, ks. Andrzej Godyń SDB
Przypinanie skrzydeł
Don Bosco
 


Rozmowę z Jerzym Grzybowskim - współinicjatorem, ruchu rekolekcyjnego Spotkania Małżeńskie oraz kursów przedmałżeńskich zwanych Wieczorami dla Zakochanych, autorem poradników dla małżonków, ojcem dorosłych dzieci, prowadzą Małgorzata Tadrzak-Mazurek oraz ks. Andrzej Godyń SDB.


W jaki sposób przygotować siebie i dzieci do opuszczenia domu?

Dla mnie zawsze ważne były biblijne słowa: opuści człowiek ojca swego i matkę swoją. Przeżywałem to z jednej strony, kiedy opuszczałem swój dom rodzinny. Widziałem, że dla rodziców nie było to łatwe. Ale już wtedy wiedziałem, że przyjdzie kiedyś czas, kiedy moje dzieci też będą opuszczały dom rodzinny i że ja będę musiał im to ułatwić i dlatego muszę je zacząć do tego przygotowywać o wiele wcześniej. Żeby to wyjście z domu rodzinnego nie było jakimś jednorazowym, dramatycznym aktem, a raczej stopniowym dawaniem coraz większej swobody i samodzielności. Wiąże się to z dawaniem dzieciom prawa do popełniania błędów na własny rachunek. Polega to na towarzyszeniu dorastaniu dziecka, a nie decydowaniu za nie. Im starsze, tym powinno być bardziej samodzielne.

To raczej trudne dla rodzica, bo przecież na ogół wie lepiej i chce chronić swoje dzieci.

Jest taki poemat Khalila Gibrana, w którym  rodzice są porównani do łuczników, którzy wypuszczają strzały. Przesłanie poematu jest takie, że Pan Bóg kocha tak samo strzały, jak i łucznika. Pamiętam też fragment "Nieboskiej komedii" wyryty na nagrobku matki Zygmunta Krasińskiego, dedykowany jej synowi: Jam mu skrzydła przypięła, posłała między światy, by się napoił wszystkim, co piękne i straszne, i wyniosłe. Naszą rolą jest więc przypięcie dzieciom skrzydeł i posłanie ich w świat.

Ale dlaczego to odejście jest takie ważne, a nie można by zamiast odejść przyprowadzić żonę czy męża?

Wielopokoleniowa rodzina nie musi polegać wcale na tym, że wszyscy mieszkają razem pod jednym dachem, ale np. w jednym mieście czy nawet w różnych miastach. Tym niemniej tworzą rodzinę. Myślę zresztą, że często ta, tak zwana, wielopokoleniowa rodzina pod jednym dachem, to bardziej nobliwa fotografia niż rzeczywistość. Bo wiemy, że w takich rodzinach zdarzają się konflikty, trudności, które są oczywiste, zrozumiałe, bo każdy z nas jest inny. I powiedziałbym, że jeżeli zachowana jest prawdziwa miłość, prawdziwy dialog, to więź międzypokoleniowa może być zdecydowanie silniejsza bez mieszkania razem.

Wielokrotnie spotykam się z ludźmi, którzy budują duże domy, w których np. na parterze mieszkają rodzice a na piętrze dzieci. To właśnie z takich domów dużo małżeństw przyjeżdża na nasze rekolekcje w ogromnym konflikcie ze sobą, którego źródłem jest wspólne mieszkanie z rodzicami.

Bo rodzice się wtrącają?

Bo w takich sytuacjach rodzice niezwykle często traktują dzieci jako swoją własność. To ogromne uproszczenie oczywiście, ale chodzi tu o pewną własność psychiczną.

Nadal traktują je jak małe dzieci?

Tak, mieszkając razem, dzieci są ciągle dla rodziców dziećmi, nawet jeśli mają 30, 40 czy więcej lat. Ile razy słyszałem i od skarżących się dzieci, i od rodziców – no przecież one nie wiedzą, jak żyć, im trzeba dokładnie powiedzieć. A te "dzieci" mają już o wiele więcej doświadczenia życiowego niż rodzice myślą i potrzebują samodzielności.

Dlaczego rodzicom tak trudno to zrozumieć?

Często wynika to z braku głębi więzi małżeńskiej rodziców, którzy przede wszystkim powołani są do wzajemnej miłości, która przechodzi przez różne fazy rozwoju. Pierwszy etap po zawarciu małżeństwa, to radowanie się sobą, potem czas pierwszego dziecka, kolejnych i w końcu odchodzenia dzieci. To są naturalne fazy życia małżeńskiego, w których podstawowym punktem odniesienia jest miłość dwojga.

Czyli zaburzona więź między małżonkami powoduje nadmierne skoncentrowanie się na dzieciach?

W bardzo dużym stopniu tak, choć nie chciałbym tego uogólniać. Rodzice często przeżywają podświadomy lęk przed tym, co dalej będzie w ich życiu. Jak odchodzi z domu pierwsze dziecko, to jeszcze pół biedy, ale w momencie, kiedy odchodzi ostatnie, to jest już dramat dla rodziców. Ponieważ nagle robi się pusto. Wszystkie czynności, zadania, jakie mieli jako rodzice nagle się urywają. I teraz, jeżeli nie ma jasno ustawionej hierarchii wartości, że tak ma być, że dziecko ma wyjść z domu, to usiłuje się tę pustkę zapełnić. Zaczyna się bardzo delikatnie, że oni nie wiedzą jak żyć, jest więc chęć ustawiania im wszystkiego. Rodzice bardzo chętnie, w najlepszej wierze, chcą narzucać to, co sami przeżyli i doświadczyli jako najlepsze. A przecież to należy do zupełnie innej epoki


 
1 2  następna
Zobacz także
rozmawa z o. Andrzejem Kamińskim
Na pewno istnieją trzy poziomy, na których może się rozwijać powołanie. Pierwszy – przemienia do świętości. Drugi wiąże się z wyborem stanu, a na trzecim poziomie rozwijamy nasze talenty. Nie powinniśmy patrzeć na powołanie jak na predestynację: mogę robić tylko to, a inne rzeczy nie. Powołanie to spotkanie z Bogiem...
 
Ks. Marek Dziewiecki
Każdy człowiek tęskni za doświadczeniem radości i satysfakcji. Na co dzień cieszymy się z wielu rzeczy i wydarzeń, z naszych małych i wielkich sukcesów. Jednak najbardziej cieszymy się z obecności drugiego człowieka. Żadna rzecz nie może przynieść nam takiej radości i takiego umocnienia, jak człowiek...
 
Emilia Góźdź
Moja mama często powtarzała: "Jeśli chcesz wiedzieć, jak mężczyzna będzie cię traktował jako żonę, przyglądaj się jego relacji z matką. Patrz, jak się wobec niej zachowuje, słuchaj, jakimi słowami się do niej zwraca, i jak wypowiada się o niej, gdy nie ma jej w pobliżu". Tak też robiłam od samego początku, gdy zaczęłam przebywać w domu mojego przyszłego męża...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS