logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Jacek Siepsiak SJ
Proszę księdza, wypraszam sobie…
Życie Duchowe
 


Na ile więźniowie uważają karę pozbawienia wolności za „zemstę” społeczeństwa, strach przed przestępcą, a na ile to dla nich okazja właśnie do pokuty i zadośćuczynienia?
 
Często więźniowie nie mogą naprawić popełnionego przez siebie zła w sposób wymierny. Nie mogą wyrównać straty: nie mają już skradzionych pieniędzy, bo je wydali, czy skradzionego samochodu, bo auto zostało rozbite. Więźniowie mają natomiast dużo czasu i zachęcam ich, by wykorzystali go na modlitwę za skrzywdzonych przez siebie ludzi, by straty, jakie ponieśli, jak najszybciej wyrównało Boże błogosławieństwo. Nieraz więźniowie mówią: „Proszę księdza, ja mam takie grzechy, o których nie wie wymiar sprawiedliwości”. Odpowiadam wtedy: „Bracie, niech czas w więzieniu będzie dla ciebie zadośćuczynieniem za nie”.
 
Zachęcam, by wyrok i pobyt w więzieniu osadzeni potraktowali właśnie jako czas na przemyślenie, rachunek sumienia, modlitwę i szukanie sposobu zadośćuczynienia skrzywdzonym. Nigdy nie mówię, ile różańców czy litanii mają odmówić. Chodzi mi jedynie o to, by mieli świadomość, że w jakiś sposób muszą spłacić swój dług. Zdarzyło mi się raz czy drugi, że ktoś przyszedł i powiedział: „Proszę księdza, napisałem listy z przeprosinami do ludzi, których skrzywdziłem”. W jednym przypadku mam co prawda podejrzenie, że listy zostały wysłane, by wykazać się przed sądem, ale może się mylę.
 
Wydawałoby się, że zadośćuczynienie przez modlitwę nie będzie trudne, ale codzienność pokazuje, że tak nie jest. Kiedy zachęcam więźniów do modlitwy za ludzi, których skrzywdziliśmy, nieraz słyszę: „Ja nikogo nie skrzywdziłem”. Kiedy więc mówię: „Módlmy się za ludzi, którzy nas skrzywdzili”, w odpowiedzi padają słowa: „Co, za tę sześćdziesiątkę? Nigdy w życiu!”. A „sześćdziesiątka” to tak zwany mały świadek koronny, który idzie na współpracę z policją i prokuratorem. Podobną niechęć widać u osadzonych, kiedy zachęcam ich do modlitwy za służbę więzienną, prokuratorów i sędziów decydujących o przyszłości osadzonych.
 
Zdarzają się jednak małe cuda: jeden z więźniów, mimo że wcześniej nie do przyjęcia była dla niego modlitwa za ową „sześćdziesiątkę”, przełamał się. I co się okazuje: na ostatniej rozprawie świadek wycofał swoje zeznania. Kiedyś zachęcałem do modlitwy w intencji przyszłości. Jeden z więźniów postanowił, że będzie się modlić, by prokurator dał mu sześć lat, a nie osiem, jak odgrażał. Pamiętam, że powiedziałem wtedy z przekąsem: „Lepiej, bracie, pomodliłbyś się o sprawiedliwy wyrok”.
 
Ile dostał?
 
Dwa i pół roku… Kiedyś jednemu z prokuratorów, który zajmuje się sprawami sądowymi wewnątrz więzienia, na tak zwanych wokandach, powiedziałem: „Zazdroszczę panu zaplecza modlitewnego”. Nie rozumiał, co mam na myśli, więc mu wytłumaczyłem: „Cały czas zachęcam więźniów, żeby się modlili za tych, którzy decydują o ich przyszłości”. Prokurator popatrzył na mnie sceptycznie, najwyraźniej nie dowierzając w intencje modlących się. Po kilku miesiącach ze zdziwieniem oznajmił, że aż ośmiu z piętnastu więźniów, którzy stawali na wokandzie, starając się o przedterminowe zwolnienie, wyszło na wolność. Taka sytuacja, jak mówił, nigdy wcześniej nie miała miejsca. Zazwyczaj sędzia wypuszczał najwyżej połowę starających się o to. Prokurator nie mógł w to uwierzyć, a ja powiedziałem tylko: „Mówiłem panu, że więźniowie się modlą za tych, którzy decydują o ich przyszłości”.
 
To są takie małe cuda, których doświadczają ludzie w jakiś sposób otwierający się na modlitwę, poważne potraktowanie Boga i wprowadzenie Go we wszystkie okoliczności swojego życia. To wiąże się z „załatwieniem” spraw z przeszłości, ale także z otwarciem na Boże prowadzenie w przyszłości. Błędów przeszłości nie można zmienić, ale można się na nich uczyć.
 
Wielu jednak wraca do więzienia…
 
Niestety, czasem mam wrażenie, że to walka z wiatrakami. To może podciąć skrzydła: w więzieniu osadzony prowadzi pogłębione życie duchowe, a na wolności ponownie wchodzi na drogę przestępczą. Dzieje się tak z różnych powodów. Czasem sprzyja temu niemożność wyrwania się z przestępczego środowiska, szantaż. Nieraz więźniowie mają ogromne dylematy, co robić. Z jednej strony chcą wyrwać się ze swojego starego świata, z drugiej ten świat nie daje o sobie zapomnieć i uderza w najbliższych więźnia. Powtarzam wtedy: „Bracie, walcz o to, co naprawdę kochasz”.
 
Wiele mówi się też o resocjalizacji więźniów. Kiedyś usłyszałem, że z resocjalizacją jest jak z UFO. Podobno jest, ale nikt jej nie widział.
 
Czy zdarzyło się, że któryś z więźniów w jakiś sposób obraził Ojca?
 
Kiedyś, w czasie odprawiania Mszy świętej, zostałem przy ołtarzu opluty. Każdemu księdzu życzę takiego doświadczenia.

Dlaczego?!
 
To była dla mnie okazja do zjednoczenia z chrześcijanami prześladowanymi na całym świecie. Oni tracą zdrowie i życie, ja zostałem tylko opluty. Pamiętam, że było to przed czytaniem Męki Pańskiej. Zanim więc odczytałem Ewangelię, powiedziałem: „Bracia, to, że mnie opluto, jest niczym w porównaniu z tym, co uczyniono Jezusowi Chrystusowi. Za chwilę usłyszycie opis wydarzeń, w czasie których Jezusa ubiczowano, ukoronowano cierniem i ukrzyżowano”. Niezwykle cenne doświadczenie, kiedy naprawdę czuje się in persona Christi.

Bardziej chcą obrazić Chrystusa czy kapłana?
 
Łączy się z tym kwestia wulgaryzmów, których używają i osadzeni, i funkcjonariusze. Nieraz pytam funkcjonariuszy: „Panowie, kto tu kogo gorszy: osadzeni was czy wy osadzonych?”. Pewien młody funkcjonariusz bardzo często w mojej obecności powtarzał: „K…wa, k…wa”. Powiedziałem mu: „Proszę pana, miałem pracować w więzieniu dla mężczyzn, a pan ciągle widzi tu prostytutki. Gdzie one są? Proszę mi je wskazać”. Zignorował mnie wtedy, więc zaniosłem mu „list”, w którym był skserowany ze słownika języka polskiego passus o wulgaryzmach. W definicji było między innymi napisane, że wulgaryzmów używają osoby nieradzące sobie w sytuacjach stresowych. Kiedy po jakimś czasie go spotkałem, był oburzony, że uważam go za kogoś, kto sobie z czymś nie radzi. „Ja sobie nie radzę?” – zawołał. „Jak pan sobie radzi – odpowiedziałem – to proszę mi tu nie używać wulgaryzmów”. Tym bardziej że często przechodzę przez korytarze z Najświętszym Sakramentem i naprawdę nie godzi się, by takie słowa padały. Od tej pory jesteśmy w dobrych relacjach, a ponoć jeden z moich poprzedników omijał jego oddział.
 
Zdarzają się też słowne przepychanki z więźniami. Kiedyś przychodzę na oddział: dwóch osadzonych przygotowuje śniadanie. Mówię: „Szczęść Boże”, bo babcia nauczyła mnie, że ten, kto wchodzi, pierwszy się wita. Ale cisza. Mówię więc: „Dzień dobry”. Jeden podnosi głowę i mówi: „My tu księdza nie chcemy. Ja mam boga, który mi na wiele pozwala”. Ja na to: „Bracie, to cienki ten twój bóg, bo mój pozwala mi na wszystko”. Już wychodzę, ale pada jeszcze pytanie: „A na pedofilię?”. Nie daję się jednak zbić z pantałyku: „Jeśli masz z tym problem, to terapia powinna pomóc”. Dobrze, że garczki, które roznosili, były pełne, bo pewnie by za mną poleciały.
 
Często więźniowie usprawiedliwiają swoje odejście od praktykowania życia modlitewnego postawą kapłanów: „A bo ci księża tacy… ten Kościół taki…”. Pytam wtedy: „Czy kiedykolwiek skrzywdził cię jakiś ksiądz?”. „Nie, nigdy”. Jeśli słyszę jakiś nieprzyjazny komentarz na temat księży i Kościoła, raczej puszczam go mimo uszu. Tak naprawdę współczuję osadzonym. Są pozbawieni wolności i rozumiem, że może się w nich budzić agresja. Ale wśród więźniów czuję się bezpieczniej niż na ulicy.
 
 
Zobacz także
ks. Bronisław M. Jakubiec SDS
Siedział w pokoju przy biurku na wózku inwalidzkim. Zobaczyłem człowieka o łagodnym i miłym spojrzeniu, z twarzy którego promieniowała siła wewnętrznego pokoju. Przywitałem się i przedstawiłem. Ksiądz Kardynał poprosił, abym usiadł blisko, tuż obok niego. Zaczęła się rozmowa. Miałem wrażenie, że rozmawiam z człowiekiem, którego znam od dawna...
 
ks. Bronisław M. Jakubiec SDS
W oczach tego świata chrześcijaństwo jest szaleństwem, o wiele łatwiej przyjąć plastikową panreligię New Age. Kto by chciał słuchać o grzechu, albo o końcu świata? Piekło tej rzeczywistości jest jasne, "jaśniejsze niż tysiąc słońc", a będzie jeszcze jaśniejsze, kiedy połowa świata przejdzie do rzeczywistości wirtualnej...
 
Ks. Wojciech Nowacki
Gdy podczas studiów w Wyższym Seminarium Duchownym zaciekawiła mnie Odnowa Charyzmatyczna, zacząłem od pochłaniania dostępnej wówczas literatury. Poznawałem historię ruchu zielonoświątkowego i jego zdumiewające przejawy. Dowiedziałem się, że podobne doświadczenia mają miejsce w Kościele katolickim. To było fascynujące, ale ja byłem wciąż jakby na zewnątrz tego, o czym czytałem...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS