Równanie z wieloma niewiadomymi
W naszym równaniu z wieloma niewiadomymi musimy wziąć pod uwagę jeszcze dwie stałe: prawdę i dobro. Nie ma wolności tam, gdzie nie ma prawdy. Gdy ktoś każe mi wybierać między dwiema rzeczami i nie poinformuje mnie zgodnie z prawdą o ich zaletach czy wadach, słusznie mogę czuć się oszukany czy zmanipulowany. Kupowanie kota w worku trudno nazwać przejawem wolności. Nie ma prawdy - nie ma wolności. Kto nie uznaje prawdy - nie jest wolny. Żyje w złudzeniach. To tylko jeden, bardzo zdroworozsądkowy przykład realizacji Jezusowych słów „poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8, 32). Jak to się ma do naszej sytuacji z modlitwą o czyjeś nawrócenie? Jeśli powołaniem człowieka jest bycie blisko Boga (czyli świętość), to modlitwa o jego nawrócenie będzie zgodna z prawdą o nim samym, o jego celu, a jego samorealizacji, czyli będzie służyła jego wolności. Im dalej będzie prawdy o sobie, tym mniej będzie wolny. Nawrócenie, które będzie przybliżać go do prawdy o sobie, będzie więc służyło jego wolności.
Prawda jest związana z dobrem
Realizacja prawdy o sobie jest dla człowieka dobrem. Tylko w ten sposób może się w pełni rozwinąć. Zbliżając się do prawdy, człowiek staje się coraz lepszy, bo staje się coraz bardziej podobny do swojego pierwowzoru. Rozwija się. Modląc się o czyjeś nawrócenie, działamy więc dla jego dobra. Jest jednak jedna uwaga: często modląc się o czyjeś nawrócenie modlimy się o taki jego przebieg i skutki, jakie my sobie wyobrażamy. Chcemy, by się nawrócił „po naszemu”. Jesteśmy jednak omylni, nie wiemy wszystkiego o tym człowieku i często kierujemy się swoim egoizmem, więc to nasze wyobrażenie niekoniecznie jest zgodne z powołaniem tego człowieka, z prawdą o nim i z jego dobrem. On powinien się nawracać „po swojemu”, a może bardziej - „po Bożemu”, bo tylko Bóg zna prawdę o nim i tylko On wie, co naprawdę jest dla tego człowieka dobre. Dlatego mogę (i powinienem) modlić się o nawrócenie tych, na których mi zależy, ale czas i sposób i sposób realizacji tej modlitwy muszę zostawić jego Stwórcy.
Weźmy na przykład taką historię: Kasia przychodzi do domu zapłakana. „Mamo, ten Piotr jest taki przystojny, taki mądry i męski, tak bym chciała z nim chodzić, ale on mówi, że jest kompletnym ateistą”... „Nie martw się, Bóg obiecał, że da nam wszystko, o co go będziemy z wiarą prosić, więc jak będziemy się we dwie modlić, to na pewno się nawróci. Przecież skoro nawrócenie nie jest złe, to i samemu Panu Bogu zależy na nawróceniu Piotra, nie? Uszy do góry!”. Zaczęły się więc wytrwale modlić. Minęło kilka miesięcy. Kasia poweselała. Piotr zaczął chodzić do kościoła; ba, nawet stał się aktywnym uczestnikiem katechez. Aż w końcu bomba wybuchła. Kasia znów pojawiła się w domu roztrzęsiona. „Mamo, przemodliłyśmy! - woła od progu. - On... on idzie... do seminariuuuuuuuum!!!”.
Nie jedna, ale trzy wolności
"Kiedy coś jest zabawne, poszukaj w tym ukrytej prawdy” - mawiał George Bernard Shaw. Również ta historyjka doskonale nadaje się do podsumowania naszych rozważań o modlitwie i wolności. Pokazuje nam bowiem, że modląc się o czyjeś nawrócenie, muszę wziąć pod uwagę nie jedną, ale trzy wolności. Pierwszą - własną. Skoro bowiem jestem wolny, to wolno mi modlić się o czyjeś nawrócenie. Druga wolność, którą muszę wziąć pod uwagę, to wolność tego, za którego się modlę. Właściwie ją rozumiejąc nie będę pytał tylko o to, czy on chce, czy też nie chce się nawrócić, ale będę pamiętał, że zrealizuje on swoją wolność wtedy, kiedy będzie działał dla własnego dobra zgodnie z poznaną prawdą. Trzecia wolność, o której muszę pamiętać, to także wolność Tego, do Kogo się modlę - Boga, a więc muszę być gotowym na to, że może On chcieć „nawrócić” tego człowieka niezupełnie tak, jak ja to sobie wyobrażam i niekoniecznie wtedy, kiedy ja tego chcę. I nie będzie w tym nic złego - w końcu modląc się za kogoś, powinienem chcieć jego dobra, a nie mojego. Inaczej będzie to nie modlitwa za kogoś, ale próba manipulacji. A wtedy trudno mówić o wolności.
ks. Tomasz Opaliński