Tajemnica śmierci
Zdaję sobie sprawę, że śmierć sięga już teraz, w nasze życie, wyciska na nim znamię, zagraża mu na co dzień. Choroba, niepowodzenia, cierpienie są przesłańcami śmierci, dają nam poznać, że nasze życie nie jest ostatecznie w naszych rękach, że stale się nam z nich wymyka i ze kiedyś zostanie nam odebrane. Tam, gdzie próbuje się wyprzeć śmierć ze świadomości, przemilczeć ją, zatuszować, uczynić z niej tabu - jak to się często dzieje - tam gaśnie też prawdziwie ludzkie życie. Bo naprawdę po człowieczemu żyje tylko ten, kto śmierci patrzy prosto w oczy i akceptuje ją. Ale czy potrafimy tak żyć? Jaki jest sens życia stojącego w obliczu śmierci? Jaki ma sens śmierć w odniesieniu do życia?
Pytanie o sens życia i śmierci pojawia się już na pierwszych kartach Pisma Świętego, a pierwsza odpowiedź brzmi: Bóg nie chce śmierci! Śmierć jest skutkiem grzechu (por. Rdz 2, 17; 3, 19). Stad św. Paweł mówi, że przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech - śmierć (por. Rz 5,12). Nie wynika stad, że człowiek w raju miał żyć bez końca ziemskim życiem, że bez grzechu człowiek nie musiałby umrzeć. W naszym skończonym świecie życie biologiczne bez śmierci nie jest do pomyślenia. Pismu Świętemu nie chodzi jednak o śmierć w sensie biologicznym lub medycznym, ale o konkretne i osobiste doświadczenie śmierci człowieka, o śmierć jako mroczny, absurdalny kres dotychczasowej egzystencji, o śmierć pełną cierpienia i leku, przed która wzdraga się i broni ludzka wola życia. Tej śmierci nie chciał Bóg. Ta śmierć jest przejawem grzechu, znakiem oddalenia człowieka od Boga, wskutek nieposłuszeństwa pierwszego Adama. Ważniejsza dla Pisma Świętego jest zbawcza śmierć Chrystusa, nowego Adama, który zwyciężył moc śmierci. Dlatego ten, kto wierzy, przeszedł już teraz ze śmierci do życia (por. J 5,24). Najdobitniej tę przemianę śmierci wyraża Prefacja ze Mszy świętej za zmarłych: "I choć nas zasmuca nieunikniona konieczność śmierci, znajdujemy pociechę w obietnicy przyszłej nieśmiertelności. Albowiem życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy".
Fr. Justin - "Rosary Hour"
http://www.rosaryhour.net/
Kochaj siebie, czyli wydobądź swój potencjał. Powiedziałabym więcej: bądź radosny z siebie samego, ciesz się darem życia, swoimi talentami. Uświadom sobie, że jesteś potrzebny światu, tylko nie możesz zlekceważyć tego, co masz w sobie. I wtedy płynnie przejdziesz do kolejnego etapu, czyli miłości do bliźniego. Bo kochasz drugą osobę poprzez fakt, że dajesz jej siebie. Wprowadzasz w relację swój potencjał i swoje możliwości.
Z dr. Marią Popkiewicz-Ciesielską, psychoterapeutką o różnicy między miłością do siebie a egocentryzmem oraz o tym, czy nasza dorosłość musi być kalką naszego dzieciństwa rozmawia Magdalena Woźniak