logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Henryk Bejda
Szczęście w cieniu gilotyny
Źródło
 


Małżeństwo „czymś tak pięknym”

Nie potrafiłem sobie wyobrazić, że małżeństwo może być czymś tak pięknym – stwierdził pewnego razu Franz. Odkrycie piękna małżeństwa było dla niego tym łatwiejsze, że już przed ślubem miał do niego odpowiedni stosunek. W jednym z listów do chrześniaka, Franza Hubera, pisał: Nie każdy człowiek powołany jest przez Boga do stanu małżeńskiego. Bóg nie ustanowił też małżeństwa, jak wielu sądzi, żeby się można było wyżyć, lecz dla rozmnażania się rodzaju ludzkiego, bo kto się nie potrafi opanować w latach młodości, temu nie powiedzie się też w małżeństwie, ponieważ także i w tym stanie nie wszystko jest dozwolone.

Zawarte z Franziską małżeństwo było niezwykle zgodne (dzieci nigdy nie widziały, żeby ich rodzice się kłócili), a małżonkowie do końca wspólnych dni bardzo się kochali. Jako jeden ze znaków tego zakochania Franziska wskazuje zabawę polegającą na tym, że kiedy jedno miało dla drugiego niespodziankę, obdarowany musiał najpierw ją znaleźć. Franz chował podarki, które przywoził z podróży, Franziska – przygotowane dla męża ulubione ciasto. Są to wprawdzie drobne, lecz zważywszy na otoczenie i czas – bynajmniej nie oczywiste oznaki wzajemnej miłości małżonków – pisała autorka biografii Franza – Erna Putz.

Czarne chmury

W latach poprzedzających wybuch II wojny światowej nad małżeństwem Jaegerstaetterów zaczęły gromadzić się czarne chmury. Ich głęboka wiara wystawiona została na okrutną próbę. W 1938 r. Franz – nie chcąc współpracować z partią narodowosocjalistyczną – odmówił grupie mieszkańców St. Radegund kandydowania na stanowisko burmistrza i wystąpił ze straży. Jako jedyny mieszkaniec swojej wsi zagłosował na „nie” podczas referendum w sprawie przyłączenia Austrii do Rzeszy Niemieckiej. Do tego, żeby w ogóle poszedł na głosowanie, zmusiła go Franziska, grożąc, że – jeśli tego nie zrobi – „przestanie go kochać”. Szantażu tego bardzo później żałowała i nigdy już w taki sposób się nie zachowała.

W 1940 r. Franz został zmobilizowany i najpierw przez kilka dni, a potem przez kilka miesięcy służył w wojsku. Podczas pierwszego okresu w jednym z listów ubolewał, że nie może przyjść z pomocą „najdroższej małżonce”, osamotnionej na gospodarstwie i będącej zaledwie kilka tygodni po porodzie ich trzeciego dziecka. Prosił Franziskę, by odłożyła najcięższe prace i przede wszystkim zajęła się dziećmi. W liście pisanym podczas kolejnego pobytu w wojsku wspominał: ale to, że przeżyliśmy w naszym małżeństwie tak szczęśliwe i zgodne lata, to szczęście pozostanie dla nas niezapomniane i będzie mi ono towarzyszyć po wsze czasy i w wieczności; wiesz również, jaką radością były dla mnie dzieci. Dlatego nawet tu napełnia mnie czasem takie uczucie szczęścia, że do oczu napływają mi łzy radości, gdy myślę, że wkrótce się zobaczymy.

Franz bardzo kochał dzieci (jako pierwszy ojciec w St. Radegund woził je w wózku), brakowało mu ich bardzo i one też szalenie za nim tęskniły. Rosi wciąż o Ciebie pyta, gdy idziemy do łóżka: nie zamykaj drzwi, bo tata nie wejdzie, przy jedzeniu – żeby zostawić coś dla taty, gdy budzi się w nocy – że tata wrócił. Czasem, gdy zaczyna płakać, że tata nie wraca, Maridi mówi, że tata przyniesie jej kiełbaskę.
W tym czasie Franz złożył kolejne świadectwo głębokiej wiary. Będąc jeszcze w wojsku – 8 grudnia 1940 r. – wraz z innym żołnierzem w kościele w Enns został uroczyście przyjęty do Trzeciego Zakonu Świętego Franciszka.

Ostateczna decyzja

Po powrocie z wojska Franz – dochodząc do wniosku, że nie można być katolikiem i żołnierzem Chrystusa będąc jednocześnie żołnierzem Hitlera – postanowił, że jeśli dostanie kolejne wezwanie – odmówi służby wojskowej w Wehrmachcie. Czyniąc tak, postępował na przekór wszystkim swoim sąsiadom i znajomym. Jego gest był absolutnie nonkonformistyczny, wypływający z głębokiej, przemyślanej wiary.

Początkowo żona próbowała wyperswadować mu taką decyzję prosząc, by nie „wystawiał swojego życia na niebezpieczeństwo”, jednak z czasem Franz przekonał ją, że to on ma rację, a nie wszyscy „letni” i konformistyczni katolicy, usprawiedliwiający kolaborację z narodowosocjalistycznym reżimem. Od tej pory nie próbowała wpłynąć na zmianę jego decyzji.
W 1941 r. Franz został kościelnym miejscowej parafii. Nikogo lepszego z pewnością nie można było zatrudnić, bowiem od czasu powrotu z wojska Franz codziennie wraz z żoną uczestniczył we Mszy św., przystępował do Komunii św. i co wieczór czytał Pismo Święte. Aktywnie działał też charytatywnie – dostarczając pożywienia biedniejszym od siebie ludziom.


 
Zobacz także
Adam Hofmann
Piekło to nie więzienie o obostrzonym rygorze ani obóz koncentracyjny – tylko człowiek, który odrzucił na wieki Boga. Podobnie zresztą jak czyściec to nie ośrodek oczekujących na azyl polityczny, tylko człowiek, który wraca do Boga. Wciąż pozostaje jednak pytanie: jak tam będzie?
 
ks. Mirosław Tykfer

Pustka życia, nieustanne zmęczenie, zniechęcenie duchowe. Tak bywa. Niektórzy mówią, że nawet często. Może to praca, może problemy osobiste. A może przyczyna jest prostsza, a lekarstwo w zasięgu ręki? Odpowiedzi szukam w Ewangelii na święto Przemienienia Pańskiego. Już sama nazwa daje nadzieję, że możliwa jest jakaś zmiana. Tylko jaka?

 
ks. Józef Pierzchalski
Jaki winien być i jak ma wyglądać kapłan jutra, by mógł sprostać w jakiejś mierze swemu powołaniu. Już dzisiaj mu nie wolno, a jutro w znacznie jeszcze większej mierze nie będzie mu wolno być jedynie funkcjonariuszem instytucji religijnej, która dzięki swej potędze zdobywa dla siebie znaczenie w świecie. Nie będzie mógł legitymować się Kościołem. Będzie musiał o Kościele świadczyć. Nie będzie też mógł z racji swego kapłaństwa rościć sobie prawa do jakichkolwiek przywilejów społecznych. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS