logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Sławomir Kamiński SCJ
Serce Jezusa, z którego pełni wszyscyśmy otrzymali…
Czas Serca
 


W Ewangelii znajdujemy bardzo wiele znaczących słów Jezusa, które wyznaczają rytm chrześcijańskiego życia. Weszły do języka obiegowego, stały się wyzwaniem dla człowieka, impulsem do naśladowania Mistrza z Nazaretu w konkretnych postawach. Są również takie momenty w Ewangelii, które tylko na pozór są jakimś wtrąceniem, jakby informacją podaną przy okazji, mimochodem, ale po głębszym zastanowieniu, skonfrontowaniu z panującymi w czasach Jezusa konwenansami kulturowymi, ukazują Chrystusa w nowatorskim świetle.

 

Zostawić „dom”

 

Wystarczy otworzyć Ewangelię św. Łukasza, a w jej ósmym rozdziale możemy odnaleźć konkretny przykład Jezusowej postawy, niewątpliwie wyprzedzającej epokę, w której żył. „Następnie wędrował przez miasta i wsie, nauczając i głosząc Ewangelię o królestwie Bożym. A było z Nim Dwunastu oraz kilka kobiet, które uwolnił od złych duchów i od słabości: Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów; Joanna, żona Chuzy, zarządcy u Heroda; Zuzanna i wiele innych, które im usługiwały ze swego mienia” (Łk 8,1-3). Patrząc z punktu widzenia współczesnego człowieka, nie ma nic nadzwyczajnego w informacji, którą podaje Łukasz Ewangelista. Za Jezusem podążają Jego uczniowie i parę kobiet, które wspierają grono apostolskie. A jednak w tamtych czasach było to czymś nie do pomyślenia, aby kobiety pozostawiały swoje domy, żeby podążać za jakimś Nauczycielem, choćby najbardziej złotoustym. Co więcej, mogło to zakrawać na skandal. Słuchać Mistrza oczywiście można, ale towarzyszyć Mu? To było czymś niewyobrażalnym.

 

Otwarta przestrzeń

 

A jednak Jezus był otwarty na taką inicjatywę. Budując Kościół, chciał, aby byli w Nim i mężczyźni, i kobiety. Łaskę zbawienia ma dla wszystkich. Dobrą nowinę ma dla wszystkich. Swoją obecnością obdarza wszystkich. Jezus rzeczywiście ma Serce, z którego wszyscy otrzymują łaskę, a tej łaski, ba, tego Serca, nie są w stanie zamknąć czy powstrzymać jakieś ramy, ludzkie konwenanse, odniesienia czy role społeczne. Warto, abyśmy pamiętali o tym wtedy, gdy myślimy o Kościele, bo w pierwszej wspólnocie uczniów było miejsce dla wszystkich. Ograniczać ją mogła najwyżej ludzka wolność, możliwość powiedzenia Bogu „nie”. Przecież pośród Chrystusowych uczniów byli i tacy, którzy odchodzili, bo nie zostały spełnione ich oczekiwania, tak różne od Bożych myśli. Konkretny przykład opisywanej przez nas sytuacji znajdujemy w końcówce szóstego rozdziału Ewangelii według św. Jana. Pytanie skierowane do grona apostolskiego: „Czyż i wy chcecie odejść?”, nie było bezpodstawne. Wysoka poprzeczka moralna, całkowite zaufanie wobec wymagań Mistrza z Nazaretu, kultura Jego Serca mierzona praktyką miłości, to wszystko wprawiało i wciąż wprawia niektórych w zakłopotanie, którego ostatecznym następstwem jest rezygnacja, odejście.

 

Strefa kobiet

 

Można jednak próbować odnaleźć w ewangeliach pewne symptomy determinujące relację Jezusa ze swoimi uczniami i wcale nie trzeba postrzegać tego w sposób negatywny. Kluczem takiej determinacji mogą być słowa pochodzące z Księgi Rodzaju: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę”. (Rdz 1,27). Wszyscy są równi w przyjmowaniu zbawienia, które głoszone jest również przez słowo. Jednak bycie mężczyzną i kobietą w jakiś sposób może decydować o tym, jak orędzie ewangeliczne będzie przyjmowane, co w nim będzie się wysuwało na pierwsze miejsce. Różnorodność mężczyzny i kobiety w sposobie podchodzenia do otaczającego świata ma ogromne znaczenie także w dziedzinie uzyskania jego całkowitego obrazu. Jezus również dostrzega te odmienne cechy geniuszów kobiety i mężczyzny, bywa, że je eksponuje, odwołując się przy tym do ich przeciwnych natur. Przykład kobiety z zagubioną drachmą, której starannie szuka, a kiedy już ją znajdzie, sprasza sąsiadki, by cieszyły się z nią odnalezieniem tego, co zagubiła (Łk 15,8-10). Nieustępliwość Kananejki, albo inaczej Syrofenicjanki (Mk 7,24-30), w uzyskaniu konkretnej łaski (Mt 15,21-28), która, odważnie wchodząc w dialog z Jezusem, nie zrażając się chłodem milczenia, niejako „przezwycięża” Serce Mistrza swoją „wielką wiarą”. Na podstawie pragnień obecnych w kobiecym sercu pomaga zagubionej Samarytance odkryć to, co najważniejsze w życiu (J 4,1-42). Łzy Marii i Marty po stracie brata wprowadzają również i Jego w stan wzruszenia (J 11,1-44). W pewnym stopniu rozumie troskę matki synów Zebedeuszowych, którzy poniekąd wciągają ją w realizację swoich wielkich ambicji bycia po prawej i lewej stronie Chrystusa w królestwie niebieskim (Mt 20,20-23). Przemawia do niego także ból wdowy z Nain żegnającej swego syna (Łk 7,17-17). Wybiera też ubogą wdowę, jako wzór prawdziwej ufności Bogu, na nauczycielkę dla swoich uczniów (Mk 12,41-44). Wreszcie obiera właśnie kobiety jako zwiastunki swojego zmartwychwstania i przekazuje im sprawę świadectwa o tym wobec zalęknionych uczniów (Mt 28,9-10). Niewątpliwie także i w tym względzie korzysta z geniuszu kobiety i jej serca.

 

Dla wszystkich różnorodnie

 

Te ewangeliczne przykłady mogą rzucać światło na obecność i miejsce kobiety w Kościele. W perspektywie łaski zbawienia wszyscy jesteśmy równi. Słowo Boże, caritas, rozumiane jako praktyka przykazania miłości, jest dla wszystkich, sakramenty również są dla wszystkich. Powołanie do świętość jest wyzwaniem dla każdego człowieka. Jedynie w sposobie realizacji tego powołania trzeba uwzględniać osobiste dary, talenty, charakterystyczne cechy związane między innymi z byciem mężczyzną czy kobietą, z wszelkimi wrażliwościami, odpowiadającym takim dążeniom. Nieporozumieniem byłoby, gdyby nie uwzględniać na drodze świętości specyficznych cech kobiety czy mężczyzny. Wszak jest to bogactwo, a nie, jak niektórzy chcieliby to dzisiaj widzieć, jako naznaczone kulturowo ograniczenia. W świętości chodzi o zaangażowanie całego geniuszu, który odczytujemy w sobie. Jest on błogosławieństwem, a nie ograniczającym człowieka „przekleństwem”, które nie pozwala na realizację powołania w taki sposób, w jaki samemu by się pragnęło. Wydaje się, że na bazie takiego sposobu myślenia mogą wyrastać postulaty o dopuszczania kobiet do święceń kapłańskich, co nie jest zgodne z tradycją Kościoła. Brak przyjmowania święceń w niczym nie umniejsza kobiety i jej zdolności do budowania relacji z Bogiem. Ona jest i będzie inna, będzie też w perspektywie zbawczej mieć inne zadania, a jej kobiecy geniusz może być i jest wykorzystywany w Kościele. Trzeba nam pamiętać, że wolę Boga się przyjmuje, a nie tworzy wedle własnych prawideł. Jeśli się ją po swojemu chce kreślić i to przy pomocy ludzkiego poczucia sprawiedliwości, wtedy łatwo wpaść w pułapkę fikcji, która niejednego poprowadziła na manowce życia i myślenia.

Jakie więc jest, a przynajmniej powinno być miejsce kobiety w Kościele dzisiaj? Niewątpliwie, takie samo jak w rodzinie, w której nie bez znaczenia są jej atrybuty kobiecości, mierzone delikatnością, głębszym przeżywaniem uczuciowym, zwłaszcza jedyną w swoim rodzaju zdolnością bycia siostrą, a nade wszystko matką. Na tym fundamencie można budować prawdziwą świętość. I tak jak w sercu ojca, córka ma szczególne, wyjątkowe, ale sobie właściwe miejsce, tak również powinno być i w Kościele. W Sercu Kościoła kobieta może być miłością, jak św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Ma ku temu wszelkie naturalne dary. Resztę może czerpać z Jezusowego Serca, hojnego przecież dla wszystkich, którzy go wzywają.

 

ks. Sławomir Kamiński SCJ
Czas Serca nr 138