logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Karl Rahner
Sakramenty Kościoła
Wydawnictwo WAM
 


 

Wydawnictwo WAM
Kraków 1997


 

III - TAJEMNICA NASZEGO CHRYSTUSA
(Święta Eucharystia)

Kiedy Kościół w świętym obrzędzie czyni to, co On czynił i co nam nakazał czynić, wtedy jest On tu pośród nas: jest tu w swojej cielesnej osobie, jest tu jako Arcykapłan swego Kościoła przed Bogiem wszystkich światów i historii, jest tu jako nasza własna ofiara, ponieważ się za nas ofiarował i możemy przed majestatem świętego Boga odwoływać się do posłuszeństwa i miłości naszego Pana, jest tu jako nasza ofiara, która sama wydała się w nasze ręce, aby nasz kultowy obrzęd jako liturgiczny gest ofiarny ukazał na nowo to, co wydarzyło się raz na zawsze w ofierze Jego życia, złożonej odwiecznemu Bogu. Jest obecny w postaci daru, który jako zadatek życia wiecznego sam do nas zstępuje. Jest tu jako jedność miłości wśród nas. Jest tu ze swoją śmiercią i swoim życiem, które odebrał śmierci. Jest obecny jako początek przemienienia świata i jako rękojmia chwały Bożej, wkraczającej niepowstrzymanie w mroki grzechu. Jest tu jako siła życia i jako moc, która wciąga nas w Jego śmierć, aby naszą śmierć obdarzyć łaską Jego życia. Jest tu jako przyjaciel i towarzysz drogi, jako braterski uczestnik naszego losu. W tym wszystkim zaś, w czym jest On obecny wśród nas i dla nas w świętym obrzędzie, daje nam, wszczepia nam siebie, a przez to, że Go przyjmujemy, bierze nas w siebie. Wieczna aktualność Jego życia i śmierci oraz obietnica naszej przyszłości stają się w naszym czasie obecnym sakramentalną jednością. Jednego tylko od nas się wymaga: byśmy wobec dokonującego się na nas czynu Pana wyrzekli z głębi naszej miłującej wiary: "Amen".

Kiedy wypowiadamy to "Amen", kiedy współsprawujemy ową pamiątkę, kiedy w wierze i w miłości pozwalamy się ogarnąć temu, co się dokonuje wśród nas i na nas, zostajemy sami włączeni w owo "Amen" Syna wobec niepojętego zrządzenia Ojca. Jesteśmy wtedy tymi, którzy oddają cześć i składają dzięki, którzy składają ofiarę i są jej przedmiotem, przy czym w obu tych aspektach chodzi o ofiarę, która jako jedyna nie rozpływa się w czczym bezsensie. Jesteśmy wtedy czcicielami w Duchu i prawdzie, jesteśmy wtedy jednością, przesłaniającą wszelką niezgodę i wszelkie rozdarcie. Jesteśmy wtedy istotami przemienionymi, dla których śmiertelne prawo przemienione jest w wolność ducha, śmierć w życie, czas w wieczną aktualność. Kiedy Go przyjmujemy, wszystko zostaje przyjęte do nieskończoności Boga i miłości Chrystusa, wszystko zostaje ze sobą pojednane, wszystko staje się otwarte, wszystko znajduje swój cel. Podobnie jak każdy inny sakrament, również i ten staje się w nas, istotach wolnych, skuteczny poprzez naszą wiarę - ale w ten sposób, że właśnie ta wiara zostaje przyjęta z łaski Bożej, której obietnica właśnie w tym "sakramencie wiary", w tym mysterium fcdei wstępuje namacalnie w nasze życie, że wiara i sakrament wzajemnie się wspierają, ponieważ i jedno, i drugie ma swoją podstawę w łasce Bożej w Chrystusie, której źródłem jest to, co ten sakrament zawiera: obecność Pana i Jego jednającej śmierci.

Niezależnie od tego, czym jest ten sakrament ofiary, jest on tym jako ofiara i przyjmowany pokarm ofiarny, jako Chrystus, który zawierzył siebie Ojcu i pod postacią pokarmu zawierzył siebie nam. Ale Pan dał nam siebie właśnie jako pokarm, który należy spożyć: według Jego własnych słów to, co nam podaje, jest Jego Ciałem i Krwią, które mamy przyjąć. To, co przyjmujemy, nie staje się więc Jego Ciałem i Krwią dopiero z chwilą, kiedy je spożywamy. Dlatego zarówno ziemski, jak i niebieski pokarm dla życia wiecznego może być przechowywany, aby można było nakarmić nim łaknących, i przez to, że tu jest, zachęca nas i przynagla do przyjmowania go. W ten sposób cielesna uczta miłości może objąć szerszy krąg niż tylko tych, którzy mogli być cieleśnie obecni przy jej pierwszym sprawowaniu.

Dlatego Kościół nigdy, w żadnym okresie swojej historii, nie uważał, jakoby było mu zabronione przechowywanie konsekrowanego Chleba życia wiecznego pośród swych wiernych, tak aby również poza wielkim obrzędem ofiarnym wspólnoty mógł on służyć jako Chleb życia poszczególnym jej członkom. Kościół był zawsze przekonany, że również w taki sposób uczestniczy się w uczcie ofiarnej wspólnoty, w liturgii eucharystycznej (jako że przestrzenny i czasowy dystans nie ma znaczenia dla istoty tego aktu). Że zaś Kościół wie, iż w tym przechowywanym sakramencie według słów Chrystusa obecny jest prawdziwie i istotowo swoim Ciałem i Krwią, ciałem i duszą, swoim bóstwem i człowieczeństwem sam Pan, przeto nauczył się tego swego Pana, wcielone Słowo Ojca, coraz bardziej w tym sakramencie czcić, wielbić, otaczać tym nabożnym uczuciem i tą miłością, jakie należne są Zbawicielowi i Panu Kościoła. Owa eucharystyczna pobożność poza ramami liturgii mszalnej, wzrastająca w trakcie historii Kościoła, przybierała też niekiedy formy, które kryły w sobie niebezpieczeństwo przesłonięcia najistotniejszych i najbardziej autentycznych rzeczywistości przez pobożną egzaltację. Całościowo wzięta, jest wszakże historia tej pobożności elementem wprowadzenia w całą prawdę, który otwiera nowe wprawdzie, ale niezbywalne horyzonty poznawcze i prowadzi do trwałych zachowań Kościoła. Cicha adoracja Pana przez kogoś samotnie klęczącego przed ukrytym w naszych ołtarzach tabernakulum, ukazywanie Najświętszego Sakramentu w monstrancji, przez co tajemnica zostaje "wydana" naszym spojrzeniom, właściwie rozumiane, nie muszą bynajmniej odwodzić od sensu sakramentu. Przeciwnie: również w ten sposób pokarm życia wiecznego głosi śmierć Pana; właśnie również w taki sposób adorowany, wzywa do tego, by go spożywać. Skoro tajemnica Chrystusa zawsze i wszędzie sądząc i zbawiając ogarnia nasze życie (czy dostrzegamy to, czy nie), to dlaczego owa tajemnica naszego istnienia nie miałaby się naocznie ukazywać przez to, że nasze spojrzenie pada na pokarm Kościoła, w którym spożywamy dla siebie życie albo wyrok?

Pozostajemy stale (albo możemy pozostawać - jeśli tylko Duch Chrystusa żyje w nas i prowadzi nas) w duchowej komunikacji z Chrystusem - niezależnie od tego, czy klęczymy w kościele, czy też przemierzamy zakurzone drogi codzienności. Ale ta duchowa komunikacja jest również naszym z a d a n i e m. I właśnie o tym zadaniu przypomina obecny stale w ołtarzu Najświętszy Sakrament: słowo Boże, które nas wzywa do trwania w Chrystusie i Jego miłości (a przez to daje również siłę), staje się w nim wyraźniejsze i trudno go nie usłyszeć. "Pozasakramentalna" pobożność eucharystyczna pozostaje stale związana ze swym źródłem, z ucztą ofiarną. Wtedy tylko jest ona pełna treści i zdrowa, jeśli pamięta się o tym odniesieniu do ofiary Mszy świętej. Jednakże przy zachowaniu tego warunku nie budzi ona zastrzeżeń i fakt, że w Kościele, który jest pod opieką Ducha, trwała przez całe wieki i przynosiła owoce Ducha, już sam w sobie jest legitymacją dla tego, kto wie, że Ducha Chrystusowego nie można znaleźć w sposób indywidualistyczny, z pominięciem ducha Kościoła.

To pozwala również pojąć i wytłumaczyć, co w rozumieniu katolickim dzieje się w święto Bożego Ciała czy podczas kongresu eucharystycznego. Otóż dzień taki nie jest dniem demonstracji zwróconej przeciwko przekonaniom innych chrześcijan. Takie pojmowanie tego dnia (przez jedną czy przez drugą stronę) byłoby zapoznaniem sensu sakramentu, który jest więzią jedności i miłości i pragnie stawać się nią w coraz większym stopniu. Tego rodzaju treść jest całkowicie obca świętu Bożego Ciała już choćby dlatego, że zwyczaj jego obchodzenia pochodzi z okresu, kiedy zachodnie chrześcijaństwo nie było jeszcze rozdwojone.

Wyrosło ono ze zwyczaju procesji po polach. Człowiek przemierza w nich ziemskie wymiary swego bytowania, uświęcając je, i wnosi "świętość" (relikwie Kościoła - właśnie aż do Sanctissimum włącznie) w cały swój świat. Ponieważ wszystko pomimo swej różnorodności wyrasta z jednego korzenia i zmierza ku jednemu celowi, w procesji tej splata człowiek ze sobą obszary i akty swej egzystencji: otwarta przestrzeń świata staje się kościołem, słońce - światłem na ołtarzu, szmer wiatru zlewa się w jeden chór z pieśnią ludzi, na znanych nam z codzienności rogach ulic ustawione są ołtarze, poważne zgromadzenie ludzi stojących przed Bogiem przemienia się w barwny radosny pochód, a niefrasobliwe ptaki niebieskie przecinają swym lotem głos chóralnej modlitwy, co wznosi się z zatroskanej ziemi, niemal już przemieniona w czystą pieśń pochwalną.

I kiedy chrześcijanie wędrują tak poprzez obszary swego codziennego bytowania, to chcą nieść z sobą i ukazywać to, co przy tym namacalnym i widocznym tutaj ruchu ich bytowania poprzez doczesną niestałość niesie ich ku temu, co trwałe, co jest już znakiem i obietnicą, sakramentalną obecnością tego, ku czemu zmierzają: wiecznego zbawienia, nieskończonego pokoju, życia, które nie będzie już mieć zmierzchu, celu, który cały ruch w siebie przyjmuje i przemienia.

I dlatego niosą oni ze sobą Sakrament swych ołtarzy. To tak, jak gdyby chcieli skonfrontować rozdrażnioną i złą świeckość swej wielkomiejskiej codzienności w kamiennych pustyniach tych miast z milczącą świętością, która przez cały czas skrywa się nieśmiało w tabernakulach kościołów, też jakby bezsilnych i zagubionych w tym nieprzejrzanym morzu domów. Oczywiście: d e c y d u j ąc e spotkanie świeckiego, pełnego win i potrzebującego odkupienia świata z odwieczną i cichą mocą łaski Bożej może się dokonywać tylko w sercach ludzi. Chrześcijanie jednak chcą wyrazić, chcą dać się ukazać tej prawdzie, że łaska pragnie odkupić, uświęcić i zbawić świat, a nie tylko sumienia; cielesne życie, a nie tylko mgliste i prywatne ludzkie tęsknoty. I dlatego niosą sakrament życia wiecznego poprzez codzienność nieświętego świata. Ta procesja mówi: W tej wędrówce przez świat mamy ze sobą Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego. Idzie On z nami środkiem naszego życia, po wszystkich jego drogach, spotyka nas w losie, jaki godzi w nas na rozstajach naszych dróg, nie rozpoznany spogląda na nas z oblicza brata, obok którego obojętnie przechodzimy. Niesiemy naszymi ulicami znak obecności Tego, który jest Drogą i Celem, o którym wyznajemy, że wszystkie drogi stają się proste i prowadzą do celu, jeśli tylko On idzie z nami.


Zobacz także
Fr. Justin
Już od wieków pojawiali się, a także i dziś występują w Kościele rzecznicy uzależnienia ważności sakramentów od osobistej świętości i wiarygodności ich szafarzy, kapłanów. Wydaje mi się, że ci rzecznicy mają rację.
 
ks. Tadeusz Chromik SJ
Czy warto ufać Bogu i pokładać w Nim nadzieję? Dlaczego ja, człowiek, który wkroczył w dwudziesty pierwszy wiek, mam akurat zaufać Bogu? Przecież dzisiejsza technika daje mi tyle możliwości realizacji siebie. Po cóż zatem sięgać aż w zaświaty?  
 
Inga Pozorska

Wielu z nas należy do wspólnot i grup modlitewnych. Przychodząc do nich, kierujemy się różnymi motywacjami. Dlatego chciałabym na początku postawić pytanie: czym w ogóle jest wspólnota modlitewna i czy w pewnych sytuacjach jest tym, czym być powinna?

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS