logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Agnieszka Jaworska
To my otrzymujemy o wiele więcej
materiał własny
 


Salezjański Ośrodek Misyjny co roku dostaje listy od wolontariuszy, którzy spędzają święta na misjach. Opowiadają jak wygląda ich Boże Narodzenie tam, gdzie są.
Wolontariusze opowiadając o doświadczeniach z misji podkreślają często, że święta Bożego Narodzenia są jednym z najtrudniejszych, ale i najpiękniejszych okresów ich pracy.
 
 
 
Barbara Kowacz, Zambia: „Święta spędziłyśmy bardzo spokojnie i samotnie „Szczególnie odczuwałyśmy brak rodziny i atmosfery świątecznej. Musiałyśmy dostosować się do tradycji afrykańskich, co nie było łatwe. W Zambii nie celebruje się Wigilii. Spędziłyśmy ją same w czterech ścianach naszego skromnego pokoiku. Towarzyszyły nam tylko zdjęcia najbliższych i kartki od innych wolontariuszy z Ośrodka. Ogromne wrażenie za to wywarła na nas radosna Msza Św. w rytmie bębnów i tańców afrykańskich. Mały Jezusek patrzył z pięknej szopki pod palmą bananowca. Ubrane w uroczyste chitengi, wspólnie z naszym chórem - odśpiewałyśmy kolędy w języku bemba i po angielsku.”
 
Ważne, żeby nie być samemu… Kiedy mieszkasz wśród ludzi a nie znasz ich języka pewne sprawy wydają się niewytłumaczalne. Czasami nawet język nie pomaga. Bo w jaki sposób wytłumaczyć co znaczą białe rodzinne święta i skrzypiący mrozem śnieg pod stopami w drodze powrotnej z pasterki.
 
Są dwie możliwości – zamknąć się w niewypowiedzianej tęsknocie za tym, co polskie, „nasze” i znane, koniecznie próbując ugotować dwanaście dań wigilijnych - albo zgodzić się z rzeczywistością, otworzyć na nową kulturę, na drugiego człowieka z całym bogactwem tradycji i obyczajów, które ze sobą wnosi. Dać się namówić na święta inaczej, łamiące wszelkie dotychczas znane nam schematy.
 

Eliza Dubicka, Madagaskar: „Prawie wszyscy się pochorowali. Siostra Germana miała grypę i malarie, moje dwie współlokatorki Fredka i Amelka ostrą grypę i zapobiegawcze zastrzyki przeciw malarii. Ja walczyłam jak lew, bo nie trudno się zarazić śpiąc w jednym pokoju, ale wzięłam końską dawkę niwakiny.
 
24 grudnia około godziny dwudziestej zaczęły swoje występy chóry - w liczbie dwunastu i nasze chore nie wiedziały już co gorsze: utrata przytomności czy delirium przy wtórze malgaskich głosów. Nasz dom jest na przeciwko kościoła. Ponieważ nigdzie nie ma okien czujemy się jakby nasze łóżka stały bezpośrednio na ołtarzu. O dwudziestej drugiej zaczęła się Msza Św. i trwała do pierwszej w nocy. Była szopka i żłóbek, i mały czarny Jezusek. Dużo śpiewaliśmy, choć brakowało polskich kolęd.
Ledwo zdążyłam się położyć a o szóstej rano była następna Msza Św., tym razem jedynie dwugodzinna. Było bardzo uroczyście, śpiewy i nawet tańce, bo dziewczynki tańczyły w swoich lambach wnosząc dary. Główny posiłek przypada, nie jak u nas w Wigilię, ale dwudziestego piątego w porze obiadowej. Ja zostałam zaproszona przez rodziców Mojżesza wiec miałam okazję spędzić Boże Narodzenie z miejscową rodziną.
 
To bardzo biedni ludzie, mieszkają w domu z blachy, w którym nic nie ma. Jednak na ten posiłek wyczarowali skądś stół. Był niewielki więc nie cała rodzina mogła się przy nim zmieścić. Najpierw była herbata i ciasto z ryżu, przypraw i kokosu. Gdy dogotowywał się ryż na obiad zrobiliśmy z siostrą Mojżesza maskę, którą tutejsze kobiety noszą na twarzy żeby chronić się przed słońcem. Zawsze myślałam, że to papka z jakichś owoców, tymczasem to miazga z drzewa. Pociera się kawałek drewna o specjalny kamień dodając co jakiś czas trochę wody. Wysmarowawszy się mazią zasiadłam do głównego posiłku, było na prawdę bogato, bo oprócz ryżu mieliśmy też kawałki kaczki.
 
Wszyscy wsuwaliśmy jedzenie, niektórzy przy stole, inni na podłodze. Było bardzo miło. Dowiedziałam się o różnych zwyczajach malgaskich plemion, których jest osiemnaście. „Bar” to Ci, na przykład, co kradną woły. A jest takie plemię, którego nazwy nie pamiętam, a które odradza się siedem razy… że o kanibalach nie wspomnę.”
 
Wszystkiego najlepszego… Te święta całe dotyczą spotkania. Tajemnica wcielenia – spotkania Boga z człowiekiem na zupełnie ludzkich warunkach - uczy patrzenia na drugiego w jego kontekście. Jest wyjściem do człowieka i przyjęciem go z całą biedą i bogactwem życia. Kiedy życzysz drugiemu wszystkiego najlepszego pozbywając się własnych kategorii myślowych i wymagań – wszystko, co najlepsze, na co w danej chwili stać drugiego człowieka, wraca także do ciebie.
 
 
Ewa Janicka, Uganda: „Dwukrotnie miałam okazję zostać św. Mikołajem. Po raz pierwszy na spotkaniu dla dzieci, objętych programem Adopcji na Odległość a potem podczas tradycyjnego już spotkania dzieci z Bombo, rozdając cukierki z naszego parafialnego wozu.
 
Najciekawszym dla mnie doświadczeniem było jednak odwiedzenie chorych, wraz z dziećmi z oratorium i ojcem Giannim. Dla parafian był to czas spotkania z Jezusem w sakramencie, dla nas - spotkania z Jezusem w drugim człowieku. Dzieliliśmy się z tymi ludźmi naszą radością. Śpiewaliśmy kolędy, zostawialiśmy drobny upominek z życzeniami spokojnych świąt. Patrząc na twarze dzieci miałam jednak wrażenie, że to my otrzymujemy o wiele więcej. Gdy wracaliśmy późnym wieczorem do parafii nasz rozśpiewany i roztańczony samochód było chyba słychać w kilku sąsiednich wioskach.”
 
oprac. Agnieszka Jaworska
 
 
Zobacz także
Ks. Mariusz Berko
Ze wzgórza brazylijska favela Saramandaia wygląda jak wielkie wzgórza czerwono - brunatne. Tylko wytężając wzrok, można dostrzec zbite domy, baraki i niewielkie ścieżki tego ludzkiego mrowiska. Kiedyś żyłem tu, znałem każdy kamień i każdy ściek. Poznawałem każy wzrok lęku i radości. kiedyś chodziłem po tym labiryncie biedy i bezprawia... Dziś siedzę na wzgórzu... Jakoś dziwnie cicho i spokojnie. Kilkoro dzieciaków kopie piłkę na niewielkim skrawku ziemi, wydartym z gliniastego wzgórza... Dwie kobiety siedzą na byle jak zbitym drągu...
 
ks. Krzysztof Porosło
 W kulturze semickiej danie komuś ciała i krwi oznaczało danie całego siebie. Ciało było symbolem całej osoby, człowieka rozumianego w jego całości. Natomiast krew dla Hebrajczyków to życie, zasada życia. Kiedy zatem Chrystus osobno rozdaje swoje ciało i osobno podaje swoją krew, dla semitów jest to obraz śmierci człowieka. Krew odłączona od ciała to symbol śmierci. Oznacza to, że kiedy w Eucharystii osobno konsekrujemy chleb w Ciało Chrystusa, a osobno wino w Krew Chrystusa, to pokazujemy, że Chrystus się ofiarował, a więc oddał swoje życie dla naszego zbawienia. 
 
Monika Kacprzak
W Ugandzie żyje się inaczej niż w Polsce. To znaczy, dzieci rodzą się tak samo - główką do przodu, tak samo umierają, ale żyją inaczej... Życie rozpoczyna się wraz ze wschodem słońca (tu słońce zawsze wschodzi o tej samej porze) kiedy tylko jest widno na tyle, że można rozpoznać twarze. Młodzi mężczyźni, niekoniecznie kompletnie odziani pierwsze kroki kierują do toalety pod bananowcem, dzieciaki kucają pod krzaczkami...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS