logo
Wtorek, 19 marca 2024 r.
imieniny:
Józefa, Bogdana, Nicety, Aleksandryny – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Jan Gać
Sens ofiary Chrystusa
Idziemy
 


Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród (J 11, 50).

 

Są to zapisane u Jana Ewangelisty słowa arcykapłana Kajfasza, wypowiedziane wobec elity żydowskiej w Sanhedrynie odnośnie do sprawy Jezusa. Trzeba je rozpatrywać w dwojakim kontekście: historycznym i eschatologicznym. Żydzi byli zaniepokojeni wystąpieniami Jezusa w Jerozolimie. Jerozolima to nie to samo, co Galilea, gdzie Jezus mógł sobie pozwolić na w miarę swobodne głoszenie swojej nauki. W żydowskiej stolicy, pod bokiem żydowskiego establishmentu, w cieniu Świątyni, gdzie odważył się występować publicznie, musiał się Jezus liczyć z konsekwencjami swojego postępowania. Podczas okazjonalnych tam pobytów, głównie z okazji większych świąt, dokonał tak wielu i tak spektakularnych uzdrowień, że przywódcy narodu nie mogli pozostawać obojętni wobec osoby Nauczyciela z Nazaretu: jestże On Mesjaszem czy tylko się za takiego podaje? Nawet wśród prostego ludu istniało w tej sprawie rozdwojenie. „Jedni mówili: »Jest dobry«. Inni zaś mówili: »Nie, przeciwnie – zwodzi tłumy«. Nikt jednak nie odezwał się o Nim jawnie z obawy przed Żydami” (J 7, 12-13) – skomentował postawę ludu Ewangelista, sugerując w tym zdaniu zaistnienie negatywnej opinii na temat Jezusa u przywódców narodu.

 

Misja Mesjasza

 

Kluczowe jest zatem kolejne zdanie dla zrozumienia napięcia, jakie Jezus swą wzniosłą nauką i cudownymi uzdrowieniami wywołał w Świętym Mieście. Podczas owego nadzwyczajnego posiedzenia Najwyższej Rady, zwołanego przez Kajfasza w związku ze wskrzeszeniem w Betanii Łazarza, padło zastanawiające zdanie: „Cóż my robimy wobec tego, że ten człowiek czyni wiele znaków? Jeżeli go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w niego, i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród” (J 11,47-48). W zdaniu tym pobrzmiewa przekonanie co do misji mesjasza, na którego przyjście Żydzi z niecierpliwością od wieków czekali: że miał on być, w ich przekonaniu, wyzwolicielem narodu żydowskiego spod panowania Rzymian. Miał być kimś może na miarę Aleksandra Wielkiego lub jednego z wielkich wodzów starożytności.

 

Scena polityczna czasów Jezusa, w izraelskiej historiografii zwana okresem Drugiej Świątyni, była przedziwna. Z jednej strony – naród wyczekiwał pojawienia się wielkiego przywódcy i wyzwoliciela, z drugiej – należało liczyć się z realiami, gdyby ów domniemany wyzwoliciel miał przystąpić do realizowania swych ambitnych planów. Przecież Rzymianie w Palestynie byli już obecni od kilkudziesięciu lat, przywiódł ich tam Pompejusz w 63 r. przed Chr. W czasach Jezusa Żydzi wypracowali dla siebie pewien stopień autonomii w ramach Imperium Rzymskiego, zatem ryzykownym i niebezpiecznym posunięciem byłoby naruszenie owego modus vivendi. Przy czym pozycja najwyższego kapłana, powoływanego na urząd z łaski rzymskich prokuratorów, w przypadku Kajfasza przez Waleriusza Gratusa, była wysoka, prestiżowa i w dużym stopniu realna. Obejmowała nie tylko kadłubowe państewko judzkie, ale sięgała również poza jego granice, a nawet musiano się z nią liczyć w żydowskiej diasporze. Świadczą o tym listy uwierzytelniające, jakie już po śmierci Jezusa otrzymał od arcykapłanów Szaweł, upoważniające go do aresztowania i więzienia w syryjskim Damaszku tych, którzy uwierzyli tam w Jezusa.

 

Zatem kolaborujący z Rzymianami arcykapłani, mimo skrycie wyrażanej okupantowi pogardy, nie mieli zamiaru ryzykować utraty władzy i własnych przywilejów z powodu jednego człowieka, któremu przypisywali uzurpację godności mesjańskiej w wymiarze politycznym. Tę opozycję wobec Jezusa tworzyli w Jerozolimie nie tylko arcykapłani – a oprócz aktualnie urzędującego byli i honorowi – ale także liczna grupa faryzeuszów, starszych ludu i uczonych w Piśmie, jak nazywają ewangeliści ówczesnych rabinów. I to tym ludziom Jezus najbardziej się naraził, piętnując ich dwulicowość, pychę, zaprzaństwo, pogardę i wszystkie inne występki i grzechy, a przede wszystkim brak wiary w Jego boskie posłannictwo. W tej zapiekłej kaście Jezusowych przeciwników Jan Ewangelista dostrzegł pocieszający wyłom: „Niemniej jednak i spośród przywódców wielu w Niego uwierzyło, ale z obawy przed faryzeuszami nie przyznawali się, aby ich nie wyłączono z synagogi” (J 12, 42).

 

Historia i eschatologia

 

Tak czy owak, na owym posiedzeniu Rady Najwyższej zapadł nieformalny wyrok śmierci na Jezusa: „Tego więc dnia postanowili Go zabić” (J 11, 53). Wewnętrzny ten wyrok starszyzny żydowskiej należało już tylko zatwierdzić w sądzie państwowym, jako że przestępstwa kryminalne – a o takie m.in. oskarżano Jezusa przed Poncjuszem Piłatem – leżały w gestii sądów rzymskich, w przypadku Judei rezydujących w Cezarei Nadmorskiej prokuratorów, w hierarchii władzy podległych legatom syryjskim.

 

Nasuwała się jednak taktyczna trudność: w jaki sposób doprowadzić do aresztowania Jezusa? W końcu nie był On zwykłym nauczycielem, jakich pełno było w Palestynie tamtego czasu, bo lud miał Go za proroka. Publiczne aresztowanie cudotwórcy i płomiennego nauczyciela mogło doprowadzić do rozruchów w mieście, a przecież na coś podobnego nie mogli sobie pozwolić arcykapłani; garnizon żołnierzy rzymskich przecież na stałe stacjonował w twierdzy Antonia w północno-zachodnim narożniku placu świątynnego.

 

Już raz próba aresztowania Jezusa na placu świątynnym za dnia się nie powiodła. Wysłani w tym celu żydowscy strażnicy powrócili do swych decydentów z pustymi rękoma. „Czemuście go nie pojmali?” – wyrzucali im bierność kapłani i faryzeusze. „Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak ten człowiek przemawia” – bezradnie próbowali usprawiedliwiać swą opieszałość strażnicy (J 7, 45-46).

 

O tym, że istniało realne niebezpieczeństwo wywołania z tego powodu w mieście zamieszek, informuje nas Mateusz Ewangelista. Ażeby doprowadzić sprawę do pomyślnego dla siebie końca i raz na zawsze usunąć z życia kłopotliwego Nauczyciela, Kajfasz raz jeszcze wezwał do siebie żydowską starszyznę. Zgromadzeni w pałacu arcykapłana „odbyli naradę, żeby Jezusa podstępnie pochwycić i zabić. Lecz mówili: Tylko nie w czasie świąt, żeby wzburzenie nie powstało wśród ludu” (Mt 26, 4-5).

 

I w tym momencie na scenę najtragiczniejszej w historii zbrodni wkracza Judasz Iskariota. Marek zanotował: „Wtedy Judasz Iskariota, jeden z Dwunastu, poszedł do arcykapłanów, aby im Go wydać. Gdy to usłyszeli, ucieszyli się i przyrzekli dać mu pieniądze. Odtąd szukał dogodnej sposobności, jak by Go wydać” (Mk 14, 10-11). Mateusz dorzuca jeden szczegół co do wysokości uzgodnionej gotówki: chodziło o trzydzieści srebrników, czyli trzydzieści sztuk srebrnych sykli (por. Mt 26, 14-16). Łukasz Ewangelista tę niezrozumiałą postawę upadłego apostoła tłumaczy opętaniem: „Wtedy szatan wszedł w Judasza, zwanego Iskariotą, który był jednym z Dwunastu. Poszedł więc i umówił się z arcykapłanami i dowódcami straży, jak ma im Go wydać. Ucieszyli się i ułożyli się z nim, że dadzą mu pieniądze. On zgodził się i szukał sposobności, żeby im Go wydać bez wiedzy tłumu” (Łk 22, 3-6).

 

Wracając do pierwszego zdania w naszym rozważaniu: „Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród”. Jan Ewangelista dostrzega w słowach Kajfasza głębszy sens, niźli tylko o znaczeniu historycznym – sens eschatologiczny. I dodaje: „Tego jednak nie powiedział sam od siebie, ale jako najwyższy kapłan w owym roku wypowiedział proroctwo, że Jezus miał umrzeć za naród, a nie tylko za naród, ale także by rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno (J 11, 51-52). Wizja zbawczej ofiary Jezusa Chrystusa.

 

Jan Gać
Idziemy nr 15/2020