To jest taki paradoks modlitwy, adoracji, bycia i trwania przy Jezusie i dla Niego. Po pierwsze dając wtedy siebie, jeszcze więcej otrzymujemy. Bóg oczyszcza nasze serca, umacnia je, by bardziej być dla innych. A więc adorując, i słuchając Jezusa zmienia się nasze patrzenie na świat, na rzeczywistość. Zaczynamy patrzeć tak jak On. Tak klarownie i przejrzyście, a jednocześnie z miłością i miłosierdziem wobec drugiego człowieka.
Wybierzmy się dzisiaj na wycieczkę po niezwykłym mieście. Jest to miasto, w którym już żyjemy, a zarazem wciąż na niego czekamy; jego najlepszy znawca spośród ludzi – Autor Apokalipsy – widział je w wizji, a opisywał je tak, jakby to miasto było równocześnie kobietą: narzeczoną, a zarazem panną młodą, małżonką. Czy nie za dużo paradoksów jak na jeden artykuł?