logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Wilfrid Stinissen OCD
W drodze do transfiguracji
Życie Duchowe
 


Człowiek ma swoje centrum poza sobą, w Chrystusie. Może zrozumieć samego siebie tylko patrząc na Chrystusa. To samo trzeba powiedzieć o Kościele. Kiedy mówimy o Kościele – często tylko po to, żeby go krytykować – zapominamy najczęściej, że jego centrum stanowi Chrystus, że Kościół wypływa z Jego chwały. Powinniśmy go nieco mniej krytykować, a raczej dziękować i cieszyć się z tego, że możemy należeć do niego, nie patrząc za bardzo na jego zewnętrzne struktury, które w sposób nieunikniony, podobnie jak my sami, są naznaczone ludzką słabością. Zamiast tego spójrzmy bardziej na rzeczywistość mistyczną, która jest wnętrzem Kościoła i jego trwałym życiem.

Nie można pojąć Kościoła w oderwaniu od Chrystusa. Od Niego otrzymuje on swoje życie i istotę. Maryja rozumie siebie poprzez własne Dziecko, św. Paweł rozumie siebie "w Chrystusie". Większość ludzi chciałoby zrozumieć siebie bez jakiegokolwiek odniesienia do Boga i samodzielnie nadawać sobie sens. Widzimy, do jakiego chaosu i bezsensu to doprowadza. Kościół nigdy nie znajdzie swego sensu sam w sobie, nieustannie zyskuje go od Chrystusa. To, co dotyczy Kościoła w jego całości, dotyczy z osobna każdego jego członka. Chrystus jest naszym życiem, mówi św. Paweł, i kiedy On się ukaże, to i my wraz z Nim ukażemy się w chwale (por. Kol 3, 4), nie tylko raz przy końcu czasów, ale już teraz, w takim stopniu, w jakim pozwolimy Mu być naszym życiem i ukazywać się w nas.

Antropologia chrześcijańska powinna zejść aż do samych korzeni i pokazywać, że cała struktura człowieka – począwszy od zmysłów cielesnych i organów, przez psychikę i jej świadome i podświadome pokłady, aż po jego ducha – jest stworzona jako jedna możliwość dla Chrystusa, aby On zyskał w niej swoją pełną postać, aby Duch Święty prowadził go i napełniał tak, jak prowadzi i napełnia Chrystusa. Dopiero wówczas wszystkie osobiste cechy człowieka, jego talenty i możliwości zyskają pełnię rozkwitu i w ten sposób zrealizuje on siebie. Jakiż paradoks! Realizujemy siebie, kiedy totalnie z siebie rezygnujemy i pozwalamy, aby Inny zajął całkowicie nasze miejsce. Kiedy Bóg będzie we mnie wszystkim, stanę się prawdziwym człowiekiem.

W 1996 roku w przemówieniu do grupy biskupów francuskich Jan Paweł II powiedział: "W świecie, który ulega pokusie, by organizować się w taki sposób, jakby Bóg nie istniał, tylko objawienie pełnego miłości Oblicza Chrystusa może być przyczynkiem do wiary, nadziei i miłości. Kościół, jak pełna miłości Matka, która chce swoim dzieciom dać uczestnictwo w chrześcijańskim dziedzictwie, musi nieustannie podejmować intensywną pracę pedagogiczną tak, aby każdy mógł rozwijać swoją osobowość i stawać się pełnym człowiekiem. Miłość Chrystusa zachęca nas do otwarcia umysłów osób młodych na tę radość, która płynie z poznania zbawiającego Słowa. Miłość Boga zachęca nas, abyśmy, w porę i nie w porę, pokazywali im znaczenie i wielkość człowieka w jego tajemniczej istocie i życiu, które sam Chrystus objawia w pełni i do końca".

Jezus wielokrotnie zapewniał, że królestwo Boże nadeszło w Nim i przez Niego. Bliskie jest królestwo niebieskie – mówi (Mt 4, 17). Lecz jeśli Ja mocą Ducha Bożego wyrzucam złe duchy, to istotnie przyszło do was królestwo Boże (Mt 12, 28). I w końcu: "Królestwo Boże w was jest" (por. Łk 17, 21). W szwedzkim przekładzie znajdujemy w tym miejscu przypis: "Wyrażenie z przekładu dokonanego w ostatnich latach: «pośród was jest», jest językowo nieprawidłowe". Boże królestwo, które staje się konkretnie widzialne w przemienieniu Jezusa, kiedy ukazuje się On nam w swojej chwale, znajduje się także, zgodnie ze słowami samego Jezusa, w nas samych. I my jesteśmy przemienieni, a w każdym razie powołani do tego i w drodze ku temu. I to z nas rodzi się królestwo dla świata. Całe istnienie jest stworzone jako możliwość, by być królestwem Bożym, ale będzie nim tylko w tej mierze, w jakiej spotykamy się z rzeczywistością, wychodząc z naszej wewnętrznej głębi. W tym stopniu, w jakim szukamy swego centrum i źródła naszego życia w życiu zewnętrznym, w pieniądzach, żądzy posiadania, nieumiarkowaniu, realizacji siebie, jesteśmy wyłączeni z królestwa Bożego i nie mamy w nim swego udziału.

Sakramenty – otwarte drzwi do chwały

Nasza transfiguracja jest dziełem Ducha Świętego. Podobnie jak działał On na Górze Przemienienia – gdzie Jego obecność symbolizuje świetlisty obłok – tak też jest aktywny w naszym procesie przemiany. Posługuje się wieloma tajemniczymi metodami, by przebić się przez różnorodne ludzkie blokady. Jednak sakramenty są szczególnie uprzywilejowanymi środkami, dzięki którym święta realność dotyka naszego świata i naszej zdolności pojmowania. Sakramenty można porównać do różnych górskich zboczy, którymi dociera się na szczyt Góry Przemienienia.

Już wspomniałem, że nasza transfiguracja rozpoczyna się na chrzcie. Przez zanurzenie w wodzie (jeśli trzymamy się pierwotnego rytu chrzcielnego) umiera w nas stary człowiek z jego ciemnościami. Kiedy wynurzamy się z wody, "ociekający Duchem Świętym", jesteśmy nowymi ludźmi, przyobleczonymi przemienionym życiem Chrystusa, całkowicie Nim prześwietleni. Tradycja kościelna, począwszy od św. Justyna (około 100-165), uważa chrzest za oświecenie. Jest to szczególnie czytelne w liturgii wielkanocnej, kiedy wszyscy zapalają świece przed odnowieniem przyrzeczeń chrzcielnych. Ochrzczony zostaje w jakiś sposób naznaczony pieczęcią przemienienia. Staje się człowiekiem światła, a jego zadanie polega na tym, by pozwolić rozszerzać to światło w sobie; pozwolić, by spływało na tych, których spotyka i na całe stworzenie. Być chrześcijaninem to być tym, który niesie ze sobą Boskie światło, to światło, którym jaśniała chwała naszego przemienionego Pana.

Kto przyjmuje sakrament bierzmowania, otrzymuje siłę, aby dawać świadectwo, które przemienia świat. Zostaje namaszczony charyzmatem tak, że może mówić ze św. Pawłem: "Jestem bowiem miłą Bogu wonnością Chrystusa dla tych, którzy dostępują zbawienia" (por. 2 Kor 2, 15). Bierzmowany przyjął pieczęć Ducha. Przez ten widzialny znak namaszczenia na czole na zawsze nosi w sobie potwierdzenie, że został poświęcony, by przynależeć do tego, co Boskie, by nigdy nie zasklepić się w tym, co tylko ziemskie, ale by wszystko, z czym się spotyka, miało swoją cząstkę w tym namaszczeniu. To namaszczenie przypomina namaszczenia Starego Przymierza, poprzez które zwyczajny człowiek zostawał królem albo kapłanem.
 
Zobacz także
Jan Halbersztat
Porównanie ludzkiego życia do wędrówki jest tak oczywiste, że weszło już na stałe nie tylko do literatury, ale także do codziennego języka. Mówimy o „drodze życia”, „doczesnym pielgrzymowaniu”, kłopoty nazywamy „trudnym etapem”, o człowieku stojącym przed trudnym wyborem mówimy, że jego życie znalazło się „na rozdrożu” i zastanawiamy się „dokąd zmierza”...
 
ks. Tadeusz Miłek
Paradoks polega na tym, że okres świąt – jak żaden inny – wnosi do publicznych miejsc wiele religijnych symboli. Pojawiają się w sklepach, na ulicy. Widok wszechobecnych elementów świątecznej scenerii może sprawiać wrażenie, że żyjemy w świecie chrześcijańskim. Jest chyba jednak inaczej. To nie znak szacunku dla Boga, ale raczej próba wykorzystania Pana Boga na usługi świata...
 
Wojciech Werhun SJ
 
Tylko Pan Bóg zna cel tych natchnień i manifestacji Ducha Świętego i nie koniecznie musi go ujawniać. My tylko przyjmujemy coś, co On nam proponuje. Oczywiście bardzo często „modlimy się o”: o słowo, o charyzmaty, o uzdrowienie, o uwolnienie, itd. Ale nie ma w tym żadnej naszej zasługi, żadnej naszej przyczyny. Bo jeżeli jest w nas autentyczna prośba o charyzmaty, uzdrowienie, słowo, itp., to jest ona już uprzednio zainspirowana przez Ducha, który chce nam ich udzielić.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS