logo
Wtorek, 16 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bernadety, Julii, Benedykta, Biruty, Erwina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Alessandro Pronzato
Różaniec - rozważania
Wydawnictwo Salwator
 


Tytuł oryginału: Il rosario preghiera nel quotidiano
Tłumaczenie: Joanna Chapska
Redakcja: Edyta Manecka

(C) by Piero Gribaudi Editore, 1986
(C) for the Polish Edition 2001 Wydawnictwo Salwator

ISBN 83-88119-56-7

ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków
www.salwator.com


 

Trzecia tajemnica bolesna:
Ukoronowanie cierniem Pana Jezusa

Tytuł, który Mu się należy

Żołnierze zaprowadzili Go na wewnętrzny dziedziniec, czyli pretorium, i zwołali całą kohortę. Ubrali Go w purpurę i uplótłszy wieniec z ciernia włożyli Mu na głowę. I zaczęli Go pozdrawiać: "Witaj, Królu Żydowski!" Przy tym bili Go trzciną po głowie, pluli na Niego i przyklękając oddawali Mu hołd.
(Mk 15, 16-19)

W swej Ewangelii na końcu opisu rzymskiego procesu Marek umieścił ukoronowanie Jezusa i zniewagi, jakie otrzymał od żołnierzy.
P. Benoit, przytaczając wiele argumentów utrzymuje, że naturalne miejsce tego wydarzenia byłoby nie po biczowaniu, ale przed.
Miała to być bowiem rozrywka rzymskich żołnierzy, którzy w ten sposób urozmaicali sobie oczekiwanie podczas długich pertraktacji prokuratora z władzami i tłumem judejskim.
Prym wiodła pewnie jednostka wojskowa z Cezarei, która towarzyszyła Piłatowi. W jej skład wchodzili również słudzy z Syrii, znani ze swojej nienawiści do Hebrajczyków. Tym można wytłumaczyć okrucieństwo drwin wobec "Króla żydowskiego".

Jezus został obnażony ze swoich szat, zarzucili na Niego wytarty wojskowy płaszcz w kolorze purpury, włożyli Mu na głowę koronę splecioną z cierni (w Palestynie rosną krzewy cierniste z kolcami dłuższymi od palca u ręki). Żołnierze zainscenizowali parodię oddawania królewskich honorów. Coś na rodzaj komediowej ceremonii aklamacji (Ave Caesar, imperator!) i konsekracji króla.
Towarzyszyły temu splunięcia i uderzenia trzciną po głowie (której najprawdopodobniej skazany nie przyjął jako berła) oraz ośmieszające przyklęknięcia.
Jezus nie reagował. Nie robił nic. Pozwalał, by robili wszystko, co chcieli. Stał się zabawką w rękach ludzi.

 

Król dla żartu

Święty Atanazy ujmuje znaczenie tego wydarzenia wspaniałymi słowami:
"Skazuje się Go na śmierć jak człowieka, a teraz, kiedy ma umrzeć, adoruje się Go jak Boga. Najpierw czyni się Go nikim, a potem obwołuje Królem. Zdziera się z Niego Jego ubogie szaty, aby nałożyć na Niego purpurę. Ignorują fakt, kim jest Ten, którego obrzucają wyzwiskami i szyderstwami, a jednocześnie nazywają Go prorokiem. Kiedy tak się z Niego naśmiewają, kiedy Go policzkują, przyznają Mu trofea zwycięzcy: purpurową chlamidę, koronę uplecioną z cierni, berło z trzciny. To prawda, że czynili to wszystko dla zabawy; a jednak, nieświadomie na ich nieszczęście, On przyjmował to, co było Mu należne".

A oto cytat jednego ze współczesnych autorów: "Ewangeliści podkreślają z jednej strony niewinność Jezusa, a z drugiej, rzeczywistą niemożliwość rozpoznania, kim On jest naprawdę. Konkludując, zostaje aresztowany i skazany, wymierza Mu się karę, ponieważ jest nie do zniesienia - nie mieści się w znanych kryteriach, przyjmuje a zarazem krytykuje te, w których zostaje umieszczony. A w końcu zostaje zabity, ponieważ naprawdę jest Mesjaszem wysłanym przez Boga, Mesjaszem cierpiącym, a nie obrazem, który stworzyli sobie ludzie" (J. Radermarkers).

 

Kiedy Bóg zostaje wychwalony

Mówi się "pośmiewisko" żołnierzy.
Jednak prawdziwym pośmiewiskiem jest widzieć ludzi Kościoła, osoby duchowne, które przyjmują ziemskie honory.
Usprawiedliwiają wszystko chwałą Boga.
Zapominają, że chwała Ojca tkwi w ogromnym poniżeniu się Jego Syna.
Zapominają, że Bóg zostaje wychwalony przez Chrystusa wzgardzonego, wyszydzonego, oplutego, pobitego.

 

Opaska na oczach

W urąganiu żołnierzy, pod koniec rzymskiego procesu, widoczne jest podobieństwo do sceny opisującej obelgi, jakie zamykają proces judejski, który odbywał się (nielegalnie) w nocy.
Zatem rozważanie trzeciej tajemnicy nie może nie obejmować także i tego opisu.
"I niektórzy zaczęli pluć na Niego; zakrywali Mu twarz, policzkowali Go i mówili: Także słudzy bili Go pięściami po twarzy" (Mk 14, 65).
Opis krótki, ale pełen znaczenia.
Te same osoby, które wydały Jezusa na śmierć, oddają się scenie tak wulgarnej i okrutnej, która pasowałaby raczej do marnych żołnierzy.
Później dołączą i słudzy.

Według Marka to kapłani, pełni godności członkowie Sanhedrynu, osoby szanowane, plują na Jezusa.
Trzeba od razu podkreślić zakończenie: ci nienaganni sędziowie, po tym jak uratowali prawne pozory toczonego procesu, dali upust swoim prawdziwym uczuciom, jakie żywili do Jezusa. Trzeba tu wskazać, że wyrok nie był bezstronny, ale przesiąknięty uprzedzeniami i zawiścią.
Oprócz policzkowania i uderzeń (najprawdopodobniej najpierw były to uderzenia otwartą dłonią, a potem pięściami), dochodzi jeszcze nieprzyjemna gra: Jezusowi zostaje zakryta twarz. Zapraszają Go, by odgadywał, by prorokował.
Ale co miał odgadywać?

Marek zapomniał sprecyzować.
Bardzo możliwe, że miał odpowiadać na pytanie: kto cię uderzył?
Istnieje wiele interpretacji tego wydarzenia. Trzeba jednak wychwycić fundamentalne znaczenie tego opisu: Chrystus wyśmiany jest Prorokiem w całym tego słowa znaczeniu; tym, który mówi w imieniu Boga. Chrystus z opaską na oczach jest tym, który objawia nam oblicze Ojca.
"I tak Jezus pobity, maltretowany, pozwalający, by z niego szydzili, jest doskonałym obrazem Ojca. I to objawienie rozjaśnia nowym światłem relację Boga i ludzi, zapowiada i czyni możliwym zbawienie. Objawienie to jest tak konsternujące, że nie trzeba się dziwić, iż po dziewiętnastu wiekach chrześcijaństwa, jest ono nadal ukryte pod okazałym płaszczem nauki o Bogu bardziej filozoficznym, moralnym i religijnym, niż naprawdę chrześcijańskim" (P. Lamarche).

 

Zniewaga

Oczywiście opis prezentowany przez Marka robi ogromne wrażenie.
Te powściągliwe osoby, które trzymają się procedury i przepytują, oskarżają, bulwersują się, skazują, są tymi samymi osobami, które podejmują przeciwko pozwanemu wulgarną grę rodem z koszar.
Nie są to dwie sytuacje, dwa różne zachowania. To tak, jakby zdjąwszy raz togę sędziego, ci sami ludzie mogli oddać się najniższym instynktom.
Marek daje nam do zrozumienia, że w głębi jest to takie samo zachowanie - okazanie braku szacunku.

Szyderstwa, splunięcia, policzki są zamaskowane płaszczem srogiego prawa i reguł, welonem niepokoju o chwałę Boga.
Czasami zdarza się, że spotykamy osoby, które oskarżają wszystkich i wszystko. Nic i nikt nie umknie ich bezlitosnemu wyrokowi.
Ale zauważamy, najpierw ze zdziwieniem a potem z niesmakiem, że pod ich słowami i nienagannym zachowaniem, ukrywa się coś podejrzanego, podłego.
Są niesprawiedliwi właśnie dlatego, że mają rację.
Prawo służy im do ukrywania pogardy, jaką żywią dla drugiego.
Można być po stronie prawa tylko wtedy, jeśli nie jest się przeciw komuś.

 

Powinien patrzeć w twarz winnemu

"Odgadnij".
Chcemy, żebyś miał dobrze zaciśniętą opaskę na oczach.
Po to Ci ją założyliśmy.
Jest to akt litości z naszej strony. Litości dla nas, nie dla skazanego.
Chcemy kontynuować naszą okrutną grę, nie spotykając się z Twoim wzrokiem.
Potrzebujemy małego znieczulenia, żeby Cię zranić, żeby zadać cierpienie.
Ta opaska dodaje nam odwagi.
Jesteśmy pewni, że nie widzisz, skąd nadchodzi cios.
Nie rozumiemy, że Ty powinieneś widzieć.
Nie chodzi o "odgadnięcie" winnego.
Powinieneś widzieć, komu podarować przebaczenie.

 

Nikt Go nie rozpoznaje

Okrutna i bezsensowna scena zabawy sług i żołnierzy powinna zostać odwrócona. To nie skazany powinien odgadywać. To oni powinni odgadnąć, że pod szatami wyśmiewanego króla, wyszydzonego nieboraka, obrzuconego obelgami, kryje się jedyny, prawdziwy Król. Powinni odgadnąć, że Skazaniec, będący w centrum ich wulgarnej zabawy, prowadzi nadzwyczaj poważną grę, grę w "szaloną" miłość.

Opisy wyszydzenia i ukoronowania cierniami przedstawiają dramat nierozpoznania. Trzecia tajemnica znajduje zatem swoje prawdziwe podsumowanie trochę później, na Kalwarii, gdzie będzie ktoś, kto rozpozna tożsamość Króla ukoronowanego cierniem i wyszydzonego, nawet w tych ostatnich chwilach.
Można powiedzieć, że cała droga Chrystusa przebiegała pod znakiem oczekiwania tego rozpoznania.

 

Musiał przyjść ktoś z daleka

Oczekiwał go od pierwszej chwili, uważnie się rozglądając.
Był jeszcze Dziecięciem, kiedy przybyły niezwykłe osoby ze Wschodu, niosąc Mu wyszukane dary.
Ale Jego nie było pośród nich. A poza tym było zbyt łatwo rozpoznać Jezusa i oddać Mu cześć, ponieważ gwiazda służyła za znak i nawet zatrzymała się "nad miejscem, gdzie było Dziecię" (Mt 2, 9).

Jezus szukał go w różnych sytuacjach pośród tłumu. Ale tłum zdecydował, że proklamuje Go królem w dniu najmniej dla Niego odpowiednim, czyli w dniu, w którym nakarmił tłum nadzwyczajnym cudem. Jezus odrzucił to, co więcej, uciekł. Łatwo rozpoznać i przyjąć Króla, który rozwiązuje za pomocą cudu problem braku chleba.
Niektórzy z uzdrowionych klękali i wykrzykiwali słowa uwielbienia. Nawet demony, które wychodziły z ciała jakiegoś nędznika, nie omieszkały objawić Jego tożsamości. I nawet ci, którzy byli obserwatorami Jego cudów, nie ociągali się, by iść i rozpowiadać wiadomość. On jednak tego nie chciał, krzyczał na nich, stanowczo im nakazywał, by nic nikomu nie mówili. Odrzucał ten rodzaj rozpoznania, zbyt łatwy, biorąc pod uwagę sprzyjającą sytuację.
Nadal czekał na kogoś, kto miał nadejść z daleka.
Może był to Piotr. Pewnego dnia doznał olśnienia.
- Ty jesteś Mesjasz! (Mk 8, 29).

Mogła to być ta chwila. W głębi duszy nie byłoby Mu przykro, gdyby to Piotr był człowiekiem, który Go rozpozna.
Może jesteśmy blisko. Zechciejmy zatem podyskutować. Pozwolił Mu spojrzeć na twarz o szorstkich rysach. "Syn Człowieczy" oszpecony cierpieniem, skazany przez własne władze, potępiony przez ważnych ludzi, opluty, wyszydzony, zamordowany jak zwykły łotr.
Przerażony Piotr zakrył twarz. To nie mógł być Chrystus. Nie pasował do obrazu, jaki nosił w sercu.
Nic z tego. Rozpoznanie po raz kolejny się nie udało. Nazwawszy Piotra szatanem, znowu oczekiwał.
Na górze Tabor trzej Apostołowie (wśród uprzywilejowanych był również Piotr) pokazują, że nareszcie zrozumieli, że jest Panem i od razu pomyśleli, żeby zająć sobie wygodne miejsce w Jego Królestwie.

Wówczas miał na sobie odświętny strój. A potem słychać było dość wyraźnie głos, który mówił: "To jest mój Syn!"
A gdy schodzili z góry "przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim." (Mk 9, 9). Chciał, żeby rozpoznanie nastąpiło w mniej sprzyjających okolicznościach, na innej górze, tak różniącej się od tej. Tam nie wchodziłby już w grę problem szat - chociażby dlatego, że żołnierze zdarli je z Niego i grali o nie w kości. Tam nie byłoby żadnych głosów, które podpowiadałyby, jedynie złorzeczenia, szyderstwa i obelgi.

 

Przybył ktoś z daleka

Miał już odejść. Człowiek, który nadchodził z daleka nie mógł zdecydować się na przyjście. Kto wie, gdzie się zagubił. Bardzo możliwe, że wplątał się w jakieś kłopoty. O właśnie.
Łudził się jeszcze przez moment, że może jednak jest to Piotr. Ale z daleka słyszał jak ten przysięgał: "Nie znam tego człowieka" (Mk 14, 71).
Był zaskoczony, żywiąc nadzieję, że może przynajmniej w tym momencie łzy popłyną z oczu pierwszego Papieża.
Chyba się pomylił. Musi odejść, zanim pojawi się od tak dawna oczekiwany człowiek. Ale jeśli ma jakieś problemy, to trudno, żeby przyszedł w oczekiwanym momencie.
Z krzyża spojrzał raz jeszcze. Wokół byli jednak tylko ludzie, którzy może by Mu uwierzyli, ale pod warunkiem, że zszedłby z krzyża. A On chciał, żeby rozpoznali Go po śladach gwoździ, po ranach rozdartych cierniami, po śladach splunięć.

Zrezygnowany zamknął oczy. Otworzył je jednak, słysząc chropowaty głos:
- "Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa" (Łk 23, 42).
Udało się. Nadszedł w ostatniej chwili. Człowiek, który miał przybyć z daleka, był blisko, obok Niego, na tej samej wysokości krzyża.
Łotr - właśnie on - któż mógłby się spodziewać, że to on będzie człowiekiem, który rozpozna Króla. Pierwszy teolog Deus absconditus, ten, który umiał odkryć Boga ukrytego pod obrazem pospolitego złoczyńcy, ukrzyżowanego między łotrami.

Łotr - właśnie on - któż mógłby się spodziewać, był tryumfem, choć w chwili klęski, podczas gdy wierne dotąd wojska Jezusa były w rozsypce: ciało poorane biczem, korona cierniowa na głowie, nagi, wyszydzony, będący celem wszystkich okrutnych żartów, wystawiony na ciosy, przybity do haniebnego tronu...
W mroku upadku łotr widział jasno. Pośród ciemności klęski rozróżniał dokładnie rysy Boskiego oblicza.
Rozpoznał je wówczas, kiedy było "zniekształcone", a nie "przemienione".
Teraz Chrystus może naprawdę odejść.
Może nareszcie wejść do swego Królestwa. Oczywiście w towarzystwie człowieka, który przybył z daleka.

 

Korona Matki

Maryja też niosła swoją cierniową koronę. Podkreśla to Balthasar, wymieniając wiele momentów nierozpoznania, przez które przeszła:
"Maryja nosi swoją niewidzialną koronę cierniową, która jest związana nie tylko z szyderstwami wobec Syna, ale ze wszystkimi obelgami skierowanymi do Jej majestatu: Ona wydała na świat Syna Józefa, a nie jakiegoś nieznanego. Przywłaszczyła sobie kult, który przyćmiewa kult Syna, przystroiła się w atrybuty pogańskich bóstw, jak Ishtar i Najwyższa Matka, aby wylać czar na chrześcijan. Jej cierniowa korona jest z zażenowaniem pomijana również przez katolików".

A przecież to Maryja przypomina nam, że to właśnie my, pragnąc być uczniami Syna, powinniśmy przyjąć tę samą koronę, z pewnością nie tę, która zdobi.
"Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was" (Mt 5, 11).
Ten sam teolog cytowany wcześniej proponuje dość niewygodny rachunek sumienia całego Kościoła: "Ale kiedy kłamią prosto w oczy? Są odwieczne grzechy Kościoła, za które musi sprawiedliwie cierpieć całe następne pokolenie, nie ma innego wyjścia. Jakże rzadko zdarzają się sytuacje, kiedy Kościół może być uznany za naprawdę niesprawiedliwie prześladowanego!"

I sugeruje w końcu, że jeśli będziemy odczuwać ciernie, które ranią nam głowę, to powinniśmy mówić z przekonaniem:
- Panie, nie jestem godzien...


Zobacz także
O. Rufus
Zarzuty jakoby modlitwa "Zdrowaś Maryjo" była sprzeczna z Biblią i stanowiła zaprzeczenie zdrowej pobożności opartej na kulcie jedynego Boga, należy odrzucić jako uprzedzenia wynikające z nieznajomości Objawienia. Część oddawana Maryi wypływa z Pisma św., a opiera się na fakcie wybrania Maryi przez Boga, aby z Niej narodził się Jezus, który jest Synem Bożym, oczekiwanym Mesjaszem, Odkupicielem i jedynym Zbawicielem...
 
Fr. Justin
Jako kapłan starałem się od kilku lat pouczać wiernych o różnicy, jaka istnieje miedzy niepokalanym poczęciem Maryi a dziewiczym poczęciem Jezusa. Musze powiedzieć, ze czytania mszalne przeznaczone na 8 grudnia nie ułatwiają zadania. Gdyby Ewangelia została ograniczona do pozdrowienia anioła: "Bądź pozdrowiona, łaski pełna....", byłoby w porządku. Jednak fragment ewangeliczny obejmuje wątek o poczęciu Jezusa. I tu właśnie powstaje zamęt. Byłbym bardzo wdzięczny, gdyby Ojciec podzielił się swoją refleksją na ten temat.
 
Ewelina Gładysz
Matka jak człowiek. Bywa piękna, dobra, kochana, bywa też narkomanką, z depresją, źle ubraną, egoistką. Ile wybaczamy matkom? Jest Dzień Matki. Każdej. Nawet tej, do której nikt nie pójdzie z różą, czekoladkami i w ogóle nie pójdzie. Dla niej jest tylko jeden prezent. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS