logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Agnieszka Słowik
Rekolekcje na misjach w Peru
Misje Salezjańskie
 


Wielokrotnie przez kilka dni usiłowałam się dodzwonić. Brak jakiegokolwiek kontaktu. Nie traciłam wiary. Wiedziałam, że na ulicy Sánchez Cerro mam wsiąść w autobus jadący do Sechura, ok. półtorej godziny drogi na południe od Piura, tam wysiąść na targu i kierować się w stronę rynku, a potem na pl. Jana Pawła II. Dotarłam. Przeczytałam tabliczkę: Zadzwoń. Bezskutecznie szukałam przycisku dzwonka, trzeba było pociągnąć za sznur, raz, drugi... W końcu otworzyło się maleńkie okno w drzwiach, na których widniał napis: sprzedajemy patyki na opał. W kilku słowach przedstawiłam się, powołałam, na kogo trzeba i nakreśliłam, z czym przychodzę. Chyba wzbudziłam zaufanie, bo zamknęło się okienko, a otworzyły drzwi i zostałam zaproszona do środka. Pierwsze co usłyszałam cichutkim głosem to czy jadłam już śniadanie. Tak trafiłam do klauzurowych sióstr benedyktynek, adoratorek Najświętszego Serca. Moim zasadniczym pytaniem było to, czy mogę się tu zatrzymać przez tydzień i odprawić swoje rekolekcje. Kilka dni później wróciłam z najpotrzebniejszymi rzeczami. Matka Nocoll zaprosiła mnie na teren klauzury. 

Najpierw udałyśmy się przed Najświętszy Sakrament, potem oprowadziła po klasztorze wyjaśniając najważniejsze reguły, pokazała mi moją celę, aż w końcu znalazłyśmy się przed maleńkim ołtarzykiem poświęconym Adele Garnier – założycielce zgromadzenia, Janowi Pawłowi II i polskim męczennikom zamordowanym na początku lat 90 w Chimbote. Byli to dwaj franciszkanie: o. Zbigniew Strzałkowki i o. Michał Tomaszek, pochodzacy z Łękawicy k. Żywca. To właśnie tam wzięłam do rąk ich relikwie: flakonik z ziemią zmieszaną z krwią zabitych zakonników. Trudno powiedzieć, że powaliło mnie na kolana, bo już od jakiegoś czasu obie z Matką Nicoll klęczałyśmy, ale był to jeden z piękniejszych momentów. Uwielbiałam tam wracać, brać je do rąk i patrzeć na nie. Myślałam sobie wtedy, że potrzebna jest taka ofiara życia, dzięki której być może tak ja ta krew misjonarzy wsiąknęła w ziemię, tak Boża Ewangelia przeniknie serca mieszkańców tej ziemi. W kaplicy sióstr trwa nieustająca Adoracja Najświętszego Sakramentu. Od 30 lat, w dzień i w nocy, nieprzerwanie zanoszone są modlitwy. Jest to Adoracja Chrystusa Zmartwychwstałego obecnego pod postacią Hostii. On tam cały czas jest, a one przy Nim są. Na filarach ołtarza wyryte są dwie główne intencje modlitw: za papieża i Kościół oraz za Peru i Amerykę Łacińską. Jak bardzo potrzebny jest taki charyzmat w Kościele, jak ważna jest ta modlitwa, bo to pewnie dzięki niej niejednokrotnie otwiera się niebo łask dla świata.

Siostry żyją według reguły benedyktyńskiej. Ich klasztor mieści się w pustynnym mieście Sechura. Jest tak sucho, że nawet kaktusy umierają. Oprócz stałych modlitw w ciągu dnia i w nocy, siostry co pół godziny zmieniają się na Adoracji, a w nocy co godzinę. Mówi się niewiele, tylko o sprawach koniecznych, swobodnie można rozmawiać jedynie przez niecałą godzinę w czasie popołudniowej przerwy. Jest to również czas, by rozwijać swoje talenty. Sióstr jest osiem. Z każdą jakoś udało mi się nawiązać kontakt towarzysząc albo przy karmieniu zwierząt, albo w ogrodzie, przy gotowaniu, pieczeniu chleba, sprzątaniu, towarzysząc im w ich cichej codzienności.

W środku tygodnia przyjechała z wizytą Matka Generalna z Londynu, Maria Javiera. W czasie prywatnego spotkania z nią zapytałam między innymi o jej wrażenia z rozmów, jakie odbyła z Janem Pawłem II. Powiedziała coś, co bardzo mnie poruszyło. W spotkaniu z papieżem towarzyszyła jej myśl o chwili, gdy kapłan unosi Hostię mówiąc: Oto Baranek Boży... Porównała Ojca św. do takiego dobrego chleba, który bezgranicznie oddaje się innym.
Był to bardzo ubogacający i potrzebny czas, choć nie było mi wcale tak łatwo jak pierwotnie to sobie zaplanowałam. Praktycznie od początku towarzyszyło mi uczucie, że to wszystko rozgrywa się na granicy mojej wytrzymałości. Momentami wręcz przerastało to moje możliwości, ale właśnie w tych trudnościach i w szczerym pragnieniu, by zamieniły się one w ofiarę, usiłowałam stworzyć Panu Bogu przestrzeń do Jego działania.

Dziś, kiedy wracam myślami do tego wydarzenia, odczytuję go, jako jeden z bardziej poruszających w czasie całego mojego półtorarocznego pobytu na placówce misyjnej w Peru, gdzie pracowałam w ramach Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco.

Zamykam oczy i przypominam sobie dwie główne intencje modlitw wyryte na filarach kaplicy w Sechura. W miesiącu misyjnym chciejmy pamiętać w modlitwie o misjach, o tych wszystkich misjonarzach, misjonarkach i wolontariuszach świeckich, którzy odpowiedzieli na Chrystusowe wezwanie głoszenia Ewangelii na całym świecie, których modlitwa i trudna praca niejednokrotnie otwiera niebo łask dla świata. Chciejmy rozwijać misyjną postawę w nas samych.

Agnieszka Słowik