logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Stanisław Morgalla SJ
Rachunek proszę!
Życie Duchowe
 


Rachunek sumienia z miłości własnej 
 
Czy akceptujesz siebie? Czy rozwijasz własne talenty i zdolności? Czy kształtujesz w sobie dojrzałą i odpowiedzialną seksualność poprzez unikanie pornografii, samogwałtu? Czy pogardzasz sobą? Czy myślisz o popełnieniu samobójstwa? Czy próbowałeś – próbowałaś okaleczać się lub odebrać sobie życie? 
  
Oto zaledwie kilka pytań z bardzo długiej listy grzechów przeciwko sobie. W książeczkach do nabożeństw lub w Internecie – skąd wzięte zostały te powyższe – można ich znaleźć znacznie więcej, choć niekoniecznie ułożonych w tak eleganckie crescendo. Raczej przypominają strzelanie na chybił trafił. Bierzemy je za dobrą monetę, bo od dziecka przyzwyczajani jesteśmy do robienia rachunku sumienia w rytm podobnych „odpytywanek”. Sposób prosty i skuteczny, ale – jeśli się bardziej zastanowić – również problematyczny, dwuznaczny, a czasem nawet niebezpieczny. Nierozważnie zadane pytanie może bezwiednie wskazać zakazany owoc, rozbudzić niezdrową ciekawość lub zadać niepotrzebny ból i upokorzyć, nie wspominając już o tym, jak bezlitośnie czasem obnaża samego pytającego.

A przecież chodzi o najbardziej intymną rzeczywistość w człowieku – jego wewnętrzne sanktuarium, o którym trudno mówić, a co dopiero rozliczać z jego działalności. Łatwiej założyć, iż posiada solidne podstawy i należycie funkcjonuje, jak ma to miejsce w najważniejszych starotestamentowych przykazaniach miłości Boga i bliźniego (por. Łk 10, 27; por. Pwt 6, 5). Trudniej sprostać jego kruchości i słabości, choć właśnie wtedy najbardziej wyśrubowana moralność okazuje się gigantem na glinianych nogach. 
 
Jak zatem robić rachunek sumienia z miłości własnej? Spróbujemy podać kilka podstawowych rozróżnień, które pomogą przeniknąć w głąb tej tajemnicy i usystematyzować wysiłek autorefleksji. I choć samego rachunku sumienia to nie uprości, to na pewno uczyni go bardziej pożytecznym. Przynajmniej nie pomylimy tak łatwo ludzkiej kruchości z wadami głównymi, a psychicznych kamuflaży nie weźmiemy za cnoty kardynalne.
 
Puszka Pandory czy pudełko czekoladek?
  
Aby lepiej przedstawić sygnalizowaną trudność, wyjdźmy od pierwszego, najprostszego pytania o akceptację siebie. Jest ono oczywiste i zrozumiałe w omawianym tu kontekście, ale jego autorzy chyba nie do końca zdają sobie sprawę, jak fundamentalnej kwestii dotyczy. Tylko psycholodzy rozwojowi w przybliżeniu świadomi są złożonej rzeczywistości, która stoi za najbardziej lakoniczną odpowiedzią. Nie chodzi tu bowiem tylko o jakąś powierzchowną akceptację własnego wyglądu czy danych z metryki urodzenia, ale spraw znacznie subtelniejszych, jak cech charakteru i temperamentu, własnej płci i orientacji seksualnej, zdolności i talentów, wad i ograniczeń... Jednym słowem, chodzi o akceptację całej osobowości i całej złożonej historii jej kształtowania. 
 
Pozytywna odpowiedź na to pierwsze pytanie jest więc w istocie wisienką na torcie. Wisienką niezwykle ważną, bo wieńczącą wielopoziomowy tort, którego kolejne warstwy powstawały bardzo długo i zgodnie z logiką kolejnych etapów ludzkiego rozwoju. I tu dochodzimy do punktu zwrotnego: kto bowiem może powiedzieć, że akceptuje siebie w stu procentach... Chyba tylko ktoś skrajnie naiwny, by nie powiedzieć ograniczony. I wcale nie myślimy tu o współczesnej histerii na punkcie własnego wyglądu, z chirurgią plastyczną czy przemysłem kosmetycznym w tle. Raczej chodzi o ten najprostszy odruch każdej normalnej jednostki, zdolnej do minimum samokrytyki i autoironii. Mamy więc problem, ponieważ już to wystarczy, by rachunek sumienia utknął w martwym punkcie lub z ascetycznej praktyki przemienił się w psychoanalizę. 
 
Ktoś słusznie zauważy, że niepotrzebnie dzielimy włos na czworo i komplikujemy rzeczy najprostsze. Przecież autorzy cytowanych pytań nie są psychologami i bynajmniej nie oczekują psychogenezy osobowości, ale zwyczajnie pytają o podstawowe odniesienie człowieka do samego siebie. Sęk w tym, że to najprostsze odniesienie do siebie już dawno przestało być takie proste, a wkładanie go między pytania do rachunku sumienia wcale sprawy nie ułatwia, tylko jeszcze dodatkowo komplikuje. Chodzi o dwie różne kwestie, więc potraktujemy je oddzielnie. 
 
Odniesienie człowieka do samego siebie przestało być proste i oczywiste. Po pierwsze dlatego że dzięki psychologii coraz więcej o nim wiemy, a zwykły śmiertelnik coraz częściej do wiedzy z tego zakresu się odwołuje. Po drugie, coraz trudniej we współczesnym społeczeństwie o tak zwaną normę, tę wspomnianą wisienkę na torcie – na przykład solidne wychowanie w pełnej i stabilnej rodzinie. Twardy podział na normę i patologię już dawno stracił sens, a zamiast o dychotomii „norma – patologia” częściej mówimy o kontinuum, którego te dwa pojęcia są skrajnymi biegunami. Co więcej, bieguny te ciągle się oddalają od siebie, a przestrzeń między nimi wypełniają nowo odkryte „kontynenty”: nerwice, zaburzenia osobowości, zaburzenia z pogranicza, dezorganizacje osobowości...
 
Dlatego nieprawdą jest – jak to się żartobliwie czasem mówi w Polsce – że ludzie dzielą się na dwie kategorie: na tych, którzy noszą zranienia z dzieciństwa, i na tych, którzy jeszcze nie spotkali jezuitów. Prawdą natomiast jest, że większość trudności z akceptacją siebie – zarówno w dobrym, jak i złym tego słowa znaczeniu – ma korzenie w historii pierwszych lat życia i dojrzewania, a znajomość tej rzeczywistości pomaga rozumieć lepiej i głębiej tajemnicę człowieka, choć w praktyce nie jest ani łatwa, ani prosta. Dlatego pytanie wprost o te kwestie, a później zatykanie uszu na dłużące się i trudne odpowiedzi jest zwyczajnie nieodpowiedzialne. 
 
1 2 3  następna
Zobacz także
O. Jacek Salij OP
Czasem, kiedy dowiadujemy się, że ten czy ów święty uważał się za największego grzesznika, jakiego nosiła nasza ziemia, skłonni jesteśmy widzieć w tym kokieterię, obłudę, a co najmniej pustą deklarację. Kiedy jednak człowiek zobaczy własne niedowierzanie Bogu, wówczas ogarnia go przerażenie...
 
Anna Dąbrowska, Sławomir Rusin

Jestem przeciwnikiem ograniczania rachunku sumienia tylko do szczegółowego wyliczania grzechów. Nazywam taki rachunek patologicznym, bo pokazuje nieprawdziwy obraz człowieka – tylko jego jedną, grzeszną stronę. Owszem, powinienem uświadomić sobie własne grzechy i winy, ale trzeba, aby rachunek sumienia obejmował również dobro, które uczyniłem od czasu poprzedniej spowiedzi.

Z o. Mateuszem Hincem rozmawiają Anna Dąbrowska i Sławomir Rusin

 
Michał Wilk
Wszystko zaczęło się kilka milionów lat temu, gdzieś na początku historii ludzkości... Kiedy dokładnie? Trudno powiedzieć... Biblia nic nie mówi ani o konkretnym czasie, ani o historycznych wydarzeniach... Nie tłumaczy, czy miał miejsce Wielki Wybuch, czy też ewolucja posunęła się o kolejne ogniwo i nagle pojawił się homo sapiens... Żadnych wskazówek tłumaczących zawiłości i zagadki współczesnej nauki. Zamiast tego jest poezja...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS