Tożsamość „na nie” określają też wartości swobody, tolerancji i egalitaryzmu. Mainstream stara się wmówić ludziom, że nie wypada być usztywnionym („Wyluzuj się!”), nie można nie akceptować inności, nawet jeżeli pozostaje ona w niezgodzie z prawem naturalnym. Ludzie przerażeni coraz częstszymi oskarżeniami o wywyższanie się i brak akceptacji dla ludzi o innym kolorze skóry, upodobaniach seksualnych, zamiłowaniu do aborcji czy eutanazji głoszą poglądy zupełnie niezgodne z ich prywatną oceną sytuacji. „Prawa człowieka” stały się kagańcem dla myślenia, wszelaka „poprawność” zabija krytycyzm i odwagę wyrażania prywatnych poglądów. Dotyczy to także stosunku do kwestii ekologicznych, szalenie obecnie modnych. I tu wiele osób w obawie o odrzucenie popiera działania ekologów, choć podstawy ich ideologii i sens wielu akcji racjonalnie zakwestionowano.
Lista atrybutów, których człowiek często nie chce sobie przypisać, ponieważ pragnie mieć modną tożsamość, może być wzbogacona o cechy, preferencje i zachowania niewłaściwe z definicji, bo zaprzeczają one kanonowi wartości obecnie pożądanych. Są to wartości niemodne, staroświeckie, na tle innych być może oryginalne, te, które kiedyś były pożądane, kierowały zachowaniem ludzi i tworzyły podstawy ładu społecznego, lecz teraz swoją atrakcyjność utraciły. Niemodna staje się więc wartość małżeństwa, narodu czy cech moralnych takich jak godność, odpowiedzialność, sumienie, lojalność, przyzwoitość. Trwałe małżeństwo i tożsamość męża i żony zastąpiły małżeństwa na próbę, luźne związki i bycie singlem. Lepiej mówić o partnerze niż o osobie trwale poślubionej. Nawet kościelna ceremonia zawarcia związku małżeńskiego często zamienia się w wyreżyserowany spektakl, w którym bardziej liczy się kolor rozsypanych płatków róż niż istota związku.
To samo można powiedzieć o malejącej roli narodu i narodowej identyfikacji. Modni twórcy opinii publicznej świadomie unikają terminu „naród”, wprowadzając pojęcie społeczeństwa (teraz z dodatkiem „obywatelskiego” czy „europejskiego”). To działa, słuchacze szybko orientują się w pożądanej nowomowie. Z rejestru pojęć znika powoli „patriotyzm” – likwidacji terminu i rzeczywistości, które wyraża służy utożsamianie patriotyzmu z ksenofobią i nacjonalizmem, a nawet faszyzmem. Ludzie, którzy pamiętają lub znają choćby z literatury działania faszystów, nie chcą dalej być patriotami. Z kolei promocja swoiście pojmowanej wartości swobody, egalitaryzmu, praw człowieka i tolerancji może przyczyniać się do „rozbrojenia społeczeństwa”, które przestaje rozpoznawać swoje interesy i przyzwala bardziej na realizację strategii politycznej i gospodarczej innych państw niż własnego. Taką samą funkcję może pełnić koncentrowanie na „ciele” i konsumpcji.
Co więcej, nie ma obecnie mody na pewne cechy charakteru, jeszcze niedawno traktowane jako pożądane i promowane w wychowaniu dzieci i młodzieży. Godność, przyzwoitość, lojalność, sumienie zastępuje teraz czysty pragmatyzm gwarantujący szybki sukces. Liczy się skuteczność, a nie honor. Jest to możliwe, ponieważ tego typu wartości (anty-wartości) publicznie nie są traktowane jako naganne, a co więcej, bywają przedmiotem podziwu i są nagradzane (awans za ewidentne zaniedbania służbowe).
Moda na pewną tożsamość, na samookreślenie, kim chcę lub nie chcę być, jak się wydaje – ulotna i błaha – to tylko pozór. Moda stanowi w rzeczywistości coraz to bardziej powszechny i wpływowy instrument prezentowania wartości istotnych nie tylko dla jednostek czy grup, ale całego społeczeństwa. W swoim oddziaływaniu może być czynnikiem stabilizacji lub osłabiania struktury społecznej, może potwierdzać lub dekomponować istniejący wcześniej ład. Zatem zwyczajowe prezentowanie i spostrzeganie mody wyłącznie w kategoriach spektaklu, zabawy, a choćby i stylu życia czy nowego obyczaju nie pozwala dostrzec jej możliwego udziału w procesie manipulacji społecznej. Uwaga więc na modę i na modne tożsamości.
Jolanta Miluska