logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Stanisław Obirek SJ
W Bogu nadzieja
Posłaniec
 


W Bogu nadzieja

Janusz ukończył w 1981 roku Wydział Turkologii w Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Następnie przez trzynaście lat przebywał w Niemczech i w Austrii. Miał zamiar nawet pisać pracę doktorską. Dzisiaj jest człowiekiem bezdomnym. Jak do tego doszło? Oto jego historia.

PSJ: Zacznijmy od pytania bardzo podstawowego: Czy uważa się Pan za człowieka bezdomnego?

Janusz: Broniłem się przed tym, ale w końcu zacząłem się uważać za człowieka bezdomnego, bo po prostu nie mam gdzie mieszkać. Jest to właściwie jedyny problem, jaki mi pozostaje do rozwiązania.

PSJ: Wydaje się jednak, że bezdomnym staje się człowiek wtedy, gdy nie tylko nie ma gdzie mieszkać, ale gdy nie ma rodziny, nie ma najbliższych i nie ma gdzie wracać. Czy taka jest prawda o Pana życiu?

Janusz: Taka właśnie jest prawda. Po moim przyjeździe z Berlina Zachodniego, gdzie spędziłem trzynaście lat, wszyscy: rodzina i znajomi zaczęli mnie odrzucać, traktując jak kogoś, kto już nie należy do rodziny. Stałem się osobą niechcianą, a to głównie dlatego, że przyjechałem bez wielkich pieniędzy. W Berlinie byłem studentem Wolnego Uniwersytetu i otrzymywałem pomoc z tamtejszej opieki społecznej. Mając wizę studencką, nie mogłem jednak podjąć pracy i konsekwentnie nie mogłem przywieźć do Polski żadnych pieniędzy. To spowodowało negatywną reakcję moich najbliższych.

PSJ: Czyli, krótko mówiąc, rodzina wyrzekła się Pana, bo spodziewała się, że przywiezie Pan dużo pieniędzy, a tu się okazało, że wrócił biedny student.

Janusz: Takie odniosłem wrażenie. Wobec tego, za ostatnie grosze pojechałem do Wiednia i tam podjąłem studia w Uniwersytecie Wiedeńskim. Byłem tam tylko przez dziewięć miesięcy, ale ponieważ nie otrzymałem wizy pobytowej, musiałem wrócić do kraju.
Pewnego razu na ulicy mojego rodzinnego miasteczka jadący na rowerze urzędnik na mój widok zaczął wykrzykiwać: Ja wiem, co wyście tam (w Berlinie) narobili! Po miasteczku rozniosła się wiadomość, że jestem przestępcą. Mama zameldowała mnie u siebie, ale pod warunkiem, że nie będę mieszkał w jej domu. Było to w połowie lat dziewięćdziesiątych.

PSJ: Gdzie się Pan udał, opuszczając rodzinny dom i miasteczko?

Janusz: Najpierw często wyjeżdżałem, zwłaszcza do Krakowa. Zatrzymywałem się najczęściej w schronisku dla bezdomnych przy ul. Makuszyńskiego. Kiedyś w Warszawie zostałem okradziony i pobity. Złodziej, posługując się moim dowodem osobistym, popełniał różne przestępstwa. Zaczęła mnie śledzić policja. Wszystkie zarzuty udało mi się jednak odeprzeć i dzisiaj wobec prawa jestem czysty.

PSJ: Do rodziny nie ma Pan już po co wracać, kontakt został definitywnie zerwany?

Janusz: Nie rozmawiałem jeszcze z bratem, ale od mamy wiem, że brat nie chce mnie znać. Jestem dziś w takiej sytuacji, że nie mam się ani gdzie wykąpać, ani gdzie wyprać moich rzeczy. W Ośrodku Opieki Społecznej można skorzystać z łaźni tylko raz w tygodniu.

PSJ: Jeśli więc został Pan odrzucony przez rodzinę i wyjechał ze swojego miasta, to proszę nam powiedzieć, gdzie Pan żyje i z czego? Jest Pan z wykształcenia turkologiem, zna Pan również język japoński. Czy nie ma dziś absolutnie żadnej możliwości zatrudnienia?

Janusz: Jest to prawdopodobne. Może nie z językiem japońskim, bo moja znajomość tego języka nie była doskonała, no i teraz sporo już zapomniałem. Chciałbym się jednak pochwalić, że kiedyś na olimpiadzie z języka japońskiego w Warszawie zająłem czwarte miejsce, plasując się nawet przed absolwentami japonistyki. Natomiast nie sądzę, żebym miał trudności z językiem tureckim. Przebywając w Berlinie, rozmawiałem z Turkami w ich języku. Zarejestrowałem się już w Urzędzie Pracy. Trzeba się jeszcze gdzieś zameldować i przejść rozmowę kwalifikacyjną.

PSJ: Co Panu najbardziej doskwiera dzisiaj, co jest największym problemem człowieka wykształconego, a jednak borykającego się z problemami, jakie mają ludzie bezdomni? Jak Pan przeżywa to, że np. dawni koledzy ze studiów odnoszą sukcesy, układają sobie życie, dorabiają się?

Janusz: W ogóle tego nie przeżywam, nawet nie wiem, kto jakie sukcesy odnosi, bo z nikim nie mam kontaktu, a gdy się dowiaduję, to cieszę się z tego powodu, że innym się wiedzie. Ja uciekłem od zastanej sytuacji, od opinii ludzkich, od mojego środowiska. Bogu dziękuję, że się jeszcze psychicznie nie załamałem.

PSJ: Uciekł Pan ze swojego środowiska, które kiedyś dawało jakieś oparcie i wszedł Pan w środowisko ludzi bezdomnych. Jacy to są ludzie?

Janusz: Często są to ludzie kulturalni i wykształceni. W schronisku spotkałem bardzo interesujące osoby. Był ktoś, kto był specjalistą z zoologii, inny znów był podróżnikiem, zwiedził niemal cały świat, a dzisiaj nic nie ma i jest nikim. Wielu mówi, że w schroniskach dla bezdomnych żyją tylko przestępcy, alkoholicy i narkomani. Ja natomiast nie mam złego zdania o ludziach, których tam spotkałem. Zawsze mógłbym tam wrócić, ale wiem, że jeśli teraz, mając 46 lat nie ułożę sobie życia, to przecież i tak nic innego mnie nie czeka.

PSJ: Czym się zajmują ludzie mieszkający w schroniskach dla bezdomnych, co robią w ciągu dnia, gdzie szukają pieniędzy?

Janusz: To są schroniska, gdzie się przebywa przez cały dzień i tam każdy ma zajęcie. Trzeba pracować, często nawet bardzo ciężko. Czas jest tam dobrze zorganizowany, podporządkowany przede wszystkim pracy, jedzenie zaś jest dosyć marne, często sama zupa. Pamiętam, że jesienią chodziłem na pola i zbierałem pozostałości po zbiorach, żeby jakoś przeżyć. Życie w schronisku nie jest łatwe. Mieszka się w pokoju 12-osobowym, na łóżkach piętrowych, a każdy ma swoje problemy. Jest jednak kontakt z ludźmi, a czasami nawet płynąca stąd radość, że ja nie mam tak poważnych problemów jak inni. Ktoś ostatnio opowiadał, że gdyby wygrał w toto-lotka i miał dać żonie 100 złotych, to pomachałby jej przed oczami tym banknotem, a potem by go spalił.

PSJ: Czy w środowisku ludzi bezdomnych pojawia się problem Boga, czy się o tym rozmawia, czy też może sprawa wiary traktowana jest jako rzecz prywatna każdego?

Janusz: Każdy jest osobą wierzącą, nikt nie jest ateistą. W schronisku nikt nikogo nie zmusza do udziału we Mszy świętej, ale wszyscy idą chętnie i to nie dlatego, żeby posłuchać mądrego kazania. Ludzie są przekonani, że Bóg jest, i co do tego nikt nie ma wątpliwości. Niektórzy są nawet bardzo uduchowieni. Są i tacy, którzy od wielu lat nie piją alkoholu.

PSJ: A czy są jakieś oczekiwania względem Kościoła? Czy nie sądzi się, że Kościół mógłby, czy powinien coś więcej zrobić dla ludzi bezdomnych?

Janusz: My zdajemy sobie sprawę z tego, że ci, którzy się nami opiekują, to są ludzie Kościoła. Nasze schronisko jest prowadzone przez Caritas. Ja osobiście jestem bardzo wdzięczny, że tam mogę przebywać. Wiem jednak, że muszę się stamtąd wyrwać, jeśli jeszcze chcę w życiu coś osiągnąć.

PSJ: Czyli, żyje Pan nadzieją, że może być inaczej niż jest dzisiaj.

Janusz: Nie tylko mam nadzieję, ja wierzę, że dam sobie radę. Czasami, jak nie mam z kim porozmawiać, to układam sobie zdania w językach, których kiedyś się uczyłem.

PSJ: A czy oprócz tej nadziei opartej na swoim intelekcie, ma Pan również nadzieję, która opiera się na wierze w Boga?

Janusz: Mam przede wszystkim nadzieję na to, że będę długo żył. Ufam, że wiara w Boga pomoże mi w zaprzestaniu palenia papierosów. Nie mam pieniędzy, ale zbieram niedopałki, skręcam je i tak się truję.

PSJ: A może ma Pan też jakąś głębszą nadzieję, płynącą z wiary w Boga, że zmieni się ta sytuacja, w jakiej się Pan dzisiaj znajduje?

Janusz: Na razie trudno jest mi sobie wyobrazić, co będzie kiedyś, po śmierci. Dzisiaj wiara w Boga pomaga mi się czuć mocniejszym. Bogu dziękuję, że nie mam żadnych chorób. O Bogu mówi mi świat stworzeń. Tylko Bóg może sprawić, że słońce świeci i wszystko rośnie, że ziemia kręci się wokół własnej osi i kręci się dookoła słońca, że zmieniają się pory roku. To wszystko jest tak wspaniale zbudowane przez Boga dla ludzi.

PSJ: Co chciałby Pan powiedzieć ludziom, którzy będą czytać ten wywiad, ludziom, którzy mają dom, rodzinę, pracę, przyjaciół?

Janusz: W tej chwili nie mam kontaktu z takimi ludźmi. Za pośrednictwem Posłańca chciałbym im jednak powiedzieć, że nie można żyć bez Boga. Z Bogiem osiągnąć można wszystko to co dobre. To jest moja największa radość. Nie wiem, jak może iść przez życie ktoś, kto uważa się za ateistę. Życie z Bogiem daje poczucie pokoju wewnętrznego i pewność, że można osiągnąć wszystko, co jest dobre mimo trudności, na jakie się po drodze napotyka. Życie z Bogiem jest naprawdę fajne i cudowne.

rozmawiali:
ks. Stanisław Obirek SJ
ks. Jerzy Sermak SJ