Wydawca: Wydawnictwo Święty Wojciech |
Nie zostaliśmy powołani do tej samej świętości
Aż do teraz opierałam się naciskowi przyjaciół, by napisać kolejną książkę. Czułam, że powiedziałam wszystko w Before the Living God [1] i Guidelines for Mystical Prayer [2]. Nie chciałam pisać dla samego pisania. Mój opór został złamany dopiero wtedy, kiedy usłyszałam, że wielu świeckich – szczególnie tych, którzy mogli z niej najwięcej skorzystać – stwierdziło, że to nie dla nich, że książka jest zbyt hermetyczna. A wydawało mi się, że Przewodnik po modlitwie mistycznej jest przeznaczony dokładnie tak samo dla ludzi świeckich, jak i duchownych. Czy nie mogłam wyrazić tego, co chciałam przekazać, w sposób bardziej zrozumiały?
Myślę, że jeśli chodzi o rozwój duchowy, nie ma żadnego uzasadnienia podział na świeckich i duchownych. Przebiega on tak samo w przypadku każdego człowieka. A jednak obawiam się, że pomimo niezbyt szczerej aprobaty dla uznania tej równości, większość świeckich i duchownych przynajmniej skrycie widzi tu ogromną różnicę. Jeśli chodzi o duchownych, nie mam nic do powiedzenia ponad to, że ich argumenty świadczą o zaślepieniu i pysze, jak również o niezrozumieniu Boga i Jego dzieł, co uniemożliwia rzeczywisty rozwój. W przypadku świeckich może to wyglądać na pokorę, ale nią nie jest. To przede wszystkim brak zaufania Bogu i małoduszność. Przekonanie, że nie zostaliśmy powołani do tej samej świętości, co duchowni, że nie zyskaliśmy równej łaski i powołania, służy jako wygodne alibi, by nie starać się całym sercem. Gdybyśmy byli przekonani, tak jak powinniśmy, że dana nam łaska i powołanie w żaden sposób nie są mniejsze od tych, które otrzymali duchowni, że powołanie do całkowitej świętości dotyczy również nas, to nie czulibyśmy się zwolnieni z wysiłku.
Usłyszałam też, że zbyt wiele rzeczy uznałam za oczywiste w Przewodniku po modlitwie mistycznej.
Przyznaję, że to prawda. Jak zauważył ktoś mądry, liczba ludzi, do których odnosi się druga część książki, jest mała, a jednak to te ostatnie rozdziały zostały bardziej rozbudowane. Trzeba pomóc ludziom żyć tak, by Bóg w sposób sobie tylko znany zabrał ich dalej, wprowadzając w swoje tajemnice. Ten argument jest dla mnie przekonujący. Przewodnictwa potrzebujemy tylko na pierwszych etapach. Kiedy ogarnie nas świetlista ciemność, którą jest Jezus, On staje się naszym światłem. Nigdy nie będziemy w stanie uwierzyć i powiedzieć:
"Przeszedłem przez pierwsze etapy i to, o czym w nich mowa, już mnie nie dotyczy". Człowiek naprawdę podążający mistyczną drogą i znający Przewodnik po modlitwie mistycznej zrozumie, co mam na myśli; spokojnie przyjmie, że znajduje się dopiero na pierwszych etapach i pójdzie dalej, pracując nad tym, do czego dążył cały czas – bycia kochającym i wyzbytym z egoizmu, wiernym swoim obowiązkom, nietroszczącym się o to, gdzie się znajduje.
Nikomu nie stanie się krzywda, kiedy pomyśli, że jest mniej zaawansowany niż jest faktycznie, jednak niezmierzoną szkodę poniesie ten, kto uzna, że jest dalej niż naprawdę.
Bardziej niż cokolwiek innego mój opór przed dalszym pisaniem złamała wiedza o tym, że często zarówno Istota modlitwy, jak i Przewodnik po modlitwie mistycznej bywają źle interpretowane nawet przez tych, którzy je cenią, zarówno świeckich, jak i duchownych. Co więcej, pojawiły się pytania, które zmusiły mnie do wyrażenia w inny sposób tego, co mam na myśli. Teraz wiele problemów przemyślałam głębiej i jaśniej wyraziłam swoje myśli. Nie sądzę, że dodam cokolwiek do tego, co jest zawarte w dwóch wcześniejszych książkach, ale może przynajmniej jaśniej przedstawię moje idee.
Czuję niepokój wobec tak wielu współczesnych poglądów na temat modlitwy i duchowego wzrostu. Mówiąc wprost, nie chcę krytykować tego, co zwie się obecnie zainteresowaniem modlitwą, i wielu książek, które na nie odpowiadają. Jak można nie cieszyć się z każdego ruchu, który choćby w sposób niedoskonały prowadzi ludzi do głębszej wiary? Ja się z tego cieszę. To samo dotyczy niektórych książek. Są one owocem wielkiego uczucia i zawierają wiele wspaniałych, pomocnych wskazówek, czuję jednak, że często ich u podstaw leży zamieszanie, jeśli nie błąd, który ostatecznie prowadzi na manowce pomimo chwilowego entuzjazmu i imponujących pierwszych owoców. Bezskutecznie poszukuję tego jednego istotnego elementu we wszystkich autentycznie chrześcijańskich modlitwach, to znaczy głębokiego, przenikającego wszelkie pojęcia pośrednictwa Jezusa; mówiąc inaczej, rzeczywistej wiary w Niego. Ukazują one próby wydobycia tego, co naprawdę oznacza wiara w Jezusa, jak rzadka ona jest, jak się ją nabywa, jak ona wzrasta i ostatecznie rozkwita w doskonałym zjednoczeniu z Nim i przeobrażeniu w Niego.
Z rozkoszą i ulgą opieram się tylko na jednym autorytecie, to znaczy na Piśmie Świętym. To słowo Boże dało mi odpowiedzi na nurtujące mnie problemy. Dopiero dużo później zaczęłam zapoznawać się z tym, co mówili wielcy mistycy, i odkryłam, że było to dokładnie zgodne z Pismem Świętym. Dotąd większość z ich dzieł była dla mnie hermetyczna i nieinteresująca, podczas gdy Pismo Święte zawsze do mnie przemawiało. Wydaje mi się, że tak powinno być i że jest to jedyna bezpieczna droga. Myślę, że dawni mistycy są często źle zrozumiani, a niewłaściwe wnioski z ich pism mogą przynieść szkodę naszemu postępowi w miłowaniu Boga.
_______________________________________________
Przypisy:
[1] Polski przekład: Istota modlitwy, wyd. W Drodze, Poznań 2012.
[2] Polski przekład: Ocean duszy. Przewodnik po modlitwie mistycznej, wyd. W drodze, Poznań 2010.