Przyjdzie czas Zmartwychwstania! Groby Pańskie od stuleci były przez warszawiaków traktowane jako niemy protest stolicy przeciwko niewoli narodu. „Chodzenie po grobach” jest nieodłącznym elementem warszawskiej Wielkiej Soboty. Zapoczątkowana w okresie rozbiorów tradycja patriotycznej symboliki grobu odżyła w latach osiemdziesiątych.
W XIX wieku w kościele sióstr Wizytek przy grobach ustawiano na przykład klatki z kanarkami jako symbol zniewolonej ojczyzny.
W kościele św. Anny podczas okupacji hitlerowskiej groby Chrystusowe stawały się symbolem nadziei na odzyskanie niepodległości. Ich autorem był znany artysta Stanisław Miedza-Tomaszewski, któremu Opatrzność Boża dała chyba specjalne zadanie na nadchodzące półwiecze.
W 1940 r. Miedza-Tomaszewski pracował na gruzach zbombardowanej Kaplicy Loretańskiej. „Na stopniach zburzonego ołtarza leżał Chrystus, obok rozrzucone w nieładzie połamane lichtarze i kawałki płyt marmurowych. Nieco wyżej stała monstrancja z Eucharystią, u góry, w opalonym otworze okiennym – duży krzyż ze spalonych belek. (…) Biało-czerwone kwiaty symbolizowały barwy narodowe” – relacjonował Dariusz Kaczmarzyk w książce ks. Zygmunta Malackiego „Na służbie u św. Anny”. – To była dla Polaków oaza wolności – mówi ks. prał. Zygmunt Malacki, dziś proboszcz parafii św. Stanisława Kostki. – Groby Chrystusowe mówiły, że przyjdzie czas wolności, że przezwyciężymy zniewolenie. Na Wielkanoc 1946 nad pozbawioną dachu ruiną świątyni wznosił się krzyż, spod którego wyzierały sierp i młot. Tego grobu Pańskiego warszawiacy nie obejrzeli, bo komuniści sprzątnęli go natychmiast.
W pamięci najstarszych mieszkańców Warszawy utrwalił się za to grób Pański w kościele św. Krzyża, pierwszy po wojnie. – Dekoracja była dostosowana do stanu kościoła i opisywała nastroje mieszkańców stolicy żyjących wśród gruzów – opowiada ks. Józef Jachimczak, proboszcz parafii św. Krzyża w latach 80. „W zwaliskach gruzów wzniesiono na najdalszym planie trzy ogromne krzyże ze sznurami przez nie przerzuconymi. U podnóża Chrystusowego krzyża leżały rozrzucone narzędzia męki. Poniżej zaś w rodzaju barykady umieszczono figurę Chrystusa Pana, nad nią jaśniała monstrancja, spod której zwisał biało-czerwony długi welon, łączący ją z barykadą. (…) Tu i ówdzie umieszczono wspomnienia, dopiero co przeżytej tragedii Warszawy: karabin maszynowy, hełm niemiecki zdobyty przez powstańców z orłem polskim wymalowanym na boku, pociski armatnie, niewypały i inne rekwizyty wojenne” – wspominają kroniki parafii św. Krzyża.
Bardzo ważny był, również pierwszy po wojnie, ale dopiero w 1958 r. zbudowany, grób Pański w kościele św. Jacka. – Został wmontowany w konstrukcję wieży, która jeszcze nie miała hełmu – wspomina o. Rajmund Koperski, kronikarz konwentu oo. dominikanów. – W pomieszczeniach, które przed wojną były mieszkalne, na deskach położyliśmy tylko figurę Chrystusa, prawdopodobnie z jednego z naszych kościołów ze wschodu. Nad nią postawiliśmy monstrancję z Eucharystią.
W stanie wojennym Polacy znów szukali w kościołach oazy wolności. W kościele św. Anny starszy o 40 lat Stanisław Miedza-Tomaszewski znowu musiał dodawać ludziom otuchy. – Pokazywał w grobie Pańskim to, co wycisnęło największe piętno na Polakach, co nas bolało – mówi ks. Malacki, rektor kościoła św. Anny w latach 80. – i wyprowadzać z tego symbole nadziei.