logo
Środa, 24 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bony, Horacji, Jerzego, Fidelisa, Grzegorza – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Wakacyjne spotkania z Bogiem A.D. 2002
materiał własny
 


Regulamin Konkursu
Konkurs trwał w miesiącach sierpień-wrzesień 2002 r. 
Tematem były opowieści o wakacyjnych spotkaniach z Bogiem. (np. na Mszy Świętej na krakowskich Błoniach podczas wizyty Ojca Świętego, ale także podczas różnych wycieczek, na rekolekcjach, wędrówkach po górach, pieszych pielgrzymkach lub zwyczajnie pośród codziennych zajęć...)

 

Konkurs - Wakacyjne spotkania z Bogiem - miejsce III

Anielski posłaniec

Nigdy nie wierzyłem w Boga. Wierzyłem w zło rządzące światem, w przemoc i w siebie. Gdy ktoś mówił o Bogu, ja zbywałem go mówiąc:" Gdzież jest ten twój miłosierny, potężny Bóg, gdy wokół tyle zła, cierpienia i okrucieństwa. Jeśli jest tak dobry jak mówisz to dlaczego każe nam cierpieć i pozwoli zabijać się nawzajem?". Nie chodziłem do kościoła, rodzice nigdy nie przejawiali grama wyznania w Boga. Był mi obcy. Był jak ogród pełen pięknych kwiatów, do którego nigdy wcześniej nie miałem wstępu mieszkając w obskurnym pełnym wilgoci i posępnym domu. Wyznacznikiem dobra było dla mnie własne sumienie, oparte o podwórkowe życie, gdzie krzywdzi się ludzi i wyznaje gwałt. Żyłem będąc gnuśnym i krnąbrnym chłopcem. Zwykle oddawałem się w wir zabaw i uciech, jakie płyną z lekkiego i młodzieńczego życia. Moimi autorytetami byli bohaterowie filmów akcji, którzy wymuszali posłuszeństwo poprzez gwałt na innych, często słabszych. Dziewczyny jakie zwykle poznawałem nie różniły się zbytnio ode mnie, tak samo jak dla mnie tak i dla nich liczyła się tylko dobra zabawa, a reszta była mniej ważna. Tkwiłem tak w tej próżni, gdzie cześć oddaje się zabawie, do pewnego czasu, pewnego momentu, który radykalnie zmienił moje dotychczasowe życie.

Słonecznego dnia w te wakacje szedłem wraz z kolegami szukając zajęcia, bądź zaczepki, z czyjejkolwiek strony. W takie dnie słoneczne zwykle chodziliśmy pod tylne wejście Biblioteki Publicznej, gdzie nadwerężaliśmy nasze gardła, wypróżniając tanie wina. Głównie w piciu chodziło, o choć tymczasowe oderwanie się od bieżących problemów, pytań, jakie dręczyły nasze sumienia i umysły, a jakie nastręczała przyszłą szkoła i rodzice; rozwiedzeni, w konflikcie, bądź innej małżeńskiej patologii. Zatraceni w alkoholowym światku złudzeń zwykle w takim stanie wracaliśmy do naszych domów, by przespać noc i obudzić się z bólem w głowie. Zwykle wracaliśmy osobno, każdy w swoją stronę. W tym dniu nie piłem dużo. Nie miałem ochoty. Pamiętam, że ulotniłem się gdzieś w połowie tej libacji. Poczułem, że mam dość tego wszystkiego. Jak zwykle wracałem parkiem, rozochocony nieznacznie spożytym alkoholem. Nie miałem idąc tak problemów czy oporów na próby zawarcia znajomości z jakąś dziewczyną siedzącą na ławce, a tym bardziej samotnie w parku. Idąc bezładnie parkową ścieżką, starałem grać bardziej pijanego, co wytłumaczyło by moją nadmierną śmiałość. Wypatrzyłem siedzącą na parkowej ławce zatopioną w książce i w rozmyślaniach nad nią schludną ładną dziewczynę.

Miała piwne oczy i długie ciemnoblond włosy. Przysiadłem się. Początkowo pomyślałem, że nasza rozmowa nie potrwa zbyt długo, lub też w ogóle się nie zacznie. Wcześniej nie znałem dziewcząt jej autoramentu. I one nie chciały na ogół znać mnie. Już dziś nie pamiętam, w jaki sposób rozwinęła się między nami rozmowa. Nie pamiętam nawet, kto zaczął tą niezwykłą, i porozumiewawczą dla mnie rozmowę, bynajmniej nie z powodu wypitej dawki wina, byłem trzeźwy. Czytała coś o Bogu, jak się później okazało była studentką filozofii. Nasza rozmowa przeszła na temat Boga. Mówiła coś o teodycei, poczym rozwinęła wątek. Następnie ja oznajmiłem swój punkt widzenia na sprawę istnienia Boga. Mówiła jak anioł. Na mój argument odpowiadała zgrabnym kontrargumentem, który całkowicie kładł mój na łopatki. Mówiła płynnie z pełną wiarą swoich słów. Mówiła o miłości do Boga, do bliźniego i o szacunku dla samego siebie. Rozmawialiśmy długo, chodź dziś trudno jest mi określić, czy była to godzina, dwie, czy może trzy? Na każde moje pytanie odpowiadała dla mnie zrozumiale rzucając światło, na każde znaki zapytania, jakie drzemały dotąd w mojej czaszce.

Nie wszystko od razu zrozumiałem, ale z pewnym ciepłem w sercu i w głębokim zamyśleniu odszedłem pośpiesznie prostując myśli w głowie. W nocy pierwszy raz naprawdę się pomodliłem, aby móc ją spotkać raz jeszcze. Przez trzy kolejne dni chodziłem w to miejsce gdzie ją ostatnio widziałem z niewyrażalnym w sercu pragnieniem spotkania jej. I oto w pośpiesznym chodzie, gdy wychodziłem z parku spotkałem ją. Od razu skoczyłem jej naprzeciw z uśmiechem na ustach i spytałem czy mnie pamięta. Odrzekła, że tak i jeśli chcę możemy kontynuować dyskusję. Spotkaliśmy się jeszcze kilka razy, w różnych miejscach, raz nawet u niej. Mówiła o Jezusie, o tym jakim był człowiekiem, że nigdy nie i w żaden sposób nie wycofywał wypowiedzianego przez siebie zdania. Przenigdy nie korygował swoich wypowiedzi, był mistrzem moralności. Mówiła o cierpieniu, że cierpienie jest łaską, poprzez cierpienie można się związać z Bogiem. Kto nie chce cierpieć za Jezusa nie jest Jego wart. Cierpienie jest po to by zasłużyć. Czym człowiek bardziej cierpi tym Bóg go bardziej kocha. Teraz mówię:
Kim jestem widzę w cierpieniu
Niech mnie bije tysiąc gromów
Przetrzymam każdy cios
By wywlec moją miłość
Do dziś nie wiem, czy był to zwykły przypadek, czy posłanniczka Boga? Stała się odskocznią od dawnego życia, jaką jest własny dom, gdzie człowiek czuje się swojsko i bezpiecznie.

M.


Zobacz także

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS