logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Tomas Molnar
Religia, Kościół, nowoczesność
Fronda
 


Kiedy Kościół przyjął status lobby, nie tyle przyjął równość, co otworzył drzwi dla religijnego statusu innych lobbies. W każdym społeczeństwie istnieje pewien centralny kult i jeśli pozycji tej nie zajmie Kościół, to zajmie ją jakieś inne lobby.
 
Bez dystansu i świadomości historycznej nie sposób badać sytuacji instytucji powszechnych. W przypadku Kościoła katolickiego jest to stosunkowo proste, gdyż od dwóch tysięcy lat jest on jednym z głównych aktorów na scenie świata i historii i nawet wobec kryzysu, jaki dziś przeżywa, dysponuje wystarczającymi wewnętrznymi rezerwami, byśmy mogli uwierzyć, że nic się w gruncie rzeczy nie zmieniło ani w obszarze życia duchowego, ani instytucjonalnego. Jest to jednak błędne mniemanie, wydaje się bowiem, że istnieją historyczne prawidłowości, które dotyczą każdej instytucji rządzącej ludźmi, a więc takiej, w której liczyć się trzeba ze zmianami i brać je pod uwagę. Jeśli chodzi o Kościół, zmiana jest niezwykle doniosła: polega na tym, że poczynając od wieku XVIII jego władza i wpływy maleją, a wysiłki, żeby przyciągnąć do siebie nowe znaczące grupy społeczne, pozostają na ogół bezowocne. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że w pierwszych stuleciach chrześcijaństwa, w wiekach prześladowań Kościół w stosunkowo krótkim czasię pozyskał rzymskich senatorów, a potem filozofów i myślicieli, i że cesarz Konstantyn „wybierając" między religiami imperium właśnie w religii Chrystusa dostrzegł najbardziej realną gwarancję przetrwania cesarstwa, to dojdziemy do wniosku, że sojusz cesarskiej polityki i chrześcijańskiej religii okazał się formułą pożyteczną. Czy to się komuś podoba, czy nie, władza polityczna i religia splatały się odtąd ze sobą, dlatego że wiara i polityka spotykają się na każdej płaszczyźnie; nie jest to fakt naganny, jak twierdzą wszelkiej maści radykałowie, gdyż - o czym mówiliśmy przy innej okazji - ludźmi nie można rządzić uciekając się jedynie do łaski i wznoszenia oczu ku niebu.
 
Dotyczy to również płaszczyzny duchowej: ponieważ jesteśmy ułomni, szukamy wybiegów także wobec przykazań moralnych. Trzeba zatem położyć kres owemu złudnemu przekonaniu, które narodziło się w ubiegłym stuleciu, że Kościół wygrał dzięki temu, że odseparował się - pod przymusem! - od świata polityki i przez to oczyścił się moralnie. Twierdzą tak na ogół te koła kościelne i świeckie, w których interesię leży, by Kościół był słaby, a państwo kierowane ideologicznie. Wydarzenie, które rozdzieliło Kościół od państwa - co zyskało dziś status nowego dogmatu i co opinia publiczna uważa za niewzruszoną prawdę -miało miejsce w czasię rewolucji francuskiej, a Kościół występował wtedy nie jako partner, lecz jako strona podporządkowana. Mówiąc bez ogródek, rozwód Kościoła i państwa - nieważne czy jego autorem był Jefferson, czy Robespierre (w oparciu o idee Oświecenia) - możemy przedstawić następująco: oto Rzym podpisał umowę, na mocy której - biorąc pod uwagę przyszłość i rzekomą korzyść dla społeczeństwa - przystał na nowy status, status lobby w społeczeństwie ukształtowanym przez ideologię liberalną i pluralistyczną.
 
Jednego lobby pośród wielu innych, bez przywilejów, co z uwagi na symetrię można by uznać za rezultat korzystny, dopóki nie uświadomimy sobie, że po pierwsze, nie istnieje społeczeństwo, którego osią nie byłby jakiś system religijny, czy to materialistyczny, czy naukowy, czy inspirowany ideologią, po drugie zaś - że wśród wielu tak zwanych równoprawnych lobbies zawsze znajdzie się takie, które będzie próbowało zająć miejsce osłabionego lobby kościelnego.
 
W skrócie: jeśli centralnej pozycji w społeczeństwie nie zajmie Kościół katolicki, to postara się ją zająć inny system religijny: światopogląd humanistyczny, światopogląd wolnomularski, światopogląd sekciarski, światopogląd liberalny czy socjalistyczny. Te i inne światopoglądy dążą do władzy, tak jak dążył do władzy Kościół w czasach Konstantyna, bo z natury ludzkiej nie można wyeliminować ambicji władzy. Jakakolwiek grupa czy system religijny, które próbują to robić, tworzą społeczeństwo bardziej nietolerancyjne i despotyczne niż Kościół był kiedykolwiek w historii. Lekcję tę, której wiek XVIII nie wziął pod uwagę, wiek XX opanował za cenę krwawych kultów bałwochwalczych.
 
Od roku 1789 do II Soboru Watykańskiego - przez 170 lat - panowała niewygodna sytuacja, ponieważ „umowa społeczna", którą Kościół „podpisał" jako partner liberalnego społeczeństwa oraz innych lobbies, nie mogła nie ujawnić niezliczonych sprzeczności. W końcu racja znalazła się po stronie liberalnego społeczeństwa: to nie ono dostosowało się do światopoglądu i praktyki chrześcijańskiej, lecz, jako partner silniejszy, zaszczepiło Kościołowi i większości wiernych liberalne idee, sposób myślenia i cele. Wskazywaliśmy już w innym miejscu na to, że w ciągu wieków XVIII i XIX Kościół próbował odzyskać swój dawny wpływ, usiłując przyciągnąć do religii francuskich filozofów, a potem, kiedy poniósł kompletne fiasko i kiedy rewolucja udaremniła wszelkie tego rodzaju dążenia, kontynuował wysiłki, by pozyskać inne grupy interesu: wolteriańską z ducha burżuazję, klasę robotniczą, inteligencję, partie polityczne, dzisiaj zaś prasę i telewizję. Należy stwierdzić, że i te próby nie przyniosły mu sukcesu i że dziś Kościół usiłuje co najwyżej pozbierać to tu, to tam jakieś resztki. Do tego stopnia, że obecny papież kieruje ewangelizację do niezorganizowanych rzesz i do rozczarowanych przedstawicieli Trzeciego Świata, bo Zachód, jak o tym mówią i piszą liczni poważni obserwatorzy od Spenglera i Toynbeego do Marcela Gaucheta, neguje religię, jest zdesakralizowaną częścią świata. Ci sami myśliciele i pisarze twierdzą, że nie ma odwrotu, przynajmniej dopóki - chodzi o bliżej nieokreśloną przyszłość - przemysłowe, hedonistyczne, obojętne społeczeństwo nie znajdzie się w sytuacji kryzysowej. Tymczasem radykalne sekty wykorzystują, rzecz jasna, okazję i wiele z nich atakuje właśnie liberalny modernizm, jak gdyby w przeczuciu kryzysu.
 
 
strona: 1 2 3 4 5