logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Hanna i Xavier Bordasowie
Ślubuję ci uczciwość małżeńską
Miłujcie się!
 
fot. Nathan Dumlao | Unsplash (cc)


Słowa o uczciwości małżeńskiej są ważną częścią składanej przysięgi. Uczciwość małżeńska polega na wzajemnym zaufaniu, które jest podstawą wspólnoty małżonków, podtrzymywaniu między sobą życzliwej i szczerej rozmowy, staraniu się o zrozumienie współmałżonka w każdej sprawie, wspieraniu w pokonywaniu trudności i twórczym rozwiązywaniu konfliktów.
 
Dobro wspólne
 
Fundamentem i zasadą życia każdej wspólnoty jest zaufanie. Kiedy zaufanie do siebie wygasa, obumiera również wspólnota małżeńska i następuje jej rozpad. Owocem pełnego zaufania małżonków do siebie jest chociażby wspólnota majątkowa, powstająca w momencie zawarcia małżeństwa.
 
W atmosferze nieufności trudno o gospodarowanie pieniędzmi i posiadanymi dobrami, o podział obowiązków czy w ogóle o jakiekolwiek decyzje. Będzie to możliwe dopiero wtedy, gdy dobro wspólne stanie się dla małżonków celem ich działań, a pojęcia „moje” i „twoje” – poza odniesieniem do rzeczy osobistych – zostaną na zawsze zastąpione słowem „nasze”.
 
Przejawy braku uczciwości
 
W gospodarowaniu wspólnymi dobrami zdarzają się najróżniejsze nieprawidłowości. Oto kilka z nich:
 
Podejmowanie poważnych decyzji finansowych bez wiedzy współmałżonka. W naszym małżeństwie też tak bywało i trzeba się przyznać – Bóg w swoim miłosierdziu pozwolił nam na różne upadki i trudności. Niekiedy bywało to szczególnie bolesne: pewnego razu oszust przekonał jedno z nas do pochopnej decyzji finansowej. Samowolne i nieprzemyślane podjęcie jej pod wpływem sugestii spowodowało utratę znacznej części spadku, którą można było przeznaczyć na lepszy cel, z pożytkiem dla rodziny. Odebraliśmy to jako nauczkę.
 
Nieposłuszeństwo woli Bożej w korzystaniu ze wspólnych zasobów może przyjmować różne formy. Gry hazardowe, kompulsywne zakupy, przekazywanie pieniędzy za plecami współmałżonka innym członkom rodziny – ewidentnie nie służą wzrastaniu w jedności.
 
Uczciwość małżeńska nie ogranicza się do kwestii materialnych, dotyka ona również sfery stosunków międzyludzkich oraz życia wewnętrznego.
 
Zaniedbanie wzajemnej relacji, prowadzące do uprzedmiotowienia współmałżonka lub marginalizacji jego roli, jest poważnym naruszeniem zobowiązania do uczciwości małżeńskiej. Chodzi m.in. o niedotrzymywanie obietnic i umów, nieszczerość, o awantury małżeńskie, pretensje i wymówki, oskarżanie współmałżonka czy o wzajemne karanie się demonstracyjnym milczeniem podczas tzw. cichych dni (por. ks. Stanisław Gancarek, O przysiędze małżeńskiej).
Nieuczciwością jest sterowanie, wymuszanie, szantaż emocjonalny czy jakakolwiek forma ubezwłasnowolnienia drugiej osoby. Tego rodzaju nieuczciwość może przeniknąć do spraw codziennych, zatruwając życie całej rodziny.
 
Nawet jeśli współmałżonek nie zdaje sobie sprawy z mojego nieuczciwego postępowania, nie skarży się i pozornie nie cierpi z powodu moich małych nieprawości, to jeszcze nie znaczy, że wszystko jest w porządku. Swoim postępowaniem bowiem zamykam sobie i jemu drogę do rozwoju oraz do pełniejszego korzystania z łask sakramentu małżeństwa. Wtedy cierpi Chrystus obecny w naszym małżeństwie. A zatem z aktów nieuczciwości małżeńskiej trzeba się spowiadać, przyznać się do nich przed mężem/żoną i prosić drugą stronę o przebaczenie.
 
Brak szczerości. Zaufanie do siebie buduje się poprzez szczere rozmowy. Przyjazne zwracanie się do współmałżonka i życzliwe słuchanie go stanowią fundament twórczego dialogu, który nie będzie możliwy bez szczerości. Chodzi o to, aby zawsze mówić prawdę, a w rozmowie być otwartym – nie ukrywać przed współmałżonkiem swoich myśli i zamiarów, a przede wszystkim niczego ani nikogo przed nim nie udawać.
 
Najczęstszą przyczyną niepokoju i rodzących się podejrzeń jest niezgodność tego, co się mówi, z tym, co się przeżywa (por.  s. S. Gancarek, O przysiędze małżeńskiej). Pan Jezus mówił: „Słyszeliście również, że powiedziano przodkom: »Nie będziesz fałszywie przysięgał« […]. Niech wasza mowa będzie: »Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi«” (Mt 5,35-37).
 
Brak życia w prawdzie prowadzi do niszczenia relacji małżeńskiej. Kiedy mamy kłopoty i nie dzielimy się nimi ze współmałżonkiem, popełniamy błąd. Czasem może to wynikać z dumy czy z tzw. fałszywej pokory, bo nie chcemy martwić drugiej osoby swoimi trudnościami, ale to niczego nie usprawiedliwia.
 
Półprawdy i maski. Prawdziwa miłość potrafi dostrzegać w zachowaniu drugiej osoby sygnały pozawerbalne, mówiące o zaistniałych problemach w pracy lub w innej dziedzinie. Jeżeli coś gnębi bliską nam osobę, to przecież to widać. Czasami mąż pierwszy zauważy, że ze mną jest coś nie tak, gdy ja tymczasem skrywam swój ból nawet przed sobą samą. Niektórzy są bardzo zamknięci, czy to z natury, czy na skutek zranień, których zaznali w dzieciństwie, i niezwykle trudno im dzielić się tym, co rzeczywiście wypełnia ich serce. Rolą współmałżonka jest pomóc drugiej osobie wyjść z takiego swoistego autyzmu.
 
Najlepsze byłoby spontaniczne i szczere mówienie o tym, co się odczuwa. Naprawdę nie warto oszukiwać drugiej strony mówieniem tylko tego, co według nas chciałaby ona usłyszeć.
 
Takie „czarowanie” oznacza życie w półprawdzie, czyli w kłamstwie, i nie ma ono nic wspólnego z miłością. Im bardziej dasz się poznać swemu współmałżonkowi, tym pełniej będzie cię on rozumiał i bardziej ci ufał.
 
Znając twoje słabe strony i ograniczenia, nie będzie ci podnosić poprzeczki za wysoko, nie będzie wymagać rzeczy niemożliwych, pogodzi się z faktem, że nie jesteś ideałem. Przestaniesz być dla męża czy żony bożkiem, a staniesz się przyjacielem.
 
Dialog małżeński
 
W dialogu małżeńskim „potrzebna jest rozmowa na wszystkich poziomach komunikacji, ale największą wagę ma przekazywanie wiedzy o sobie. Bez dzielenia się ze sobą tym, co najbardziej osobiste i głębokie, nie zbuduje się jedności serc i dusz. Umiejętność mówienia o sobie i dzielenia się własnym doświadczeniem każdy powinien wynieść z domu rodzinnego” (ks. S. Gancarek, O przysiędze małżeńskiej).
 
Pochodzimy z różnych krajów i z dość odmiennych kultur, stąd w naszym małżeństwie sporo było ścierania się. Napięcia z powodów w zasadzie drugorzędnych utrudniały nam komunikację, prowadziły do zamykania się w sobie i unikania tematu, co popychało nas w złym kierunku, narażając na pokusy, stawiając na przedpolu nieuczciwości. Porozumienie utrudniał nam fakt, że wynieśliśmy ze swoich domów rodzinnych diametralnie inne spojrzenie na sprawy materialne.
 
Jedną z pierwszych naszych poważnych kłótni na temat pieniędzy przerwał miłosierny Pan Bóg w swoim miłosierdziu, w sposób bardzo zaskakujący dla nas i z poczuciem humoru, albowiem krzesło, na którym jedno z nas, napięte i zagniewane, siedziało – nagle załamało się pod ciężarem i rozpadło na kawałki. Wybuchliśmy wówczas śmiechem i popatrzyliśmy na siebie. Zrozumieliśmy w mgnieniu oka: nie tędy droga.
 
Takie sytuacje pokazywały nam, iż mamy budować na dialogu pełnym empatii i szczerości, bez zacietrzewienia i przywiązania do własnego widzimisię. Trzeba zmienić punkt widzenia – to nie nasza wola jest najważniejsza. Najważniejsze jest to, czego chce Bóg. Zaczęliśmy oddawać Panu Bogu poprzez Maryję nasze nieudolne próby szukania woli Bożej co do spraw doczesnych.
 
Dodatkowe trudności spowodowane były słabą znajomością naszej psychiki: uczuć, sposobów przeżywania, charakterów. Zaczęliśmy szukać pomocy we wspólnocie w Kościele. Podczas rekolekcji i spotkań wspólnotowych ważnym punktem były dla nas grupy dzielenia się.
 
To był czas nauki dzielenia się z innymi tym, co mamy w sercu, tym, co przeżywamy w obecności Boga, a także słuchania świadectw innych. Takiego otwarcia się na drugiego człowieka nie nauczyliśmy się w domach, w których wzrastaliśmy.
 
Grupy dzielenia się, w których nikt nie komentował ani nie oceniał świadectwa innych, były środowiskiem, w którym uczyliśmy się patrzeć na swoje przeżycia bez egocentryzmu – bo z założenia chcieliśmy, żeby w centrum był Bóg. To był pierwszy krok do dialogu małżeńskiego – takiej minigrupy dzielenia się.
 
Słuchanie – „kto ma uszy, niechaj słucha” (Mt 11,15)
 
Brakiem, który często wynosi się z domu, jest nieumiejętność słuchania. Jeśli rodzice nie mają czasu naprawdę wysłuchać swoich dzieci, ma to konsekwencje w następnym pokoleniu, ponieważ wiele ludzi powiela model wyniesiony z domu. Tymczasem uczciwość wymaga właśnie wysłuchania swego współmałżonka.
 
Warto zwrócić uwagę na to, że Bóg dał nam dwoje uszu, a jedne usta. Ma to swój sens: trzeba więcej słuchać niż mówić. Wydaje się jednak, że żyjemy w czasach, w których wszyscy chcą mówić, a mało kto chce słuchać; to dotyczy również sytuacji wielu rodzin. Bez gotowości słuchania rozmowy stają się monologami, które zamiast budować porozumienie, pogłębiają rozdźwięk i wrogość.
 
Tylko życzliwe wysłuchanie prowadzi do wzajemnego zrozumienia i buduje porozumienie. Aby wysłuchać drugiego człowieka, należy słuchać uważnie, zachowując wrażliwość na ton jego głosu, wyraz jego twarzy, na jego zachowanie. Dzięki temu można usłyszeć również to, czego drugi człowiek nie jest w stanie wyrazić słowami. Gdy o to się nie staramy, stajemy się ludźmi głuchymi. Do takich Chrystus mówi – „macie uszy, a nie słyszycie” (Mk 8,18).
 
Prawdziwy dialog zakłada pierwszeństwo słuchania przed mówieniem i rozumienia przed ocenianiem: „Bardziej słuchać niż mówić, rozumieć niż oceniać, dzielić się sobą niż dyskutować, a nade wszystko przebaczać. […] Uczciwość małżeńska domaga się zrozumienia współmałżonka w każdej sprawie. Nie jest to możliwe bez prawidłowego odczytania jego rzeczywistych intencji, co nie jest wcale proste” (ks. S. Gancarek, O przysiędze małżeńskiej).
 
W rozmowach małżeńskich ważne jest, aby się nie spieszyć i by się upewnić, że rozumiemy prawidłowo to, co druga osoba chciała wyrazić. Trzeba na co dzień starać się pielęgnować dialog. Chodzi tu o słuchanie baczne i życzliwe. Jest ono postawą aktywną, ponieważ wymaga uważnej obecności. Umieć słuchać to umieć zamilknąć i dać pierwszeństwo drugiemu.
 
Formowanie sumienia
 
Na drodze wzrastania i bycia uczciwym w małżeństwie bardzo nam pomogli i pomagają kapłani, których Pan Bóg postawił na naszej drodze w parafii i duszpasterstwie rodzin. Nieraz rekolekcjoniści, spowiednicy czy kierownicy duchowi zachęcali nas do rozmyślania i rozmów o kwestiach uczciwości małżeńskiej. Wskazywali, jak szukać światła i pomocy u Pana Boga poprzez środki, które Kościół nam daje: życie sakramentalne (częstą spowiedź i Komunię św.), modlitwę i rachunek sumienia, medytację słowa Bożego i czytanie tekstów duchowych oraz różne formy katechezy.
 
Dobrą okazją są też wspólne wyjazdy rekolekcyjne. W atmosferze wyciszenia i modlitwy, swobodnych rozmów podczas wspólnych spacerów serca otwierają się na zamysły Boże, dając światło, jak stawić czoła trudnościom. Tak – choć mozolnie – buduje się Kościół domowy.
 
Odbudowywanie relacji uczciwości i zaufania
 
Komunii małżeńskiej nie da się zbudować własnymi siłami. Jest ona owocem sakramentalnej łaski, która uzdalnia małżonków do głębokiej więzi ze sobą. Ten nadprzyrodzony dar ujawnia się w codziennym życiu na miarę naszej wiary. Dlatego uczciwość małżeńska każe podjąć starania o pogłębienie własnej relacji z Chrystusem i o wiarę współmałżonka.
 
Czy troszczymy się o to, żeby współmałżonek miał warunki do spotkania się Bogiem na modlitwie? Czy nie zaniedbujemy modlitwy małżeńskiej, wspólnej Eucharystii i częstej spowiedzi? Czy może brakuje z naszej strony zainteresowania stanem duszy i zbawieniem współmałżonka? Są to pytania, które powinny się pojawić w rachunku sumienia współmałżonków.
 
Dzięki szukaniu pojednania w konkretnych sytuacjach skutki zła można ograniczyć i naprawić, wybaczając sobie wzajemnie odkryte nieuczciwości. Bez pojednania i szukania jedności będziemy dalej siać nieufność w relacji małżeńskiej. Jednak trzeba pamiętać, że brak zaufania wobec drugiej osoby to nie koniec relacji. To początek długiej drogi jej odbudowywania i zbliżania się do siebie. To wielkie zadanie, które stoi przed nami, a które jedynie z Bożą pomocą można doprowadzić do końca.
 
Hanna i Xavier Bordasowie
Miłujcie się! | styczeń 2019  
 
Zobacz także

Na początku trzeba ustalić pojęcia. Będziemy poruszać się, oscylując wokół biblijnego słowa „prawda”. Czym ona jest w sensie biblijnym? Jezus mówiąc o prawdzie, wskazał na swoją osobę i powiedział: „Ja jestem prawdą” (por. J 14,6). Oznacza to, że aby móc odnaleźć prawdę i nią żyć, trzeba odnieść swoje życie do Jego osoby. Prawdą jest Bóg-Człowiek, na którym można polegać i śmiało powierzyć Mu swoje życie.

 
Ks. Józef Kudasiewicz

Rzeczownik „charyzma” pochodzi od czasownika charidzomai, który oznacza: uczynić komuś coś przyjemnego; wyświadczyć dobrodziejstwo; chętnie, życzliwie, radośnie coś dawać, ofiarować. Końcówka – ma wyraża produkt, efekt tej czynności. Stąd charyzmat oznacza „wspaniałomyślny dar”, „podarunek”, „prezent”. Jeden ze starożytnych papirusów używa tego rzeczownika na oznaczenie darów-prezentów, ofiarowanych marynarzom (A. Vanhoye SJ). Ponieważ istnieje bliskie pokrewieństwo między charisma a charis (łaska), stąd też w Biblii Tysiąclecia charisma niekiedy tłumaczona jest jako „łaska”. 

 
Jacek Salij OP
Czy miłość małżeńska ma szansę na to, żeby nie zblaknąć albo i zgasnąć po śmierci pierwszego z małżonków? Czy małżonkowie mogą mieć nadzieję, że w życiu wiecznym nie tylko się spotkają, ale że również w niebie nadal będą związani ze sobą oblubieńczą miłością? Co więcej – że dopiero w niebie ich miłość rozkwitnie?
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS