logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Łukasz Kaźmierczak
Od psalmów do Ave Maria
Przewodnik Katolicki
 
fot. Grant Whitty | Unsplash (cc)


Na początku były kamienie wrzucane do garnka. Jeden, drugi, dziesiąty, setny. Żeby mógł powstać różaniec w znanej nam dziś formie, musiało jednak minąć przeszło tysiąc lat.
 
Tradycja modlitewna, którą możemy w jakiś sposób łączyć z różańcem – w sensie intencji, sposobu i celu odmawiania – sięga III wieku. Ówcześni pustelnicy chrześcijańscy, anachoreci, używali właśnie kamieni do odliczania kolejnych modlitw. Tak czynił choćby Paweł z Teb, który stawiał sobie za cel pobożne i skupione codzienne odmawianie trzystu modlitw. Pustelnicy wierzyli, że jest to najlepsza broń do walki z pokusami Szatana, a także wypełnienie Chrystusowych słów skierowanych do apostołów, że „zawsze powinni się modlić i nigdy nie ustawać” (Łk 18, 1).
 
Formula pietatis
 
Z czasem zaczęła tworzyć się tradycja zakładająca, że pustelnicy, a po nich mnisi powinni rozmawiać z Panem Bogiem fragmentami Biblii. Najczęściej wybierano fragmenty Ewangelii i psalmów, nazywając je formula pietatis, takie jak stosowane do dziś: „Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną grzesznikiem (Łk 18, 13) albo „Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu, Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu” (Ps 70, 2).  Z kolei wspomniany już Paweł z Teb odmawiał  trzysta razy „Ojcze nasz”. I to właśnie jego modlitwę możemy uznać za rodzaj „praróżańca” – jako stałej, powtarzalnej modlitwy, odmawianej określoną ilość razy.
 
W VI w. pojawił się sznur – jako bardziej praktyczna niż kamienie forma liczenia modlitw – umożliwiający jednoczesną modlitwę i pracę. Coraz częściej do formula pietatis dodawano także prośbę o wstawiennictwo Matki Bożej – przez wzgląd na pierwszy cud w Kanie Galilejskiej uczyniony przez Chrystusa za Jej prośbą. Mnisi modlili się więc wezwaniem: „Święta Boża Rodzicielko, módl się za nami”, wierząc, że to najskuteczniejsza forma wstawiennictwa u Boga. To był jeszcze czas modlitw niejako „elitarnych”, praktykowanych przez pustelników i mnichów kontemplacyjnych. Wielu z nich uczyło się latami na pamięć psałterza, odmawiając każdego dnia 150 psalmów. Przyjęła się także zwyczajowa formuła dzielenia ich na trzy części: „pięćdziesiątki” odmawiane rano, w południe i wieczorem. Psalmy były jednak niełatwe, długie, a część mnichów niewykształcona, nierzadko  niepiśmienna, dlatego coraz częściej odmawiano również formula pietatis, a zwłaszcza Modlitwę Pańską. W jej liczeniu pomocą służył sznur Paternoster. Natomiast za sprawą pokuty zadawanej w czasie spowiedzi, nakazującej powtarzanie określoną ilość razy „Ojcze nasz”, zwyczaj ten trafił także poza mury klasztorne, do ludu.
 
Przewrót modlitewny
 
Jak wskazuje mariolog Wincenty Łaszewski w książce Wszystko o różańcu, który może wszystko, najpóźniej w XII w. pojawiła się praktyka wielokrotnego odmawiania „Zdrowaś Maryjo”. „Mistycy zaczynają dostrzegać i uczyć, że «Zdrowaś Maryjo» to nic innego, jak ukazanie, że wielkie obietnice z Modlitwy Pańskiej urzeczywistniły się w osobie Maryi i mogą stać się udziałem każdego, kto jak Ona wejdzie na drogę pełnienia woli Bożej. Więcej, że odmawiający tę modlitwę zaprasza Matkę Jezusa do przyłączenia się do jego modlitw, by wydały one Boskie owoce!” – pisze Łaszewski. Maryja przedstawiana była już wtedy wprost jako Orędowniczka i Pośredniczka ludzi szukających zbawienia. Na wzór „Ojcze nasz” odmawiano więc 150 „Zdrowaś Maryjo”, które nazwano „Psałterzem Najświętszej Maryi Panny”. I to one stopniowo zaczęły wypierać wielokrotne powtarzanie „Ojcze nasz”. Wincenty Łaszewski określa to mianem przewrotu w świecie modlitwy tej rangi co przewrót kopernikański.
 
Jednocześnie cały czas rozwijał się w Kościele nurt pobożności jezusowej, czyli  tradycji osobistych rozważań wydarzeń z życia Jezusa. W XIII w. Ave Maria została poszerzona, zakonnicy zaczęli dodawać na jej zakończenie słowo „Jezus” lub „Jezus Chrystus”. To początek syntezy obu pobożności: jezusowej i maryjnej. Wielkie cysterskie święte – św. Mechtylda z Hackeborn i św. Gertruda Wielka uważały zresztą „Zdrowaś Maryjo” za modlitwę  skierowaną ku Chrystusowi i na nim skupioną. Wskazywały na zawarty w niej swoisty „ruch ku Jezusowi”, czyli wznosząca linię modlitwy, od Maryi do Chrystusa.
 
Dominików dwóch
 
Za twórcę różańca – a już na pewno za osobę, która przyczyniła się do jego wyjątkowego duchowego upowszechnienia – uchodzi jednak św. Dominik. Legenda głosi, że miał on objawienie, w którym ukazała mu się Matka Boska i przekazała sznur różańcowych pereł, jako modlitwę będącą najskuteczniejszą bronią w walce ze złem. Tak „uzbrojony” Dominik udał się w regiony Francji zdominowane przez albigensów i inne heretyckie ruchy, gdzie płomiennym kazaniami i mocą różańcowej modlitwy przemieniał serca grzeszników, stając się sprawcą licznych spektakularnych nawróceń.
 
Legenda spotyka się więc tutaj z wieloletnim, oddolnym rozwojem modlitwy nieustającej, który doprowadził katolików aż do różańca opartego na „Zdrowaś Maryjo”. Pytanie tylko, czy to na pewno jedynie legenda? Niekoniecznie, skoro potwierdziło ją aż trzydziestu dziewięciu papieży, którzy w swoim nauczaniu wspominają o św. Dominiku jako pierwszym apostole różańca otrzymanego od Najświętszej Maryi Panny. W tym znaczeniu nawrócenie albigensów uważa się za pierwszy wielki cud różańcowy. Jedno nie ulega wątpliwości: wielki kaznodzieja upowszechnił różaniec i uczynił modlitwą zrozumiałą dla zwykłych ludzi, objaśniając jego duchową treść i ucząc sposobu odmawiania.
 
Inny Dominik, mnich kartuski znany jako Dominik z Gdańska, dokonał kolejnego przełomu: stworzył na początku XV w. tzw. klauzule dzisiaj nazywane dopowiedzeniami: modląc się kolejnymi „Zdrowaś Maryjo”, dodawał po słowie „Jezus” zdanie opisujące jedną z tajemnic Syna Bożego. Dzięki temu mógł rozważać wydarzenia z życia Jezusa i Matki Boskiej. W 1521 r. Alberto de Castello uprościł metodę Dominika z Gdańska, ograniczając klauzule do 15 zasadniczych tajemnic.
 
Rosarium 
 
Trudno ustalić, jaka jest geneza nazwy modlitwy. Sam termin rosarium oznacza ogród różany, który często uprawiali mnisi, rozpropagowujący modlitwę. Ma to także znaczenie duchowe – symbolizuje Maryję jako ogród cnót. Łacińskim rosarium w XI i XII w. nazywano zbiór modlitewników poświęconych Maryi. Odmawianie modlitwy było jak składanie kwiatów – bukietu róż Maryi. Jednocześnie terminem tym określano element średniowiecznego stroju kobiet i mężczyzn – były to ozdoby zakładane na głowę lub szyję. W XIII w. na ten wzór zaczęto stroić maryjne figury, nakładając nań wieńce plecione z róż. Jednocześnie Maryja coraz częściej ujmowana była w symbolu róży – przykładowo wspomniana św. Getruda nazywała Matkę Boska „promienną różą niebiańskiej piękności”.
 
Różańcowy boom
 
Niezwykły rozkwit modlitwy różańcowej przypadł na XV wiek, w czym ogromna zasługa bł. Alana de Rupe, założyciela pierwszych bractw różańcowych. To ostatni element układanki, który sprawił, że różaniec na dobre trafił „w lud”. W 1481 r. Alano publikował książkę O używaniu Psałterza Maryi, w którym zawarł swój sposób odmawiania różańca: 150 „Zdrowaś Maryjo”, przedzielonych 15 „Ojcze nasz”, łącząc każdą modlitwę rozważaniem jednej z tajemnic wiary. I to on związał ostatecznie tę modlitwę z symboliką wieńca różańcowego.
 
Wkrótce potem nastał prawdziwy różańcowy boom, bractwa powstawały jak grzyby po deszczu, a przynależność do nich była w dobrym tonie, stając się niemalże wyznacznikiem osobistej religijności. Zapotrzebowanie na wieńce różańcowe okazało się tak duże, że powstał nawet specjalny cech wytwórców różańców „Paternostermacher”. Sprzyjały temu tragiczne wydarzenia, potwierdzające prawdziwość powiedzenia „Jak trwoga to do Boga”: wojna stuletnia, a przede wszystkim epidemia dżumy – „czarnej śmierci”, która zdziesiątkowała Europę. I to właśnie w okresie epidemii dodano do „Zdrowaś Maryjo” wezwanie o pomoc i frazę: „Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinę śmierci naszej”.
 
Wiek później różaniec stał się obiektem zażartej walki – jako symbol pobożności maryjnej był szczególnie zaciekle zwalczany przez zwolenników reformacji, którzy karali śmiercią za samo jego posiadanie. Natomiast dla kontrreformatorów stanowił najskuteczniejsze narzędziem walki z grzechem i herezją.
 
Wagę modlitwy różańcowej potwierdzali także oficjalnie papieże – przy czym za pierwsze świadectwo uznania tej modlitwy za dar Kościoła uchodzi dekret Leona X z 1520 r. W 1569 r. papież Pius V specjalnym dokumentem zatwierdził formę różańca, która przetrwała aż do dziś. W XVIII w. różaniec był już oficjalnie uznawany przez Kościół za jego własność i skarb, do którego odwoływali się wszyscy kolejni papieże, wzywając do odmawiania modlitwy różańcowej jako najskuteczniejszego oręża mogącego ocalić świat przed złem. I tak oto dochodzimy do rewolucji Jana Pawła II, świętego, który – jak pisze Wincenty Łaszewski –„miał odwagę naruszyć wielowiekową strukturę różańca”. 16 października 2002 r. papież ogłosił list apostolski Rosarium Virginis Mariae, w którym dodał pięć kolejnych tajemnic różańcowych nazwanych tajemnicami światła. Różańcowa ewolucja dobiegła końca.
 
Łukasz Kaźmierczak
Przewodnik Katolicki 40/2016

W tekście korzystałem z książki Wincentego Łaszewskiego Wszystko o różańcu, który może wszystko, Wydawnictwo Fronda, Warszawa 2016 
 
Zobacz także
Jan Gładysiak
Nie tylko w Polsce święto Narodzenia Maryi ma wyjątkowy charakter. W krajach południowych, zwłaszcza we Włoszech, wytworzył się zwyczaj czczenia Maryi Najświętszej Dziewczynki (Maria Santissima Bambina). W wielu sanktuariach znajdują się cudowne figury Maryi ukazanej jako niemowlę, często leżące w żłobie...
 
Jacek Ponikiewski
Przez cały czas staramy się ze sobą zjednoczyć. Wprowadzamy zatem mechanizmy globalizacji, przeróżne komunikatory i wszędobylski Internet. Skrócenie odległości za pomocą sztucznych narzędzi, sprawia, że nasze kontakty takie też się stały. Wydaje się, że pędząc ku sobie, oddalamy się od siebie w szaleńczym tempie...
 
Mateusz Łuksza OP
W naszej tradycji kulturowej złość jest postrzegana jako uczucie negatywne, utrudniające życie. Według mnie to nie jest do końca prawda. Trudno sobie w ogóle wyobrazić życie bez doświadczania i wyrażania złości, chociaż mówienie ludziom o niej może nas narazić na konflikt lub atak zagrażający naszej samoocenie. 

Z Andrzejem Wiśniewskim rozmawia Mateusz Łuksza OP
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS