logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Wakacyjne spotkania z Bogiem A.D. 2002
materiał własny
 


Regulamin Konkursu
Konkurs trwał w miesiącach sierpień-wrzesień 2002 r. 
Tematem były opowieści o wakacyjnych spotkaniach z Bogiem. (np. na Mszy Świętej na krakowskich Błoniach podczas wizyty Ojca Świętego, ale także podczas różnych wycieczek, na rekolekcjach, wędrówkach po górach, pieszych pielgrzymkach lub zwyczajnie pośród codziennych zajęć...)

 

Konkurs - Wakacyjne spotkania z Bogiem - miejsce II

SMS

Szczęść Boże, Kochani!
Chwyciłam z klawiaturę, by podzielić się z Wami wspomnieniami z mojej tegorocznej, wakacyjnej przygody-spotkania z Panem Bogiem.
To, co opisałam- zdarzyło się naprawdę. Choć zwłaszcza końcówka mojego opowiadania może wyglądać mało wiarygodnie... Lecz Pan Bóg nasz jest Bogiem niespodzianek. I właśnie tym odkryciem dzielę się w mojej opowieści..

"WZNOSZĘ SWE OCZY KU GÓROM..."

Ciepła, lipcowa noc... Jedna z tych, jakie lubi się najbardziej. Stałam na balkonie domu wypoczynkowego w Rytrze, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo. W uszach wciąż odbijał się echem stukot kół pociągu. Nic dziwnego, gdy się spędziło w nim ponad 13 godzin. Nie samemu, ale wraz z kilkunastoma przyjaciółmi z Morskiego Duszpasterstwa Akademickiego i naszym duszpasterzem.

Morskie Duszpasterstwo Akademickie "Stella Maris" w Gdyni skupia w swych szeregach młodych ludzi z każdego zakątka Polski, którzy zapragnęli związać swoje życie (choć przez kilka lat) z morzem. Tradycją jednak stały się już coroczne wakacyjne wyjazdy na południe Polski. W ciągu roku akademickiego staramy się "wypływać na głębię"- i to nie tylko tę morską, ale też i ewangeliczną. Zaś w czasie wakacji z radością zdobywamy szczyty - nie tylko górskie, ale i te duchowe. W czasie wakacyjnych wędrówek przemierzaliśmy już Tatry i Bieszczady, by w tym roku wyruszyć na szlaki Beskidu Sądeckiego.

Właśnie powoli mijał pierwszy dzień naszego wędrowania. Przesuwał się on przed moimi oczami niby film video godzina po godzinie, minuta po minucie. Pierwszy oddech górskim powietrzem o godz. 4 rano zaraz po wyjściu z pociągu; krótkie dwie godziny snu; pierwsze śniadanie i... wyjście na pierwszy szlak. Droga z Piwnicznej do Łomnicy-wiodąca przez Kicarz- wyglądała niewinnie, ale tempo marszu z chwili na chwilę podejrzanie słabło. Udało nam się jednak dotrzeć bez większych przeszkód do klasztoru OO. Redemptorystów. Tam zaczerpnęliśmy duchowych sił (i trochę fizycznych też...) uczestnicząc w Eucharystii sprawowanej przez naszego duszpasterza akademickiego. A potem...dalej w drogę! Naszym celem było, oczywiście, Rytro, lecz po drodze zamierzaliśmy jeszcze odwiedzić dwie Hale: Łabowską i Pisaną. Przez kolejne dwie godziny marszu nie milkły żarty, opowiadania, śmiech, lecz potem w miarę ubywania zapasów napojów i jedzenia i ten śmiech jakoś dziwnie cichł, rozmowy gasły. Tylko oczy wciąż głodne widoku pięknych, beskidzkich krajobrazów nie mogły się napatrzyć i nadziwić. Góry, chmury i... owce. Nieczęsty to widok dla ludzi, którzy przywykli do wpatrywania się w błękit morza. Kudłate owieczki przywodziły na myśl słowa Psalmu 23: "Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego..."

Wspinałam się z coraz większym wysiłkiem pod górę. Nogi i plecak zdawały się ważyć coraz więcej, a głodny żołądek kurczył się boleśnie. Przez myśl przewijały się kolejne słowa Psalmu: "Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach. Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć, orzeźwia moją duszę. Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach przez wzgląd na swoje Imię..."

Przypomniały mi się trudne chwile ostatnich dni roku akademickiego: walka o stopnie, o uzyskanie potrzebnych zaliczeń...A wcześniej jeszcze trudniejsze momenty: pożegnania z przyjaciółmi, którzy opuszczali Gdynię. Wraz z nimi żegnałam pewne plany, marzenia, nadzieje...Moje dwudziestokilkuletnie życie z takim wysiłkiem budowane zaczynało się chwiać... Potrzebowałam odpoczynku, wyciszenia, by nabrać dystansu do moich problemów. Potrzebowałam tych "wód", nad którymi mogłabym odpocząć. Lecz nade wszystko potrzebowałam poczucia Bożej Obecności przy mnie; Bożego zatroskania o moje sprawy. Pewności, że On mnie nie opuścił...

Moje niewesołe rozmyślania przerwały głośne okrzyki radości z przodu grupy, zwiastujące niechybnie jakąś niespodziankę. Lecz tak szybko jak się rozległy tak też szybko umilkły. Zaciekawiona przyspieszyłam kroku. Za chwilę stanęłam na rozległej polanie i ujrzałam przedziwny widok: moi koledzy i koleżanki w skupieniu i milczeniu przeczesywali niskie krzaczki jagód. Poszukiwania granatowych kuleczek były uwieńczone sukcesem o czym świadczyły uśmiechnięte oczy i...kolorowy uśmiech, jaki każdy prezentował. Nie zastanawiając się wiele dołączyłam do grona zdobywców jagodowego pola. "Stół dla mnie zastawiasz na oczach mych wrogów..." Tym razem nie otaczali mnie wrogowie, ale przyjaciele. Lecz nie ulegało wątpliwości, że to oto właśnie sam Pan Bóg dla swych głodnych dzieci zastawił wspaniały stół wśród zielonych traw. Stół pełen jagód...

Wzruszyło mnie doświadczenie tej jagodowej uczty... Oto miałam dowód na Boże zatroskanie: nie tylko o mnie, ale i o każdego z nas. To był niby taki drobiazg, ale przecież z iluż takich "drobiazgów" składa się każdy dzień?...

Pokrzepieni tym namacalnym znakiem Bożej dobroci bez większych trudności dotarliśmy w zwartej grupie do niedalekiego już schroniska na Hali Łabowskiej. Tam, po krótkim odpoczynku i uzupełnieniu zapasów napojów powoli, w małych grupkach, z mapą w dłoni przygotowywaliśmy się do dalszej drogi "prosto" do Rytra. Każdy, popijając gorącą herbatę, w cichości serca marzył o chwili, gdy usiądzie wreszcie do ciepłej kolacji. Jasnym jednak było, że ona sama się nie zrobi, dlatego kilka osób ruszyło w drogę wcześniej, by wcześniej też dotrzeć do "naszego domu" i przygotować dla wszystkich ten tak wytęskniony posiłek. Jednak droga powrotna nie należała do najłatwiejszych. Ostatnia noc spędzona w pociągu, zmęczenie szybkim marszem w słońcu to wszystko dawało się coraz mocniej we znaki. Niejeden raz stawaliśmy pod drogowskazami na rozstajach dróg; jakby nie wierząc mapie, która informowała, że przed nami jeszcze kilka godzin marszu i... kilkanaście kilometrów. Zmęczone oczy widziały coraz mniej. Kolorowe oznakowania szlaków na drzewach jakoś dziwnie się zacierały...Udało się jednak szczęśliwie pokonać te trudności, dotrzeć do celu wędrówki, przygotować dobrą kolację...

Teraz, po całym dniu, pełnym wrażeń, stałam na balkonie i wpatrywałam się w niebo. Koledzy i koleżanki, zmęczeni wędrówką, spali. Ja nie mogłam zasnąć. I to wcale nie dlatego, że obawiałam się, że nie poradzę sobie z jutrzejszą trasą (przewidywane było przebycie kawałka "papieskiego" szlaku: przez Przehybę i Radziejową). Moje myśli wybiegły w przyszłość i to wcale niedaleką. Chwile wakacyjnych wędrówek szybko miną... Nadejdą szare, jesienne dni a wraz z nimi powróci problem poszukiwania pracy... Żmudnego rozeznawania swojego powołania... Zmagania z codziennymi kłopotami, trudnościami: większymi i mniejszymi...Z serca wyrwała się cicha, lecz gorąca modlitwa: "Panie...Czy poradzę sobie?... Sama na pewno nie... Proszę Cię, bądź ze mną!.. Bądź przy mnie!.. "Moje oczy wędrowały od jednej gwiazdy do drugiej tak, jakby tam, wśród nich, szukały jakiegoś znaku, jakiejś odpowiedzi na nurtujące mnie pytania...

Nagle zadźwięczał cicho dzwonek mojego telefonu komórkowego. Znak, że nadszedł SMS. "Kto pisze do mnie o tak późnej porze?"- zastanawiałam się, biorąc telefon do ręki. Moim oczom ukazał się tekst: SMS od B: "Jestem przy Tobie! Twój OJCIEC"...

Agnieszka Skowrońska


Zobacz także

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS