logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Anna Gruszecka
Raju na ziemi nie będzie
Miesięcznik W drodze
 


Czym innym jest dobrowolne ubóstwo, które jest dobrowolnym wyrzeczeniem się przywiązania do rzeczy materialnych, czym innym zaś bieda i nędza, w którą ludzie zostali wtrąceni, która nie tylko ogranicza przestrzeń wolności i utrudnia godne życie człowieka, ale jest też i patogenna. Gdzie jest nędza społeczna, tam są słabsze rodziny, słabsza edukacja, słabsza opieka zdrowotna, więcej przestępstw kryminalnych, wódki i narkotyków, więcej aborcji. Oczywiście sam dobrobyt nie zlikwiduje tych problemów, ale przynajmniej nie będzie multiplikował. Zwiększa on przestrzeń wolności, a zmniejsza zasięg pewnych niekorzystnych zjawisk.

Zawsze jednak trzeba pamiętać, że naszym głównym celem jako katolików, nie jest zwiększanie dobrobytu społecznego, acz jest to ważna sprawa, ale naszym podstawowym celem jest wzrastanie w miłości do Boga i ludzi oraz zwalczanie zła. Ten cel będzie ważny w każdej cywilizacji i na każdym poziomie zamożności.
 
Jeżeli mamy budować dobro, to mamy budować również dobrobyt w sensie materialnym. Ale mam jeszcze jedno pytanie: czy w Kościele polskim nie przeakcentowano użalania się nad biedą ludzką? Zabrakło natomiast pomysłu na pozytywne nakierowanie aktywności ludzkiej, zabrakło pokazania, że jeżeli jesteście biedni, to też możecie się nadmiernie przywiązać do spraw materialnych.
 
Troszkę ma Pani racji, ale w przeciągu ostatnich dziesięcioleci była też wielka plejada księży społeczników. Tylko inne były czasy i inne wezwania. Ostatnio księża bardziej animowali działania na polu walki o suwerenność i niezależność narodową, na polu przechowywania tradycji historycznych i kulturowych. Niektórzy zapłacili za to krwią. Trudno było być animatorem życia gospodarczego w socjalizmie. Księża też wpadli w pułapkę "organizowania": a to materiałów budowlanych, a to blachy na kościół.
 
Kiedy przyszła nowa epoka, to my, księża, podobnie jak całe społeczeństwo nie byliśmy na to przygotowani, bo niby skąd? Robienie w latach 60, czy 70, wykładu w seminarium na temat przedsiębiorczości, na ile interwencjonalizm państwowy jest dobry, a na ile nie, co to jest monetaryzm i jakie są jego implikacje ewangeliczne, byłoby nie tylko abstrakcyjne, ale byłoby też nadmiernym luksusem w stosunku do ogromu stojących przed nami zadań. W kraju Gomułki i Gierka księża mieli kilkaset ważniejszych spraw do przyswojenia sobie w czasie seminaryjnej formacji. Teraz to się przestawia. Zauważmy, że przy tym całym naszym nieprzygotowaniu, dosyć szybko się uczymy. Choćby na rynku księgarskim mógłbym pokazać parędziesiąt książek poruszających tematy: Ewangelia a życie gospodarcze, etyka a współczesny kapitalizm, Kościół katolicki a zaangażowanie społeczne. Mamy wielką inspirację, jaką jest Centesimus annus, fundamentalna podejmująca ten temat encyklika papieska z 1991 roku. Mamy wiele sesji i dyskusji zajmujących się tą problematyką. Nie powielałbym dzisiaj tak łatwo modelu XIX-wiecznego księdza-animatora życia społeczno-gospodarczego w danej miejscowości, ponieważ dzisiaj problem edukacji, komunikacji międzyludzkiej jest znacznie wyższy. To z powodzeniem mogą dzisiaj robić ludzie świeccy. Ksiądz może inspirować, może dać zaplecze, ale nie musi się tym sam zajmować.
 
Z drugie strony nie powinien popadać też w sentymentalizm czy nostalgię za socjalizmem, gdzie nie było bezrobocia i inflacji. Musimy unikać uproszczeń. Trzeba pokazywać, że jest to sfera, gdzie człowiek również winien realizować swoje chrześcijaństwo. Jest to sfera refleksji etycznej, budowania dobra indywidualnego i wspólnego. Nie powinniśmy natomiast zastępować ludzi w tej sferze działań.

Czy nie wydaje się Ojcu, że te książki i sesje obejmują tylko bardzo wąską grupę ludzi. Natomiast problem polega na tym, że księża w znakomitej większości mówią do tych, którzy nie posiadają, tylko wykonują pracę najemną, są biedniejsi. W gruncie rzeczy do przedsiębiorców to mówienie i tak nie trafia. Czy w związku z tym nie byłaby potrzebna istotniejsza ingerencja, pokazanie ludziom, że fałszywe jest przekonanie, że pieniądze mogą być zdobyte tylko środkami nieuczciwymi?
 
Proszę mi tylko powiedzieć, co to znaczy "istotniejsza ingerencja".
 
Odwołam się do Wawrzyniaka i Szamarzewskiego. Oni mało pisali, dopiero następne pokolenie się tym zajmie, chociaż Wawrzyniak ufundował Katedrę Chrześcijańskich Nauk Społecznych na UJ. Oni najpierw działali, oni najpierw pokazywali ludziom: jeżeli macie mało pieniędzy (a taka była wtedy sytuacja w Wielkopolsce), to się skrzyknijcie i zróbcie sobie spółkę zarobkową. To jest konkretna, realna propozycja.
 
Tak, tylko wtedy ksiądz był jedynym liderem tamtej społeczności. Dziś i rachunek ekonomiczny jest znacznie bardziej złożony, i teologia laikatu daleko bardziej posunięta. Kiedyś tylko ksiądz umiał na wsi pisać i czytać, musiał ludziom pisać jakieś podanie czy wniosek. Dzisiaj tego robić nie musi. Oczywiście to nie znaczy, że ksiądz ma być niewrażliwy i nie pomagać, ale przede wszystkim ma głosić Ewangelię, a także wspierać najsłabszych; organizowanie spółdzielni, czy banków w miarę możliwości zostawić świeckim. Zresztą takich księży społeczników mamy i dzisiaj. Znam na przykład takiego, który w Krakowskiem skrzyknął ludzi i zorganizował we wsi budowę kanalizacji. Teraz z jego inicjatywy wieś telefonizuje się. Następnym etapem ma być asfaltowa droga. Takich księży jest wielu. Pewnie nie jest to na skalę potrzeb, bo nigdy nie jest na skalę potrzeb, ale to są specjalne talenty.
 
Zobacz także
wywiad z dr Clarindą Calmą
Jak wchodzimy do kościoła, mamy świadomość, że jest to miejsce święte i nie możemy zachowywać się dowolnie. Mamy świadomość, że Bóg jest wśród nas, że to nie jest zwykłe miejsce. Jeśli przenosimy to na grunt naszego ciała, to tym bardziej. To przede wszystkim jest szacunek wobec ludzkiej cielesności...
 
ks. Tomasz Stroynowski
Wielu ludzi podejmuje szczere wysiłki, aby zbliżyć się do Boga, a jednak, chociaż są religijni i pobożni odczuwają głęboki niedosyt, mają poczucie braku, którego nie potrafią jasno opisać ani scharakteryzować. Czują jakąś pustkę i bezradność. Noszą w sobie wielkie niezaspokojone pragnienie doświadczenia bliskości Boga. Może to jest także twoje pragnienie, może patrząc lub słuchając ludzi, którzy głęboko przeżywają swoją wiarę zastanawiasz się dlaczego życie religijne nie każdemu się udaje?
 
o. Paweł
Co może dla nas znaczyć adwentowe „czuwajcie”? Może „czuwać” to tyle, co nie dać się nabrać na świat pozorów. Uroki władzy, świat dóbr materialnych, nasze porażki, emocjonalne i pragnienia seksualne chcą chwilami uśpić naszą czujność i oszukać nas: wyluzuj, nie przejmuj się zasadami, to niekoniecznie jest grzech...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS