To nie był spokojny wieczór. Jezus wiedział, że od kilku dni Żydzi, Jego współwyznawcy, chcieli Go zabić. Bezpośrednią przyczyną miało być oskarżenie o bluźnierstwo. Że On, będąc człowiekiem, Boga nazywał Ojcem, a przez to czynił się Mu równym. Atmosfera gęstniała od kilku dni. Zamiary dojrzewały. Gdy na szczęść dni przed Paschą był w Betanii, arcykapłani już dawno zdecydowali o zabiciu Jezusa. I On miał tego świadomość, gdy mówił, że Maria namaściła Go na pogrzeb.
Wszyscy znamy poczucie niedosytu, a nawet frustracji, kiedy znajdujemy się w prawdziwej potrzebie i żarliwie modlimy się o pomoc czy Bożą interwencję, ale mimo szczerych naszych wysiłków możemy tylko wołać w rozpaczy: Panie, za mało! Za późno! Za słabo! Czasami jednak, zupełnie nie wiadomo dlaczego, Bóg jakby nie miał umiaru: okazuje się zbyt hojny i daje nam tyle, że najzwyczajniej w świecie nie wiemy, co z tym nadmiarem łaski zrobić.