logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
o. Ignacy Kosmana OFMConv
Samotność we dwoje
Rycerz Niepokalanej
 
fot. Tom van Merrienboer | Unsplash (cc)


Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa.

(Jan Paweł II)

 

Zdarza się tak, że dwoje ludzi, którym przed laty objawiła się miłość, dotknęło jej blasku i uczyniło swoim światłem – nie znajduje żywego uczestnictwa w tej szczególnej przyjaźni. W dziwnym paradoksie małżeńskiej historii dwa ciała jednego serca, patrząc w tę samą stronę, w istocie odwrócone są do siebie plecami. Samotne. Po miodowym miesiącu, który trwa rok, dwa, dziesięć i więcej, narasta dystans między ciałami i serce się rozpoławia; już nie jest jedno. Nie ma jednej myśli i działania. Dzieci, jeśli są, wyfruwają z rodzinnego gniazda i są niewielkie szanse, że któreś z nich wróci do domu. Dogasa domowe ognisko, tlące się jeszcze w dwojgu starzejących się obok siebie – nie razem – osób. Pogodzeni z niezrozumieniem własnej istoty i bezsensem życia – żyją z dnia na dzień. Z przerażeniem patrzą na kalendarz; coraz mniej w nim kartek, coraz mniej czasu, by zrozumieć własne człowieczeństwo i sensownym uczynić własne życie. Dożywają starości, skrzętnie ukrywając przed ludźmi swoją porażkę. uchodzą za dobre, zgodne, kochające się małżeństwo. Ale oni wiedzą, że jest to tylko kolorowe opakowanie. Na pokaz.

 

Zamierzchłe dni

 

Co takiego wydarzyło się w ich życiu, że doszło do degradacji małżeńskiego środowiska? Czego zabrakło? Czego było za mało, a czego nazbyt dużo?

 

Żeby odpowiedzieć na te pytania i nie opowiadać banałów, musisz najpierw uderzyć się we własne piersi. A potem – wyznać grzech wzajemny, "że odstąpiłeś od twej pierwszej miłości"; przypomnieć sobie, skąd pochodzisz i skąd pochodzi twoja miłość? Bóg jest miłością. I miłość jest Boża, nie twoja. Zatem, "nawróć się i pierwsze czyny podejmij".

 

Nie ma innej drogi powrotu, jak tylko ta przez święty znak miłości: przez tamten pierwszy zachwyt, który ślubowałeś "aż do śmierci". Co z niego zostało? Minęła wiosna i lato. Deszcz ustał jesienny. Oto i zima minęła. I znów na ziemi zaczęły kwitnąć kwiaty i "głos synogarlic już słychać", dlaczego więc w twym sercu czas jakby się zatrzymał: szron zdobi skronie, a miłość znaczą zeschłe liście? "Żyjesz, a jesteś umarły". Nie ma owoców na twoim drzewie. Gdzie się podziały? Gdzie się podziała życzliwość i wierność? Gdzie przyjaźń dozgonna i zrozumienie? Gdzie szukać sensu twojego życia we dwoje?

 

Razem czy osobno

 

Kiedyś nad łożem małżeńskim wisiał obraz z dnia zaślubin – symbol miłości małżeńskiej. Dziś nikt nie wiesza takich rzeczy na ścianie. Ale ten obraz jest wciąż obecny w twoim nowoczesnym domu: dwoje ludzi, mężczyzna i kobieta stojący – obok siebie; twarze obce, niepodobne, jakby nie rodzina.

 

Żyć obok siebie, nawet patrzeć w tę samą stronę – nie oznacza żyć razem w miłości. Czasami to tylko przyzwyczajenie, rutyna. Czasami obojętność i skrywana nienawiść. Czasami bezsilność i zniechęcenie. Zawsze – samotność. Samotność we dwoje.

 

Paradoks! Obydwoje tak bardzo pragną towarzystwa, bo żyją w poczuciu opuszczenia. A towarzysz tuż obok. Na drugim brzegu łoża. Ale gdy "na łożu twym nocą szukałaś umiłowanego swej duszy, szukałaś go, lecz nie znalazłaś" – znalazłaś obcego mężczyznę. Odwróconego plecami. Jego miłość to "ogród zamknięty" dla ciebie, "źródło zapieczętowane". Albo mniej poetycko – to wzór "pary nasyconej".

 

Był czas, że obydwoje byliście chorzy, "chorzy z miłości". Ale miłość okazała się zwykłą "chemią" ciała. Teraz już po wszystkim: jesteście "zdrowi". Po co wam jednak takie zdrowie? Po co takie życie? Dla kogo?

 

Bez sensu, niezrozumiałe i niepotrzebne nikomu jest ludzkie życie, jeśli człowiek zaprze się miłości. "Człowiek nie może żyć bez miłości". Bez miłości umiera. Nie wystarczy wiara i nadzieja. Jedynie miłość. Ona najważniejsza. Źródło i cel sam w sobie. Bóg jest miłością. Kto kocha, ten blisko jest Boga. Sam staje się częścią Tajemnicy, znajdując jak najbardziej rzeczywiste i żywe uczestnictwo w życiu samego Boga. Małżeństwo jest drogą do źródeł własnego istnienia. Dzięki płodności drogą tą zdążają pokolenia.

 

Samotni we dwoje

 

Wiele jest obrazów samotności małżeńskiej. Poza odwróconymi do siebie plecami, jest nią kuchnia, w której samotnie krząta się żona; zmywak, przy którym codziennie medytuje nad zawiłością życia; droga ze sklepu do domu i ciężka siatka z zakupami. Sama. Sama w kuchni, sama nad zmywakiem. Sama "dźwigająca ciężary". Kucharka i zmywająca naczynia. Domowy robot. Służąca, niewolnica.

 

Ale i on jest samotny. Wbity głęboko w fotel przed telewizorem, z pilotem w dłoni.

 

Gazeta, piwo, papieros – nieodłączne atrybuty samotnego męża. A gdzieś obok bawiące się dzieci w pokoju. Gdzieś obok umyka życie. Gdzieś obok kochają się ludzie. Ale nie oni. Oni tylko są obok, obok siebie, ale nie przy sobie.

 

Została samotność. Błąkanie się po pustyni życia. Pustka nie jest przyjazna osobom samotnym: wymierza kuksańce i rani, obnaża. Skarży się oblubienica z Pieśni nad pieśniami: "Spotkali mnie strażnicy, którzy obchodzą miasto, zbili i poranili mnie, płaszcz mój zdarli ze mnie". A mędrzec Kohelet dopowie: "Lepiej jest dwojgu niż jednemu. Bo gdy upadną, jedno podniesie drugiego. Lecz samotnemu biada, gdy upadnie, bo nie ma drugiego, który by go podniósł".

 

Samotność nie daje wolności. Status quo, gdzie mąż i żona zdążają własnymi drogami przez życie, jest w istocie drogą donikąd. Są Bożym niepodobieństwem. Człowiek nie może żyć bez miłości. Pozostanie wtedy istotą niezrozumiałą i samotną, jego życie będzie pozbawione sensu. Dopiero gdy dotknie miłości, objawi mu się pełnia człowieczeństwa i znajdzie swoje uczestnictwo w Boskiej wspólnocie miłości – jako mąż i żona.

 

Ignacy Kosmana OFMConv
Rycerz Niepokalanej 4/2013

 
Zobacz także
Teresa Tyszkiewicz
Dziecko wchodzi w świat ufne, nie podejrzewa dorosłych o złe zmiary wobec siebie. Zaufało rodzicom, nauczycielom, wychowawcom. Nie wie jeszcze, jaki jest dzisiejszy świat z jego dewizą, że wszystko jest dobre, co przynosi zysk, że wszystko może być na sprzedaż, na śmierci można też zarobić. Pieniądze przynosi sprzedaż narkotyków, alkoholu, pornografii, czasopism „młodzieżowych”...
 
Przemysław Radzyński
Człowiek, który zostaje diakonem staje się osobą duchowną. Znakomita większość ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy. Ci, do których dociera tylko słowo „duchowną” widząc, że kandydat jest małżonkiem oburzają się na to i mówią, że to jest obejście celibatu. Jak ktoś chce być duchownym, to niech idzie do seminarium, a nie coś ściemnia i na około próbuje dojść do ołtarza z żoną u boku. To ogromne niezrozumienie tego, do czego diakon jest przeznaczony. 

Z ks. dr hab. Dariuszem Iwańskim rozmawia Przemysław Radzyński
 
br. Grzegorz Owsianko OFMConv
„Słysząc na wykładach fizyki, że przy wystrzale, np. z armaty, istnieje pewna granica zasięgu, której, biorąc pod uwagę siłę wybuchu, pocisk nie przekracza – przyszło mi na myśl, czy ta granica jest bezwzględnie pewna i czy można by ją w jakiś sposób przekroczyć”. Powyższe słowa, wbrew pozorom, pochodzą z notatek kogoś, kto znany jest raczej jako kapłan i zakonnik niż ekspert w dziedzinie nauk ścisłych. Często jednak zapominamy, że św. Maksymilian, bo o nim mowa, był utalentowany także w tym zakresie.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS