logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Paolo Curtaz
Słowa, których Ty oczekujesz
Wydawnictwo Bratni Zew
 


Książka Paolo Curtaza porusza niezmiernie delikatny i złożony temat, jakim jest doświadczenie cierpienia, bólu.
 
Autor tworzy swego rodzaju typologię cierpienia, ujmując je z perspektywy nie tylko wiary, ale także psychologii czy filozofii; ilustrując wyróżnione jego rodzaje wydarzeniami z życia własnego oraz innych osób, a wreszcie – dokonując wnikliwej analizy poświęconych mu fragmentów Pisma Świętego. Co ważne, nie rości sobie jednak prawa do udzielania jakichkolwiek konkretnych odpowiedzi, od początku uczciwie uprzedzając Czytelnika o tym, że w lekturze książki nie znajdzie gotowych rozwiązań, ponieważ tych – nie oferuje nawet sama Biblia: […] nie wiem dlaczego cierpimy, nie wiem też czemu Bóg, pozornie, nie zajmuje się tą kwestią.
 
Książka ojca Bartłomieja Kucharskiego, karmelity bosego, powstała jako owoc przygotowań do przyjęcia łaski wylania Ducha Świętego, praktykowanego jako seminarium odnowy życia chrześcijańskiego we wspólnotach charyzmatycznych...

 

Wydawca: Bratni Zew
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7485-207-4
Format: 130x210
Rodzaj okładki: Miękka

 
Kup tą książkę 
 
  
 
  

 
Pytania i odpowiedzi

Refleksja
 
By móc mówić o cierpieniu, musimy najpierw nauczyć się milczeć i słuchać. I zbliżyć się do kwestii cierpienia z pokorą, nie wierząc, że wiemy, że znamy. Jest jeszcze ostatnia kwestia do uwzględnienia i doprecyzowania, która pozwoli nam z większą swobodą wysłuchać rozważań na temat cierpienia.
 
Kiedy, tak jak Hiob, jesteśmy przytłoczeni bolesnymi doświadczeniami fizycznymi, moralnymi, związanymi z naszymi relacjami, naszą pierwszą reakcją jest niedowierzanie.
 
Istota ludzka żyje w nadziei: to normalne wyobrażać sobie, że ma się szczęśliwe życie, stabilne i nagradzające relacje uczuciowe, nieustanne zdrowie, pracę, która pozwala wykazać się posiadanymi umiejętnościami. Nikomu nie przychodzi na myśl, że jutro możemy niespodziewanie zachorować lub zostać skonfrontowani ze śmiercią. Wierzymy naiwnie, że te wydarzenia dotyczą innych, nie nas. Lecz, jeśli już te wypadki wedrą się do naszego życia, po początkowym okresie wstrząsu, nasze serce wyrzuca z siebie tysiące pytań. Zwłaszcza, jeśli wierzymy, zwłaszcza, jeśli jesteśmy uczniami Nazarejczyka; zwłaszcza, jeśli nawróciliśmy się na dobroć Ojca.
 
Dlaczego to cierpienie?
Dlaczego akurat teraz?
Dlaczego ja? Co takiego złego zrobiłem, żeby sobie na to zasłużyć?
Nie mam sił, nie dam rady, Pan zesłał mi ciężki krzyż do dźwigania!
I w ruch idzie przewrotny mechanizm: sądzimy, że to Bóg zesłał krzyż, aby poddać nas próbie.
Od lat już o tym rozmyślam i są zasadne powody, by wierzyć, że Bóg wystawia swe dzieci na próbę (także w Biblii: na przykład Hiob).
Nie jestem jednak tego pewien.
Cierpliwości.
 
Krzyże
 
To prawda: czasem – choć rzadko – stawienie czoła cierpieniu zmienia nas na lepsze. Prawie zawsze jednak doprowadza nas to na skraj śmierci wewnętrznej, niewiary. Dlaczegóż Bóg miałby zsyłać nam krzyż? Żeby wystawić naszą wiarę na próbę? A jeśli my jako pierwsi przyznamy, że nasza wiara jest krucha, niestała, z jakiego powodu Bóg miałby ryzykować, że nas straci? Jak Ojciec może przysparzać cierpienia synowi, by pomóc mu wzrastać? To tak jakbym odciął palec własnemu dziecku, by nauczyło się znosić ból! Dajcie spokój!
 
Myślę, że to nie Bóg zsyła krzyże. Nie wyobrażam sobie Boga, że wstaje rano i zaspany, w piżamie, z filiżanką wrzącej kawy w dłoni, kieruje się w stronę gigantycznej konsoli, po czym zaczyna na chybił trafił wciskać przyciski: tutaj jakiś nowotwór, tam jakiś wypadek, gdzie indziej małe trzęsienie ziemi…
 
Krzyżami obdarowuje nas życie, inni ludzie, przysparzają nam ich nasze własne fanaberie, ale nie Bóg. To nie Ojciec dał krzyż Synowi: to zaślepieni nienawiścią ludzie przybili Go do krzyża. Jednak ten krzyż, dla Jezusa, stał się ostateczną sposobnością zademonstrowania wiarygodności swych słów. I ukazania prawdziwego oblicza Boga. Jeszcze do tego wrócimy.
 
Wątpliwości
 
Inna niezbędna uwaga wprowadzająca jest taka: to nieprawda, że szukamy odpowiedzi na pytania dotyczące cierpienia: my po prostu chcemy nie cierpieć! Zadawanie pytań to jeden ze sposobów buntowania się, podważania sytuacji, badania, jak daleko można się posunąć. Pytanie nie poszukuje jednak odpowiedzi, lecz doprasza się rozwiązania.
 
Czy jeśli Bóg zorganizowałby planetarną konferencję prasową i wymienił dziesięć powodów, dla których cierpimy, bylibyśmy bardziej zadowoleni? Czyż nie do przewidzenia jest, że na koniec wystąpienia jakiś dziennikarz, podnosząc dłoń, zapytałby: „Przepraszam, ale czy nie można by się tak obejść bez cierpienia?”. To instynktowna reakcja, by zadawać pytania.
 
Jednak to nie odpowiedzi nam trzeba, my chcemy o wiele więcej. W tym („cierpiętniczym”) eseju damy trochę więcej częściowych wskazówek. Gdy mają mnie operować, a potem, po operacji, pomimo środków przeciwbólowych odczuwam mocno pulsujący ból rany, wiem, dlaczego czuję się źle: zabieg był konieczny, by rozwiązać albo złagodzić poważny problem zdrowotny. Teraz czuję się źle, aby potem uniknąć jeszcze większego bólu. W rzeczywistym życiu nie zawsze znam przyczyny bólu, którego doświadczam – tak samo winorośl nie zna tajemniczej przyczyny, dla której właściciel winnicy, choć mówi że kocha, przycina jej pędy.
 
Słowo
 
Czy dla cieniów czynisz cuda?
Czy zmarli wstaną i będą Cię sławić?
Czy to w grobie się opowiada o Twojej łasce,
a w Szeolu o Twojej wierności?
Czy Twoje cuda ukazują się w ciemnościach,
a sprawiedliwość Twoja w ziemi zapomnienia?
[Ja zaś, o Panie, wołam do Ciebie
i rano modlitwa moja do Ciebie niech dotrze.]
Czemu odrzucasz mię Panie,
ukrywasz oblicze swoje przede mną?
Ja jestem biedny i od dzieciństwa na progu śmierci,
dźwigałem grozę Twoją i mdlałem.
Nade mną przeszły Twoje gniewy
i zgubiły mnie Twoje groźby.
Otaczają mnie nieustannie jak woda;
okrążają mnie wszystkie naraz.
Odsunąłeś ode mnie przyjaciół i towarzyszy:
Domownikami moimi stały się ciemności. 
(Ps 88[87])
 
Biblia pełna jest pytań, nie boi się, jak już widzieliśmy, dyskutować z Bogiem, stawiać się z Nim na równi, w pełni okazywać godność, którą sam Bóg każe nam w sobie odkryć. Psalmy to najpiękniejszy przykład modlitwy, jaki ofiarowuje nam Stary Testament. Stanowią one zbiór 150 wierszy i modlitw, napisanych w różnych czasach i przez różnych autorów, poruszających wiele aspektów życia osoby wierzącej. Znajdujemy wśród nich psalmy pochwalne, dziękczynne, refleksyjne, błagalne, lamentacje, psalmy będące wyrazem złości. Psalmy spisane w czasie świątecznym i spokojnym, inne – w czasach niebezpieczeństwa i wojny.
 
To psalmy, o których sądzimy, że spisano je z Bożej inspiracji, nie mając przy tym na myśli dokładnego podyktowania tekstu przez Boga, a interwencję Ducha Świętego w dzieje i refleksję autora, który dokonuje powtórnej lektury własnego życia w świetle wiary. Tak oto w Kościele modlimy się do Boga słowami, które sam Bóg nam podsuwa.
 
Jezus znał i recytował psalmy, tak jak każdy pobożny Izraelita. I czasem niesamowicie jest wygłaszać psalmy i wyobrażać sobie Jezusa, który je recytuje. W Ewangeliach Jezus nieustannie wykorzystuje psalmy i znamienny jest fakt, iż według dwóch ewangelistów, Jezus, umierając, wypowiedział wers psalmu. W psalmach odnajdujemy błagania wygłaszane w sytuacjach cierpienia i bólu, tak jak psalm 87(88), którego fragment wam proponuję. Jest to fragment, który Liturgia Godzin, oficjalna modlitwa Kościoła, wyznacza na wieczór w piątek – dzień, w którym wspominamy ukrzyżowanie Chrystusa i cierpienie świata. Autor psalmu jest ciężko chory, umierający. Wzywa on Boga i pyta o powody Jego działań: jaki pożytek będzie miał Bóg ze śmierci swego ucznia? I jak wierzący będzie mógł wznieść pochwałę z Szeolu, miejsca po którym błąkają się umarli?
 
Psalmista skarży się: jego cierpienie rosło wraz z nim, już od dzieciństwa, i jest przekonany, że spadła na niego kara gniewu Bożego, nie dane było mu poznać jasne i pocieszające oblicze Pana. Opuszczony, psalmista kończy swą modlitwę skrajnie pesymistycznym stwierdzeniem: jego „domownikami stały się ciemności”. Modlitwa słowami tego psalmu przyprawia o dreszcze. Nie widać żadnego horyzontu, żadnej nadziei, żadnego pocieszenia. Tylko nieprzeniknione ciemności.
 
Ileż osób przeżywa taką samą, dramatyczną sytuację, w której choroba, lub żałoba, lub depresja, lub zawód miłosny niweczą ich nadzieję. Osoby te oskarżają Boga, wzywają Go, a nie znajdując odpowiedzi poddają się rozpaczy! I to jest Słowo Boże, słowo natchnione. Bóg widzi na horyzoncie swego działania miejsce także dla tego, kto Go odrzuca, kto przeczy Jego istnieniu, a jednocześnie dla tego, kto przywołuje gniew na Jego obliczu. Tak jak księga Koheleta, najbardziej „ateistyczna” z biblijnych ksiąg, tak i psalmy błagalne dają do zrozumienia, że nie istnieje taki wymiar ludzkiego doświadczenia, który wymykałby się obecności Boga, nie jest nim nawet rozpacz i zwątpienie. Bóg akceptuje bycie pozywanym, bycie oskarżanym, bycie odrzucanym. To dlatego, że kocha człowieka naprawdę; kocha do tego stopnia, by akceptować nawet wtedy, gdy człowiek kwestionuje Jego istnienie. Krzyk psalmisty to krzyk buntu, rozczarowania, upadku.
 
Ale zwrócony ku Bogu.
 
Historia
 
– Laura to piękna kobieta w średnim wieku, o żywym spojrzeniu, ubrana niezwykle starannie, elegancko, ale bez przesady. Dotarła do mnie poprzez wspólnych znajomych – przeczytała kilka moich książek i postanowiła poświęcić jeden dzień na wycieczkę do Aosty.
 
Gawędzimy przy kawie i ciastku w znanym lokalu w mieście. Widzę wyraźnie, że jest nieco zakłopotana. Próbuję sprawić, by się rozluźniła – mówię o sobie, o tym, jak poznałem naszych wspólnych przyjaciół, czym się zajmuję, o swoich trudnościach, o radościach towarzyszących górskiemu życiu, mieszkaniu dwadzieścia minut od stoków narciarskich… Po pół godzinie nastrój jest zdecydowanie mniej napięty i Laura opowiada mi swoją historię. Prosto i dokładnie – słychać, że wciąż powoduje nią ukłucie złości.
 
Od trzydziestu lat pozostaje w związku z miłością swojego życia: mają dwójkę dzieci, zdecydowali przenieść się z dużego miasta, by zamieszkać w Toskanii. Oboje mają pracę, która wymaga podróżowania – u niej po Włoszech, u niego po świecie. Dzieci są dorosłe, na studiach, już samodzielne… Para idealna – zazdroszczą im przyjaciele, wielu pokazuje ich sobie za wzór. Sześć miesięcy temu wpada jej w ręce stary, przeklęty notatnik męża, znaleziony w jakimś pudle, wśród rzeczy przeznaczonych do recyklingu, i, kiedy go wkłada do worka, wypada z niego karteczka.
 
Umarłabym bez Twojej miłości.
Blednie.
Ogląda notatnik. Ma szesnaście lat. Kobiece pismo z pewnością nie należy do niej.
Musiała czekać dwa dni, aż mąż wróci z Azji.
Dwa straszne dni, w trakcie których dokonała rewizji dwudziestu lat swego życia.
Te chwile małżeńskich kryzysów, te cisze, nieporozumienia.
Te zapewnienia z jego strony…
Wszystko nabiera sensu, jak elementy układanki, które nagle wskakują na swoje miejsce.
Mąż, zaraz po powrocie, znajduje karteczkę na stole.
Wieczór ma dramatyczny przebieg: on, po początkowej, niepotrzebnej obronie, przyznaje się: coś łączyło go z sekretarką. Nic wielkiego, protestuje.
Nic, gdyby nie szczegół, który wyjawia potem, pod wpływem jej nalegań – związek trwał przez sześć lat i przypadł dokładnie na czas, gdy chłopcy dorastali.
Laurze wali się cały świat.
Gdy o tym mówi, głos lekko jej drży.
Sześć miesięcy nie wystarczyło, by dać upust wściekłości i rozczarowaniu.
 
Próbuję postawić się na jej miejscu: zwierza się, że ma wrażenie, jakby nabrano ją od samego początku. Nie wie już, kim jest mężczyzna u jej boku. I możliwe, że nie wiedziała tego nigdy. Teraz, w sześć miesięcy później, są w separacji. Na nic się zdała desperacja męża: to była chwila słabości, wszystko od dawna skończone, nie można przekreślić całego życia przez jedną, głupią przygodę…
 
Nic. Ona z bólem przyznaje, że coś raz na zawsze pękło w jej sercu.
Rozerwało się.
Stłukło.
Z trudem kontynuuje.
Słucham.
Wybucha jej wściekłość:
 
„Oszukiwano mnie przez lata. Ja sama się oszukiwałam, darząc tego mężczyznę całym swoim zaufaniem. Tymczasem wszystko było już dawno skończone: przeprowadzka do Toskanii po to, żeby być bliżej kochanki, służbowe wyjazdy spędzane z nią w luksusowych hotelach, jej poświęcenie, żeby samej wychowywać dzieci, podczas gdy on zabawiał się z tą lafiryndą! Wszystko skończone!”
 
Chciałbym mówić o nadziei, o przebaczeniu, tym zdrowym, ciężkim, heroicznym, tym, które uczy podnosić się z ruin. Lecz nie tym razem. „A Bóg? Jeśli istnieje, jak mógł pozwolić, żeby mnie tak upokorzono? Straciłam swoje życie, Paolo, jestem zrujnowana! Zapłaciłam za cudze winy i nie mam żadnej przyszłości! Myślę, że Bóg jest naprawdę perfidny i ma przyjemność z tego, że patrzy jak łatwo się łamiemy!” Pozwalam jej dać upust bólowi, to nie czas na kazania. 

Zobacz także
o. Ireneusz
Biedaczyna z Asyżu całym sercem kochał wszystkich swoich braci. Jednak szczególnym upodobaniem darzył braci chorych, którzy bardziej niż inni mogli potrzebować jego pomocy. Nie mógł Święty znieść obojętności okazywanej chorym. Zawsze z wielką miłością odnosił się do chorych i dlatego też dla nich robił specjalne wyjątki. Żaden brat nie mógł otrzymać pieniędzy z wyjątkiem "oczywistej potrzeby braci chorych"...
 
ks. Tomasz Jaklewicz
Bez Ducha Świętego Bóg jest daleko, Chrystus pozostaje przeszłością, Ewangelia martwą litera, Kościół – organizacją Nie jest łatwo pisać dziś przekonująco o Duchu Świętym. Trudności jest kilka. Pierwsza: wielu z nas brakuje osobistego doświadczenia Ducha Świętego, wszelkie opisy Jego działania wydają się nam abstrakcyjną, teologiczną spekulacją oderwaną od życia...
 
ks. Mateusz Mickiewicz

Grozi nam przeżywanie wiary "lekko", przyjemnie, szukanie wrażeń, nawet pięknych i religijnych, tylko dla własnego zadowolenia. Potrzebujemy ciągle mocnego oparcia w modlitwie słowem Bożym i relacji sakramentalnej z Chrystusem, ale jednocześnie weryfikacji poprzez szczery rachunek sumienia – czy święte rzeczy, które poznaję, w których mam udział, zaowocowały konkretnym trudem miłości dzisiaj?

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS