logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
o. Piotr Ścibor OCD
Ryzyko modlitwy
Głos Karmelu
 
fot. William Farlow | Unsplash (cc)


Ci, którzy kroczą drogą poszukiwania mądrości Bożej, nie stawiają domów, lecz przenośne namioty, ponieważ wciąż wędrują i wciąż posuwają się naprzód, a im większe czynią postępy, tym bardziej rozpościera się przed nimi droga rozwoju i wiedzie w nieskończoność.
(Orygenes, Homilie o Księdze Liczb, 17)

Modlitwa jest ryzykiem


Może postawić oranta w sytuacji braku orientacji. Dzieje się tak jednak dla zyskania jej lepszej odmiany i odnowienia dążenia do celu przez zostawianie „bezpiecznych” kryjówek – ucieczek od życia. Najczęściej wtedy osoby zostawiają modlitwę jako trudną i uciążliwą, pokonując swój nieznośny dysonans poznawczy, polegający na wiedzy o jej konieczności i pozornej niemocy jej spełnienia, mówieniem o uzyskanej umiejętności modlitwy nieustannej lub konieczności rezygnacji z niej na rzecz służby bliźnim. Bywa, że oskarżają modlących się o oderwanie od prawdziwych problemów życia (czasami słusznie). To wszystko po to, aby nie czuć wyrzutów sumienia wskazujących na zaniedbanie tej istotnej dla bycia chrześcijaninem sprawy.
 
Rzeczywistość modlitwy jest zbyt poważna, aby ją zakonserwować w stagnacji przyjemnych uczuć i błyskotliwych myśli. Powaga modlitwy wiąże się istotnie z powagą egzystencji ludzkiej. Co jakiś czas jesteśmy zaskakiwani splotem wydarzeń, które przerastają nasze zdolności adaptacyjne. Możemy wtedy udawać przed innymi mocnych lub się załamywać. Spotkanie z tym, co wydaje się nas przerastać, jest normalnością dla życia pielgrzyma. O ile przyjmiemy konsekwentnie właśnie to, że jako pielgrzymi jesteśmy w drodze do niebieskiej ojczyzny, zaskoczenia nie będą czymś zaskakującym. Ot, taki święty paradoks. Trwanie w modlitwie przydaje pielgrzymich zdolności. Nie tylko do przechodzenia przez trudy wędrówki, ale umiejętności zadziwienia się nowymi perspektywami, jakie roztaczają się na widnokręgu. Jest to o wiele bardziej zachwycające niż zbudowanie sobie spokojnego i wygodnego życia. Co zresztą i tak jest iluzją (por. Łk 12, 16–20). „Święty spokój” rzadko ma coś wspólnego ze świętością i ostatecznie ze spokojem.

Bóg tylko mym oparciem
 
„Bez podstaw, a oparty... Bóg tylko mym oparciem; Gubię się tylko w myśli tej, żem słaby, lecz i mocen. To szczęście duszy mej!” (św. Jan od Krzyża, Glosa o rzeczach boskich; glosa „a lo divino”). W taki sposób św. Jan od Krzyża odkrywał swoje uszczęśliwiające paradoksy pielgrzymowania.
 
Czy potrafimy tak wierzyć w Boże prowadzenie, że będziemy gotowi poznawać bezpieczeństwo tego prowadzenia pośród wszystkich druzgoczących czy niezrozumiałych faktów naszego życia? Modlitwa jest polem obserwacyjnym takiego doświadczenia. Wytrwanie na niej daje takie nadprzyrodzone poznanie dla rzeczy naturalnych. Daje sprawność pielgrzymowania, aby nie dać się ograniczyć sprawom ludzkim, które są ze swej natury rzeczywistościami ograniczonymi. Jest konieczna jakaś fundamentalna zgoda na utratę kontroli nad własną modlitwą. Nieprzykładanie swych miar do intymnego spotkania z Bogiem. Zaprzestanie mierzenia jakości tego spotkania albo przyłożenie do niego miary oblubieńczo-miłosiernej miłości Pana. „Kto wierzy, kto sięga po wiarę, ten czyni prawdziwy krok, a idąc, nie może filozofować o możliwości chodzenia, zastanawiać się, jak przejść od siebie do Boga i mieć zarazem nad tym kontrolę” (Hans Urs von Balthasar, Chrześcijanin i lęk). Istnieje jakaś fundamentalna potrzeba oderwania się od wyobrażeń o własnym rozwoju duchowym (dla „znawców” św. Teresy od Jezusa dobre byłoby odrywanie się od gorączkowego zastanawiania się nad tym, w którym jest się mieszkaniu) na rzecz egzystencjalnego spotkania w modlitwie z Bogiem, który lepiej zna mnie, niż ja sam siebie. Taka pielgrzymia modlitwa, będąca obrazem wiary, nie jest czymś mglistym i nieokreślonym, ale wydaje konkretne owoce w postaci umiejętności odnajdywania się na drogach pielgrzymowania, dostrzegania właściwych kierunkowskazów na niebo, a także spieszenia z pomocą tym, którym trud kroczenia zachwiał nadzieją.
 
Modlitwa nomady duchowego, jakim jest chrześcijanin, ma w sobie jakieś święte „nie wiem”, jakąś mądrą ignorancję, oświeconą niewiedzę. „By dojść do tego, czego nie poznajesz, musisz iść przez to, czego nie poznajesz. By dojść do tego, czego nie posiadasz, musisz iść przez to, czego nie posiadasz. By dojść do tego, czym nie jesteś, musisz iść przez to, czym nie jesteś” (św. Jan od Krzyża, Droga na górę Karmel, I, 12, 11). Wejście w taką praktykę powierzenia siebie Bogu czyni nas wolnymi i wewnętrznie swobodnymi, ze świeżym spojrzeniem na fakty naszego życia, przez które przecież On mówi. Ciągle ponawiany krok zaufania z jednoczesnym oddaniem się w ręce mocnego Boga to styl modlitwy w dobrym napięciu, łagodzącym wszelkie napięcie pochodzące z innych źródeł.
 
„Przez wiarę ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania Bożego, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie. Wyszedł, nie wiedząc, dokąd idzie. Przez wiarę przywędrował do Ziemi Obiecanej, jako ziemi obcej, pod namiotami mieszkając z Izaakiem i Jakubem, współdziedzicami tej samej obietnicy. Oczekiwał bowiem miasta zbudowanego na silnych fundamentach, którego architektem i budowniczym jest sam Bóg” (Hbr 11, 8-10).

Być wiernym modlitwie
 
Abraham wyszedł, nie wiedząc, dokąd idzie, wszedł do ziemi obietnic, która była ziemią obcą. Wszystko to zrobił, bo zaufał obietnicy Boga „w ciemno”. Modlitwa pielgrzymia daje nam oparcie o mocne fundamenty. Żadna ludzka obietnica nie da nam takiego oparcia. Modlitwa jest sposobem rozeznania pewnej (od słowa pewność) obietnicy do takiego stopnia, że znajdując się w „ziemi obcej” (czyli w tych wszystkich przestrzeniach naszego życia, które wpędzają nas w poczucie wyobcowania, wypędzenia...), czujemy się jak u siebie. Bo On jest z nami. Bo nieznana ziemia obiecana (wydająca się obcą) bardziej jest ziemią obietnic. Dobrze jest żyć z Bogiem dającym obietnice, dobrze jest być wiernym modlitwie jako spotkaniu z Takim Bogiem. Jest się wszędzie u siebie, nawet w sytuacjach, w których czujemy się obco, niezadomowieni. Czujemy się jak u siebie, bo nasze „u siebie” to wędrowanie z namiotem, bez budowania domów.
 
Gdy wypędzano św. Jana Chryzostoma z Konstantynopola, mówił w jednej ze swych ostatnich homilii: „Czegóż mamy się lękać? Może wygnania? «Pana jest ziemia i wszystko co ją napełnia» ps. 24, 1” (Ante exsilium, 1-3).
 
To, co nas wygania z naszego życia: nasze niespełnione oczekiwania, zawiedzione ludzkie nadzieje, rozczarowania – to wszystko jest szansą, że przez wytrwałą modlitwę odnajdziemy prawdziwy sens naszej pielgrzymiej egzystencji bycia w drodze, będąc „bez oparcia, a jednak opartymi” (św. Jan od Krzyża).
 
Piotr Ścibor OCD
Głos Karmelu 06/2013 
 
Zobacz także
Łukasz Mrózek
Co dzisiejszy nauczyciel może zaproponować dziecku, oprócz szeroko rozumianego „programu wychowawczego”? Gdzie kończy się dla niego nieprzekraczalna granica? Czy jeden krok „poza” jego kompetencje jest możliwy? Zmian pragnie przede wszystkim dziecko, znudzone trzymaniem „sztywnej ramy”, która w coraz mniejszym stopniu przekłada się na skuteczność wychowawczą. Brak autorytetu i brak motywacji to bolączki współczesnego sytemu edukacji. 
 
Danuta Piekarz

Pewien człowiek miał dwóch synów… To nie jedyna przypowieść Jezusa zaczynająca się od tych słów. Pamiętamy też tę drugą – o “wzorowym” synu, który mówi: “Pójdę”, a nic nie robi i o jego niesfornym bracie, który odpowiada: “Nie chcę”, ale to on spełnia wolę ojca (Mt 21,28-31), Obie przypowieści łączy podobny wniosek: starszy syn, “wzór cnót wszelkich” okazuje się bardziej problematyczny od młodszego łobuziaka, podobnie jak wspaniały bogaty młodzieniec nie potrafi zdobyć się na gest, jaki czyni celnik Mateusz i wielu jemu podobnych.

 
Tomasz Gaj OP
Półki w księgarniach uginają się pod ciężarem poradników psychologicznych: Jak pokochać siebie? Jak pogodzić się z własnym życiem? Jak przebaczyć samemu sobie? Jak zaakceptować swoją historię? Zjawisko to można skwitować i łatwo ocenić jako przejaw rozpsychologizowania naszych czasów. Warto jednak zadać pytanie. Jeśli panuje podaż na tego rodzaju lektury, to przecież musi istnieć również i popyt. Skąd on się bierze?
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS