logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Krzysztof Mierzejewski
Trzy stopnie tajemnicy
Wieczernik
 



Sakrament kapłaństwa czy sakrament święceń?

Na czym polega różnica, jak zmieniło się teologiczne spojrzenie na szósty z siedmiu sakramentów? Co było powodem tej zmiany?

Każdy z nas doskonale pamięta, jak z dziecięcym uporem uczył się Małego Katechizmu, w ramach przygotowania do Pierwszej Komunii. Potem te same treści przewijały się w parafialnej czy szkolnej katechezie, na nowo "wkuwaliśmy" je przed bierzmowaniem. Jednym z najważniejszych elementów tej pamięciówki było siedem sakramentów świętych. I gdybym dziś poprosił o wymienienie siedmiu sakramentów, wszyscy zgodnie, jednym chórem na miejscu szóstym wyrecytowaliby: "kapłaństwo". Tymczasem z teologicznego punktu widzenia jest nieco inaczej.

Sakrament święceń, bo tak brzmi prawidłowa nazwa szóstego sakramentu, ma trzy stopnie: diakonat, prezbiterat i episkopat. I tylko dwóm ostatnim można przypisać przymiotnik: "kapłańskie". Czy coś się zatem zmieniło? Skąd to zróżnicowanie? Dlaczego dawniej go nie artykułowano?

Stopnie święceń w historii

Może najpierw sięgnijmy nieco w przeszłość, wcale nie tak odległą. Wystarczy sięgnąć do pierwszej połowy XX wieku, do czasów sprzed Vaticanum II. Mówiło się wówczas o święceniach niższych i wyższych. Oprócz wspomnianych wyżej diakonatu, prezbiteratu i episkopatu, do święceń wyższych zaliczano stopień niższy od diakonatu, tzw. subdiakonat. Święcenia niższe, których dziś już w Kościele nie ma, obejmowały aż cztery stopnie: ostiariat, egzorcystat, lektorat i akolitat. Ostiariusz pełnił funkcję dzisiejszego zakrystiana, egzorcysta nie miał wiele wspólnego z wypędzaniem złych duchów (jego posługa sprowadzała się do troski o wodę święconą i pilnowania porządku w czasie nabożeństw), lektorzy czytali lekcje mszalne, akolici natomiast pomagali diakonom i subdiakonom przy obsłudze stołu Pańskiego. Przyjęcie do stanu duchownego wiązało się z tonsurą, wygolonym kołem na szczycie głowy, które obowiązkowo przyjmował każdy kleryk jeszcze przed ostiariatem. Cechą wspólną wszystkich święceń: wyższych i niższych było, to, że udzielano ich jedynie tym, którzy mieli być kapłanami. Były zatem udzielane przejściowo, za wyjątkiem, rzecz jasna, prezbiteratu i episkopatu.

Wszystkie stopnie, oprócz trzech, które obowiązują do dziś, pochodziły z ustanowienia kościelnego, i choć znane były w kościele już w III wieku, to jednak sama liturgia święceń podkreślała ich mniejszą rangę choćby poprzez rezerwację biblijnego gestu włożenia rąk dla diakonatu, prezbiteratu i episkopatu.

Przełom nastąpił po Soborze Watykańskim II, który w swej Konstytucji o Liturgii nakazał krytyczne opracowanie obrzędu święceń (KL 76). Stało się to za sprawą Pawła VI, który w Motu Proprio "Ministeria Quaedam" zniósł tonsurę, subdiakonat i święcenia niższe, w których miejsce wprowadził posługi: lektorat i akolitat.

Do stanu duchownego według tego dokumentu jest się włączonym dopiero z chwilą przyjęcia diakonatu. Posługi lektora i akolity, choć obowiązkowe dla przygotowujących się do kapłaństwa, mogą być udzielane na stałe osobom świeckim, odpowiednio do nich przygotowanym. Kolejnym novum posoborowej odnowy sakramentu święceń było wprowadzenie diakonatu stałego i to zarówno dla mężczyzn nieżonatych, którzy nie będą w przyszłości prezbiterami jak i dla mężczyzn pozostających w związku małżeńskim.

Nowe spojrzenie na sakrament święceń

I tutaj dochodzimy do źródeł zróżnicowania sakramentu święceń. Dawniej, gdy diakonat był udzielany jedynie kandydatom do kapłaństwa, refleksja teologiczna nad tym stopniem święceń była o tyle mizerna, o ile niepotrzebna. Bardzo często bowiem diakonatu udzielano na krótko przed prezbiteratem, a wyświęcony tylko wyjątkowo wykonywał swoje święcenia. Obok biskupa w czasie uroczystych celebracji stali zazwyczaj najdostojniejsi kanonicy lub prałaci, ubrani w dalmatyki. Skrajnym przykładem takiego schematu jest choćby Karol Wojtyła, który 13 października 1946 został wyświęcony na subdiakona, tydzień później udzielono mu święceń diakonatu po to, by już 1 listopada mógł zostać prezbiterem. Dopiero Kodeks Prawa Kanonicznego wydany właśnie przez Papieża Wojtyłę nakazał zachowanie półrocznego odstępu czasowego między diakonatem i prezbiteratem (kan. 1031 § 1) oraz praktykę duszpasterską i wykonywanie święceń dla diakonów (kan. 1032 § 2).

Głównym założeniem całej posoborowej reformy liturgii, w tym także sakramentu święceń był powrót do źródeł: biblijnych i patrystycznych. W tym kontekście należy rozumieć także wszelkie zmiany związane z udzielaniem szóstego sakramentu. Można powiedzieć, że posoborowa odnowa liturgii przywróciła święceniom ich prawdziwy charakter i dowartościowała je teologicznie.

Diakonat to nie kapłaństwo

Po tym nieco przydługim wstępie można przystąpić do omówienia poszczególnych stopni sakramentu święceń, udzielanych w Kościele w naszych czasach. Pierwszym z nich jest diakonat. Diakon nie jest kapłanem, jest święcony do posługi (por. KKK 1569). Właśnie przez wzgląd na diakonat winno się mówić o sakramencie święceń, a nie jak dawniej – o sakramencie kapłaństwa. Diakon ma służyć biskupowi i prezbiterom, którym przysługuje tytuł "sacerdos" (z łac. kapłan), sam jednak kapłanem nie jest, bo nie wypełnia warunku, który należy do istoty kapłaństwa, jakim jest składanie ofiary. Diakona cechuje szczególna więź z biskupem. Liturgia wyraża ją na trzy sposoby.

 

 
1 2  następna
Zobacz także
Joanna Mazur

Nadzwyczajni szafarze zanoszą Jezusa do tych, którzy sami nie mogą do Niego przyjść. Rozmawiają, pocieszają i umacniają. Nie wszyscy jednak otwierają przed nimi drzwi. Jedni traktują to jako normalność. Drudzy zmieniają kolejkę, w której czeka się na przyjęcie Komunii Świętej. Nadzwyczajnych szafarzy Komunii Świetej przybywa, a w niektórych diecezjach jest ich już więcej niż księży. To dzięki nim chorzy w domach mogą w pełni uczestniczyć w Eucharystii nawet co tydzień. Często jednak liczba szafarzy przewyższa liczbę zgłoszonych chorych. Dlaczego?

 
Radosław Warenda SCJ

Święta Bożego Narodzenia, nawet gdy śnieżnobiałe i z suto zastawionym stołem, zawsze będą niosły zgrzyt. Nawet wbrew Izajaszowym zapewnieniom, że to Syn zostaje nam dany, Ten, którego nazywać będą: „Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju” (Iz 9,5). Dlaczego w święta czasem czujemy się niekomfortowo? Z różnych powodów. Bo trzeba nam łamać się opłatkiem z tymi, którym trudno na co dzień spojrzeć w oczy. Bo dobrze wiemy, że wigilijny stół nie rozwiąże problemów i narosłych blizn.

 
Edyta Laurman-Jarząbek
Koniec XX wieku i początek nowego tysiąclecia przyniósł człowiekowi nie tylko wiele osiągnięć w rozmaitych dziedzinach życia, ale też nowe zagrożenia, które w zdecydowany sposób zawładnęły ludzkimi osobowościami. Obok uzależnienia od alkoholu, nikotyny czy innych substancji narkotycznych pojawiła się nie mniej groźna zależność od Internetu, gier komputerowych, hazardu, zakupów, pracy, telefonu komórkowego, solarium (tanoreksja) czy seksu. W ostatnich latach obserwujemy jednak wzrost liczby przypadków, gdy zachowania te stają się patologiczne i mogą powodować groźne skutki. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS