logo
Środa, 24 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bony, Horacji, Jerzego, Fidelisa, Grzegorza – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Przemysław Bukowski SCJ
Z niewierzącym pod rękę
Czas Serca
 


To poszukiwanie wymaga czasu i cierpliwości, tym większej, im wytrwalej dąży do czegoś więcej niż do pisania listów bez adresata. W tym poszukiwaniu może być więcej pytań niż odpowiedzi, więcej intymnej wytrwałości niż naszego bezdyskusyjnego zadowolenia. Wiara – podobnie zresztą, jak i niewiara – nie jest detektywistycznym problemem do rozwiązania. W naszych spotkaniach z tajemnicą nie da się przecież zamknąć za sobą drzwi i obwieścić światu, że już dopięliśmy swego. Że Boga z Jego misterium mamy w garści. Że nasze ludzkie postrzeganie zrzuciło z siebie w końcu balast przyziemnych wyobrażeń i przekroczyło granice ludzkiego rozumu. Że absolutnie nie po linii naszej pewności jest przekonanie, iż „Bóg stworzył człowieka na obraz i podobieństwo swoje, a człowiek odpłacił Mu się z nawiązką” (Wolter). Z drugiej strony jednak czasami dziwią nas ci, w których kręgu zainteresowań nie pozostają kościelne instytucje czy sposób sprawowania papiestwa. „Modlę się, ale kościoła do tego nie potrzebuję” – stwierdzają stanowczo. Jeszcze inaczej postrzegamy tych, dla których Kościół to jeden wielki biznes, z którym trzeba się w końcu uporać, bo Bóg przecież nie istnieje. To jakby echo uwagi, że irytują mnie ateiści, oni ciągle mówią o Bogu. Przecież chcąc przeklinać Boga czy Mu ubliżać, powinienem przynajmniej zgodzić się na Jego istnienie. Chociaż z drugiej strony faktycznie, Bóg lub raczej Jego quasi-ateistyczna podróbka rzeczywiście nie istnieje. Podobnie zresztą jak Jego rzekomo chrześcijańska wersja niektórych zmęczonych swoją wiarą wyznawców. Boga po prostu definitywnie poznać się nie da. Jego trzeba ciągle poznawać.

Ludzie z obrzeży

W Kościele można odnaleźć swoje miejsce, jeśli nie w duchowości ignacjańskiej, to może chociaż we franciszkańskiej czy sercańskiej. Czy można przyznać, że i tzw. niewierzący mają swoją pobożność? Czy chrześcijaństwo może sobie pozwolić na „pasażerów na gapę”, chrześcijan niekościelnych? Czy nie lepiej, bo z pewnością bezpieczniej, byłoby zamknąć się w dogmatycznej twierdzy teologicznych granic, stawiających jednych po tej, a drugich po tamtej stronie kościelnej barykady? Ale czy takie rozwiązanie nie trąci sektą? To w końcu nie nasza wina, że mamy rację. Na krótko przed swoją śmiercią znany polski kardiolog, prof. Zbigniew Religa, w jednym z wywiadów wyznał, że im jest starszy, tym bardziej staje się ateistą, a tym samym jest coraz bardziej przekonany, że znajduje się w lepszej sytuacji niż ludzie wierzący, bo oni nie wiedzą, co będzie z nimi po śmierci, a on wie, że nic nie będzie. Szanuję to zdanie. Ale dziwi mnie ta pewność.

Wydaje się, że wystarczy tylko dobrze się wsłuchać, by usłyszeć modlitwę ateisty. „Jeżeli, daj Boże, Pana Boga nie ma, to chwała Bogu; ale natomiast jeśli, nie daj Bóg, Pan Bóg jest, to niech nas ręka boska broni” (J. T. Stanisławski). Nie, nie o taką modlitwę chodzi. To wielkie zadanie i chyba bliższa chrześcijaństwu pedagogika – nie wciągać każdego innowiercy w nasze procesje Bożego Ciała czy zginać mu kolana do modlitwy, bo przecież tak chce Pan Bóg, ale uznać, że każdy ma prawo iść do Boga i poszukiwać Go we własnym tempie. Bóg nie mieszka „na powierzchni”, ani dla nas, ani dla tych, którzy skorzy są dryfować na własnej tratwie poszukiwań i błądzeń niż wspólnie z nami rozkoszować się stabilnością potężnego okrętu i pewnością celu Piotrowej łodzi. I wiara, i niewiara, jeśli już mamy pozostać przy tych określeniach, znają swoje dnie i noce, pewności i niepewności, wygrane i przegrane. Czy i ci uznani oficjalnie za świętych, wypróbowanych przyjaciół Boga, nie pozwalali sobie czasem na zahaczanie o bezdroża niewiary, wątpliwości bądź nawet krzyki protestu w mrokach tajemnicy? A co powiedzieć o tych pozbawionych wyraźnych religijnych drogowskazów? Przykładem może tutaj być Simone Weil, która do końca życia odmawiała przyjęcia chrztu w Kościele. Mawiała ponoć, że jest raczej gotowa za Kościół cierpieć niż do niego wstąpić. Pozostała na – niezrozumiałym dla większości z nas – poziomie tęsknoty za Tym, którego szukała. Czy jej tęsknota stała się „sakramentem”?
 
Zobacz także
ks. dr Johannes Gamperl
Z głęboką czcią i uwielbieniem pochylamy się przed Bogiem, naszym Ojcem i Stworzycielem, i przed Jezusem Chrystusem, naszym Odkupicielem i najwyższym, wiecznym Kapłanem. On jest teraz obecny wśród nas, na ołtarzu, przez działanie Ducha Świętego. Jest obecny tutaj, wśród nas, ze swoją miłosierną miłością, którą chce wszystkich do siebie przyciągnąć. Pozwólmy się objąć ramionami Jego miłości! To On nam otworzył wejście i umożliwił dostęp do Ojca, źródła wszelkiej świętości.
 
Ks. Tomasz Stępień
Wiemy, że dzięki poznaniu siebie możemy lepiej poznać innych, ale jak to jest w przypadku poznania Boga? Otóż nawet człowiek poznając siebie może odnaleźć w sobie ślad Boga. Każdy filozof wie, że skutek musi być choć trochę podobny do przyczyny. Zatem człowiek poznając siebie będzie mógł odkryć w sobie podobieństwo do Stwórcy...
 
Błażej Tobolski

Małomówny, wręcz milczący, a przez to dość tajemniczy mężczyzna. Taki wizerunek św. Józefa zdaje się wyłaniać z kart Biblii. Tak naprawdę dopiero dziś Cieśla z Nazaretu jakby wychodzi z cienia… Znajdujemy w nim jedynie słowa że, kiedy Maryja porodziła Syna, nadał Mu imię Jezus. Szczególną dziś rolę św. Józefa dobrze ukazał św. Jan Paweł II, nazywając go wprost „Patronem Kościoła naszych czasów”. 

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS