logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Sean Davidson
Św. Maria Magdalena. Zwiastunka miłości eucharystycznej
Wyd Marianow
 


Świętą Marię Magdalenę po pierwsze, „ponieważ bardzo umiłowała”, a adoracji Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie nie sposób wyobrazić sobie bez miłości do Tego, który z miłości pozostał z nami aż do skończenia świata. Po drugie, jak pisze św. Piotr, „miłość zakrywa wiele grzechów” (1 P 4, 8), o czym św. Maria Magdalena dała świadectwo tak wymowne, że nie sposób przejść obok niego obojętnie.
 
Książka ta zrodziła się z miłości: istotnie nie jest relacją biograficzną, a raczej świadectwem i medytacją. Czytelnik towarzyszy autorowi w podróży śladami świętej, by uczyć się od niej wrażliwości na obecność Chrystusa, ale też tak jak ona przemieniać własne życie. 
 
wydawnictwo: Promic
rok wydania: 2018
ISBN: 978-83-7502-598-9
format: 135 x 204
liczba stron: 248
oprawa: miękka
Kup tą książkę  
  
 

 
 Nie mogliście jednej godziny czuwać?
 
Ofiarą drogocennej Krwi eucharystycznej, złożoną w darze Kościołowi, rozpoczyna się Pasja. Żołnierze pojmali Chrystusa i wkrótce potem pełne miłosierdzia święte oblicze, które stało się jedyną radością serca Marii Magdaleny, miało zostać oszpecone nie do poznania. Jednak jeszcze przy stole, zanim światła wieczorne pochłonęła ciemność Getsemani, Jezus myślał nie o sobie, lecz raczej o pocieszeniu serc braci: „Niech się nie trwoży serce wasze” (J 14, 1). Dobry ojciec, który musi niebawem opuścić swoje dzieci i wyruszyć na wojnę, stara się z wyczuciem, słowami miłości, przygotować ich wrażliwe serduszka do rozstania. I w taki sam sposób postępował Jezus przed bolesnymi wydarzeniami Pasji. Gdy już odbyła się zasadnicza część celebracji wzniosłej tajemnicy Ostatniej Wieczerzy i eucharystyczny pokarm znajdował się w sercach napełnionych pokojem apostołów, a zdrajca opuścił ich towarzystwo, Jezus zaczął wyjawiać apostołom najgłębsze i najbardziej intymne prawdy o swojej miłości (zob. J 13 – 14). Zupełnie tak, jakby dar pierwszej Komunii Świętej otworzył nowe poziomy głębi objawienia o Jego nieskończonej miłości, jak również miłości, jakiej oczekiwał od przyjaciół.
 
W trakcie całego długiego wieczoru, po zakończeniu celebracji eucharystycznej, Jezus ani razu nie powtórzył słów, którymi wcześniej nauczał gromadzące się wokół Niego tłumy: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (Mk 12, 31). Zamiast tego pozostawił uczniom bardziej podniosłe zalecenie: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” 12). Jego słowa stawały się coraz cieplejsze, coraz bardziej serdeczne, aż do chwili rozstania. Gdy pierwsze eucharystyczne dziękczynienie dobiegło końca, Jezus poinstruował swoich nowych kapłanów, aby powstali od stołu, ponieważ muszą ruszać w drogę. Bez dalszych wyjaśnień co do celu Jezus wyprowadził przyjaciół na zewnątrz, gdzie panowała już noc. Nadal opowiadał im o tajemnicy Komunii Świętej, która została im dana tego wieczoru.
 
Oczarowani apostołowie wiedzieli, że jest to jeden z tych momentów, kiedy nie powinni zadawać zbyt wielu pytań, lecz po prostu słuchać i rozważać wszystkie słowa Pana. Dopiero później Duch Prawdy miał objawić im prawdziwe znaczenie skarbu, który starali się zachować w pamięci. „Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami”, uroczyście oznajmił im Jezus, gdy mijali pewną niewielką winnicę w drodze ku Dolinie Cedronu (zob. J 15, 5). Usta apostołów wciąż jeszcze były naznaczone czerwienią Boskiej Krwi eucharystycznej, gdy Jezus objaśniał im, że potrafi kochać przez ich serca, tak aby oni naprawdę potrafili kochać tak, jak On ich umiłował, a pewnego dnia przynieśli „owoc obfity” (J 15, 5). Szczęśliwe wspomnienie tego wylania sakramentalnej łaski i Bożej miłości wkrótce zmieszało się z łzami i poczuciem żalu w sercach apostołów. Kiedy dotarli do ogrodu, do którego Jezus wcześniej wielokrotnie prowadził ich na wieczorną modlitwę, coś nadzwyczaj niepokojącego wydarzyło się na oczach Piotra, Jakuba i Jana. Pozostałych ośmiu apostołów również dostrzegło pewną zmianę w Jezusie, gdy zbliżali się do Góry Oliwnej, ponieważ jego zazwyczaj spokojne i miłosne oblicze skaził jakiś osobliwy niepokój.
 
Jezus jednak nakazał im zostać przed wejściem do ogrodu, ponieważ wiedział, że nie znieśliby widoku tego, co miało się wydarzyć. Tylko trzej wybrani spośród nich, w których pamięci wciąż utrzymywało się światło Taboru, otrzymali zgodę na to, by towarzyszyć Panu, kiedy objawiła się w pełni słabość i kruchość, jaką wziął na siebie w naszym imieniu.
 
Po raz pierwszy od trzech lat Mistrz wydawał się załamany i przytłoczony smutkiem, którego powodu nie wyjawił. Poprosił ich jedynie o to, by czuwali z Nim i oddali się modlitwie, na co trzej apostołowie chętnie przystali. Mijały godziny, a Jezus zdawał się coraz bardziej udręczony. Mroczne przeczucia ogarnęły również ich dusze i tylko sen dawał im jakąś możliwość ucieczki od nich. Gdy Jezus wciąż modlił się w milczeniu, i to jeszcze bardziej żarliwie, dręczyły Go wizje tak bolesne, że pot spływający z Jego czoła przybrał barwę krwi (zob. Łk 22, 44). Sen apostołów był niespokojny, wypełniony złowrogimi obrazami i szyderczymi myślami na temat tego, że ich wiara w Jezusa jest daremna, że zostali zwiedzeni i porzucili święty lud Izraela. Była to godzina zwątpienia i panowania ciemności (zob. Mt 26, 31; Łk 22, 53).
 
Niewinność spotyka winę
 
Co działo się w umyśle i duszy Jezusa Chrystusa tamtej nocy? Jaka udręka mogła być tak wielką, że zamieniła krople potu w strużki krwi? Była to noc, kiedy Ten, który nie znał grzechu, stał się grzechem za nas, abyśmy my stali się sprawiedliwi (zob. 2 Kor 5, 21). Wobec Bożej sprawiedliwości niewinny Baranek przyjął na siebie moje i twoje grzechy, tak jakby były Jego grzechami. Tam, w Getsemani, ogrodzie, w którym niegdyś wytłaczano oliwki na oliwę, dusza Jezusa także została zmiażdżona, tak byśmy mogli pewnego dnia otrzymać uzdrawiającą oliwę miłosierdzia. Stanął przed Ojcem z ogromnym ciężarem wszystkich moich i twoich grzechów na Jego duszy. Był to potworny ciężar dla Ofiary tak niewinnej, tak świętej, tak krystalicznie czystej pod każdym względem. Sumienie tak nieskalane nigdy nie powinno mieć kontaktu z tak karygodną niegodziwością, On jednak musiał przyjąć to wszystko, żeby moje sumienie mogło zostać oczyszczone. Za nie musiał nie tylko dokonać doskonałego aktu odkupienia, ale również doskonałego aktu skruchy. Musiał wybrać przejście przez coś, przez co nie zechciałby dobrowolnie przechodzić żaden człowiek, a w tym wyborze dokonało się odwrócenie wszystkich złych wyborów od czasów pierwszego wyboru Adama. W jednym heroicznym akcie woli, jednym potężnym fiat, zmazał grzech pierworodny i przyniósł odkupienie za wszystkie późniejsze grzechy, jakich kiedykolwiek dopuścił się człowiek. W tym najbardziej śmiałym i radykalnym czynie w całych dziejach ludzkości Syn Boży zyskał dla nas łaskę powrotu do zjednoczenia z Boską wolą, do stanu utraconego od czasów Edenu.
 
Błogosławiony John Henry Newman opisuje przerażający moment, kiedy nasze grzechy wdarły się do niewinnego umysłu Chrystusa. A nieprzyjaciel, który na pustyni wycofał się przed Nim i „odstąpił od Niego do czasu” (Łk 4, 13), wykorzystał ów moment, by znów zaatakować:
 
Klęczał tam, bez ruchu i w milczeniu, podczas gdy straszny wróg owijał Jego ducha w szatę napojoną tym wszystkim, co jest nienawistne i wstrętne w ludzkiej zbrodni. Owijał w nią Jego serce i napełniał tym Jego świadomość. Znalazł drogę do każdego zmysłu i do każdego zakamarka Jego duszy, otoczył Go atmosferą moralnego trądu, aż Bóg-Człowiek poczuł się tym, czym się nie mógł stać nigdy, a czym Jego wróg usiłował Go uczynić.
 
O! jakaż zgroza, kiedy pod ciężarem tego ogromu zgnilizny, spływającego na Jego głowę i przenikającego nawet fałdy Jego szaty, sam siebie nie poznawał i czuł się nikczemnym i wstrętnym grzesznikiem. Och! ta rozterka, kiedy spostrzegł, że oczy Jego i ręce, i nogi, i usta, i serce stają się jakby własnością szatana, nie Boga. Czyż to są ręce niepokalanego Baranka Bożego, niegdyś niewinne, obecnie czerwone od tysiąca krwawych barbarzyńskich czynów? Czyż to są Jego wargi, nieodmawiające modlitwy, niegłoszące chwały Bożej i świętych błogosławieństw, lecz jakby skalane przekleństwem i bluźnierstwem, i naukami szatana? A Jego oczy, sprofanowane widokiem wszystkich bezwstydnych obrazów i pogańskich wizji, dla których ludzie opuścili swego jedynie godnego uwielbienia Stwórcę? A te uszy, w których dźwięczą jeszcze odgłosy biesiad i walk, a to serce, zamrożone skąpstwem, okrucieństwem i niewiarą, i nawet pamięć Jego, obciążona wszelkim grzechem popełnionym od chwili upadku we wszystkich stronach świata […]. O, któż nie zna przekleństwa prześladującej nas myśli, która odrzucana wraca znowu i znowu, by męczyć, jeśli nie może uwieść? Lub wstrętnych, chorobliwych wyobrażeń, narzucających się duszy naszej z zewnątrz? Lub złej wiedzy, nabytej z winy lub bez winy człowieka, której jednak za wszelką cenę chciałby pozbyć się od razu i na zawsze? I wrogowie tacy, jak ci, tłoczą się dokoła Ciebie, Panie! Przychodzą w zastępach liczniejszych niż szarańcza albo gąsienice, wstrętniejszych niż plagi much i żab, które Bóg zesłał na faraona [zob. Rdz. 7–11]. Grzechy żywych i umarłych, i jeszcze nienarodzonych, grzechy potępionych i zbawionych, Twoich bliskich i obcych, grzeszników i świętych – wszystkie tam są. Są tam i Twoi najdrożsi, Twoi święci i wybrani, Twoi trzej apostołowie: Piotr, Jakub i Jan; nie pocieszają Cię jednak, lecz oskarżają jak przyjaciele Joba, którzy „sypali proch ku niebu” [Hi 2, 12] i piętrzyli klątwy na Twojej głowie. Wszyscy tam są, jednej tylko brak istoty, tylko jednej – Matki Twej, bo Ona, która nie miała udziału w grzechu, Ona jedna mogła Cię pocieszyć – dlatego nie ma Jej blisko. Będzie blisko Ciebie pod krzyżem; w Ogrojcu Jej nie ma. Była Twoją towarzyszką i powiernicą przez całe Twoje życie. Przez trzydzieści lat dzieliła z Tobą czyste myśli i święte rozmyślania. Lecz tego, co teraz zjawia się przed Tobą, nie może słyszeć Jej dziewicze ucho i niepokalane serce pojąć nie może. Tylko Bóg mógł podjąć to brzemię. Bywało, że Twoim świętym ukazywałeś obraz jedynego grzechu, może nawet powszedniego, nie śmiertelnego, tak jak on w świetle Twojego oblicza wygląda, i opowiadali nam, że obraz ten omal ich nie zabił, że byłby ich zabił na pewno, gdyby natychmiast nie zniknął. Matka Boża mimo swej świętości, a raczej dla swej świętości nie mogła znieść widoku ani jednego z tych niezliczonych dzieci szatana, które tłoczyły się dokoła Ciebie. Jest to długa historia świata i tylko Bóg może udźwignąć ten ciężar. Zawiedzione nadzieje, złamane śluby, zgaszone promienie, wyśmiane ostrzeżenia, zmarnowane okazje, niewinność zdradzona, młodość zatwardziała, pokutnik wracający do grzechu, sprawiedliwy pokonany i starzec błądzący; sofistyka, niedowiarstwo, samowola, namiętności, zatwardziałość pychy, tyrania nałogu, gryzący rak wyrzutów sumienia, niszcząca gorączka troski, obawa wstydu, ból rozczarowania, męka rozpaczy; takie okrutne, takie żałosne widoki, takie rozdzierające serce, oburzające, wstrętne i obłąkane sceny, co więcej: wynędzniałe twarze, zaciśnięte usta, płonące policzki, zmarszczone czoła dobrowolnych niewolników zła – to wszystko staje teraz przed Nim, nad Nim i w Nim. Zajęły miejsca tego niezmąconego pokoju, jakim był w Nim od chwili Jego poczęcia. Wszystkie są w Nim, Jego udręka zamienia się w winę i skruchę. Pokutuje, wyznaje winy, korzy się z większą prawdą i siłą niż wszyscy pokutnicy świata, gdyż On jest jedyną ofiarą za nas wszystkich, jedynym zadośćuczynieniem: prawdziwy pokutnik, lecz nie prawdziwy grzesznik [1].
 
Gdy Jezus we wspaniałomyślności swojego serca przechodził przez tak potworne rzeczy w imię zbawienia wszystkich grzeszników, miał prawo oczekiwać, że przynajmniej niektórzy spośród nich, ci, których nazwał swoimi przyjaciółmi (zob. J 15, 14-15), będą przy Nim czuwać i trwać u Jego boku w godzinie śmierci. Wszyscy potrzebujemy towarzyszenia w okresie bólu i smutku. Gdy opada na nas ciemność rozpaczy, chcemy trzymać dłoń ukochanej osoby. Sama obecność kogoś, kto kocha, zmniejsza ciężar naszego bólu. Tymczasem w tę jedną noc, kiedy Jezus Chrystus naprawdę potrzebował swoich przyjaciół, ich miłość nie okazała się wystarczająco silna, by towarzyszyli Mu aż do gorzkiego końca. „[…] sił mi zabrakło, na współczującego czekałem, ale go nie było, i na pocieszających, lecz ich nie znalazłem” (Ps 69, 21).
 
Gdyby Maria Magdalena tam była, bez wątpienia miałaby w swoim płomiennym sercu dość żarliwej miłości, by nie zasnąć. Głęboką kobiecą intuicją serca wyczułaby powagę bolesnego doświadczenia i potrzebę miłosnej odpowiedzi. Ktoś tak uważny na każde poruszenie serca Jezusa nigdy nie pozwoliłby, żeby serce pękło Mu z powodu tak gorzkiej samotności.
 
Marii Magdalenie nie było jednak dane towarzyszyć Jezusowi w Ogrodzie Oliwnym. Tej nocy zaczęła wypełniać kolejną część swojego powołania do miłości – tym razem chodziło o pocieszenie niepokalanego serca Matki, która nawet z oddalenia potrafiła wyczuć, co dzieje się w sercu ukochanego Syna. Tej nocy ta sama męka zaczęła opanowywać dwa serca i o tej samej porze nazajutrz wieczorem oba te serca miały zostać śmiertelnie przeszyte – jedno fizycznie, drugie duchowo (zob. Łk 2, 35). Jedno serce miało spocząć bez życia w zimnym kamiennym grobie, drugie, choć wciąż bijące, miało spocząć w grobie żałoby. Kochająca, wierna obecność św. Marii Magdaleny była balsamem na rany obu tych rozerwanych, niewinnych serc. Po raz kolejny widzimy, jak cenne i rzadkie w tym świecie jest serce, które po prostu umie kochać.
 
_________________________________
[1] Bł. John Henry Newman, Duchowe cierpienia Pana naszego w czasie Jego Męki, w: tenże, Kazania. Wybór, tłum. Klara Nawratilowa, Wydawnictwo Marek Derewiecki, Kęty 2017, s. 164–166.

Zobacz także
ks. Mateusz Mickiewicz

Grozi nam przeżywanie wiary "lekko", przyjemnie, szukanie wrażeń, nawet pięknych i religijnych, tylko dla własnego zadowolenia. Potrzebujemy ciągle mocnego oparcia w modlitwie słowem Bożym i relacji sakramentalnej z Chrystusem, ale jednocześnie weryfikacji poprzez szczery rachunek sumienia – czy święte rzeczy, które poznaję, w których mam udział, zaowocowały konkretnym trudem miłości dzisiaj?

 
Krzysztof Przybyłowicz
Św. Paweł pisał do chrześcijan zamieszkujących w Kolosach: Jeśli więc razem z Chrystusem powstaliście z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus "zasiadający po prawicy Boga". Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu...
 
ks. Jacek Poznański SJ
Jezus mówi: Moje owce słuchają mego głosu. Co to znaczy słuchać głosu Jezusa? Kiedy dosłyszałem Jego głos? On przecież jest już “po prawicy Ojca”. Brzmienie głosu Jezusa z Nazaretu już dawno ucichło w czasie i przestrzeni. Tego historycznego głosu już nigdy nie usłyszymy. Oczywiście, pozostał zapis tego, co Jezus mówił i czynił. Nie jest to jednak Jego głos, lecz Jego słowa. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS