Na granicy życia i śmierci (5)
Cezary: Ruch Focolari (Dzieło Maryi) narodził się w Trydencie pod koniec II wojny światowej. Chiara Lubich w obliczu zagrożenia wojennego razem ze swoimi koleżankami założyła wspólnotę, która kierowała się wcielaniem Ewangelii w życie. Obecnie naczelnym przesłaniem Ruchu Focolari jest szukanie jedności w świecie. Jest to ruch mający korzenie chrześcijańskie, ale prowadzący dialog z innymi religiami i ludźmi dobrej woli.
Jadwiga: Zgodnie z założeniami ruchu, wartości chrześcijańskie mają przenikać do różnych zawodów – ideę jedności i miłości należy urzeczywistniać w życiu codziennym. W praktyce to wcale nie jest proste. Realizując wszystkie przesłania, łatwiej jest budować jedność w pracy, mimo różnych przekonań kolegów czy pociągnięć ze strony przełożonych. Jedność jest ważna, bo przecież razem pracujemy i wspólnie tworzymy dobro. Przewodnią myśl ruchu, a tym samym naszego postępowania, stanowi hasło: "Jednoczyć się do granic grzechu".
Mnie osobiście to bardzo ułatwia życie codzienne - zarówno w sferze zawodowej, jak i prywatnej. Patrząc przez pryzmat idei focolarskiej, te sfery nie powinny oddzielać się, ponieważ to jest jedno. Przykładowo: W szpitalu nic nie można zdziałać samemu; aby oddział mógł funkcjonować, konieczna jest współpraca lekarzy, pielęgniarek i salowych. Nie można powiedzieć: "To jest tylko salowa, a ja jestem wielka pani doktor".
Cezary: Każdego, niezależnie od pozycji zawodowej, należy traktować jako kandydata do jedności, czyli trzeba spotkać się z nim na równej płaszczyźnie. Ćwiczenie się w jedności jest jednocześnie wpływaniem na dobre relacje w otoczeniu. Stosunki mają opierać się na jedności i współpracy, a nie na walce i niezdrowym współzawodnictwie.
Przenikać wiarą życie
Jadwiga: Ruch nauczył nas, że wiara powinna przenikać życie codzienne w każdej chwili. Zawsze nam się wydaje, że z Panem Bogiem porozmawiamy później, na osobności, gdy już będziemy mieli wolny czas, a na razie mamy zająć się odbieraniem telefonów, uzupełnianiem dokumentów i załatwianiem innych spraw.
Mówi się, że kobieta, która ma małe dzieci, między praniem pieluch a sprzątaniem winna powierzyć swoje codzienne zajęcia Panu Bogu: "Robię to dla Ciebie, Panie Boże. Dokładnie myję schody, bo po nich będzie ktoś chodził. Wszystko staram się czynić z miłością do bliźniego".
Nie czekamy na święto, tylko kontakt z Bogiem wplatamy w życie codzienne – w ten zabiegany, zakrzyczany świat. Wierzymy, że nasze działania są pożyteczne i Pan Bóg chciałby, abyśmy tak postępowali. Czasem, gdy znieczulam pacjenta i monitory są spokojne, bo chirurdzy nie spowodowali destabilizacji, a nie muszę nigdzie dzwonić, by zamówić krew, mam chwilę, żeby się skupić. Modlę się wówczas za sprawy córek i za pacjentów albo po prostu myślę refleksyjnie o Adwencie czy Wielkim Poście.
Cezary: Na każdy miesiąc mamy przydzielone zdanie z Ewangelii z komentarzem. Zawsze zapisujemy je w kalendarzu, który wisi w naszej kuchni. Mamy pamiętać o tym zdaniu z Ewangelii i wcielać je w życie. W tym miesiącu są to słowa: "Nie to, co ja chcę, ale to, co Ty". Odniesienie się do nich w ciągu dnia jest dla mnie formą modlitwy.
Jadwiga: Mamy też doroczne rekolekcje, najczęściej organizowane na KUL-u. Oprócz tego są jeszcze osobne spotkania pań i osobne panów. Organizuje się również spotkania w mniejszych grupach ze Słowem Życia. Utrzymujemy też kontakty osobiste: chodzimy wspólnie na śluby, wesela, pogrzeby, świętowanie doktoratów i habilitacji. Organizujemy razem ogniska i wyjazdy, byliśmy m.in. w Ziemi Świętej, wielokrotnie w Rzymie. Życie członków ruchu przenosi się na liczne aspekty życia codziennego, bo znamy się całymi rodzinami.
Cezary: Coraz częściej rozkładam modlitwę na cały dzień. W ciągu dnia wielokrotnie modlę się krótko – w intencjach bieżących, z dziękczynieniem albo z prośbą. Często zdarza się, że przechodząc korytarzem, przy którym znajduje się kaplica szpitalna, wejdę na chwilę do niej, uklęknę i pomodlę się. Staram się, by modlitwa nie była jednorazowym wypełnieniem powinności, ale aby utrzymywać całodzienny kontakt z Panem Bogiem. Codziennie staram się też znaleźć czas na dłuższą modlitwę, np. odmówienie różańca.
Jadwiga: Gdy dzieci były małe, modlitwę należało uporządkować. Zawsze podawałam intencję, za co dziękujemy, o co prosimy i za co przepraszamy. Ten podział jest najlepszy. Przepraszać i dziękować zawsze mam za co. Najczęściej proszę za sprawy innych, bo za siebie nie mam odwagi się modlić, mimo że Pan Jezus powiedział: "Kołaczcie, a otworzą wam".
Człowiek czuje się dobrze, gdy może się duchowo wznieść, poczuć się wolnym i mieć łączność z Panem Bogiem. Może osoby bardziej emocjonalne łatwiej osiągają uczucie takiej lekkości. Jednak zwykle są to jedynie emocje, niekoniecznie zgodne z rzeczywistością. Sama podchodzę do tego rozumowo. Moja modlitwa jest mniej medytacyjna, a bardziej wtopiona w rzeczywistość codziennego dnia.
Ale w życiu są także momenty, kiedy człowiek zostaje sam na sam z Bogiem. Czuje się samotny wśród przyjaciół i rodziny. Przeżywa trudne chwile, a ludzie mogą wtedy tylko częściowo wesprzeć. Gdy sama leżałam w szpitalu, czekając na operację, przeżywałam różne obawy, mimo że obraz bloku operacyjnego to dla mnie codzienność. Doszłam wówczas do wniosku, że ktoś inny może mi pomóc tylko do pewnego momentu – do pięćdziesięciu albo sześćdziesięciu procent. A później człowiek jest zdany tylko na Boga. Jemu może powierzać swoje myśl i niepokoje. Poza pewien pułap człowiek nie jest w stanie wejść w psychikę czy duchowość drugiego człowieka.