logo
Wtorek, 23 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Ilony, Jerzego, Wojciecha – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Antoni Skowroński
Wakacyjny fundusz inwestycyjny
Głos Ojca Pio
 


Kiedy dzieci osiągają wiek tak zwanej pełnoletniości, przypominają ptaki na coraz to dłużej wylatujące z gniazda. W ten sposób oswajają stopniowo rodziców z nieuchronnym ostatecznym odlotem. Dla matki i ojca to znak, że nadszedł czas na podsumowania dotyczące efektów wieloletnich wysiłków wychowawczych.
 
Prowadząc z żoną takie rozmyślania, zapytaliśmy nasze „dzieci” wprost (syn 21 lat, córka 20 i drugi syn 17), co one myślą o latach spędzonych w rodzinnym domu. Po wysłuchaniu głównie krytyki pod adresem stosowanych przez nas metod wychowawczych zapytaliśmy, co wspominają najlepiej. Po krótkim namyśle odparli jednomyślnie: wyjazdy i wakacje – to było fajne.
 
Takie wyznanie uruchomiło lawinę wspomnień. Dzieci mówiły, gdzie i dlaczego było najfajniej… i tu już każde miało inne zdanie. Natomiast żona i ja przypominaliśmy sobie zarówno to, ile trudu pochłaniały przygotowania do wyjazdów, a także to, że np. prawa do „pełnowymiarowych” urlopów czasami trzeba było bronić jak niepodległości, bowiem dla niektórych pracodawców kilkutygodniowy wyjazd urlopowy był czymś nie do przyjęcia. My jednak planowaliśmy zarówno urlopy, jak i długie weekendy (początek maja, Boże Ciało itp.) i staraliśmy się konsekwentnie realizować tego typu wypady. Planowanie miejsc i rezerwowanie noclegów odbywało się często przez wiele tygodni albo i miesięcy przed wyjazdem. Wyboru miejsc dokonywaliśmy systemem wędrowania palcem po mapie.
 
Czas ofiarowany dzieciom
 
Z żoną zastanawialiśmy się, czy takie wyjazdy – oprócz miłych wspomnień, które też są wartością samą w sobie – pozostawiły jakiś pozytywny, trwały ślad. Jeśli wziąć pod uwagę alarmy pedagogów dotyczące braku czasu ofiarowanego przez rodziców swoim dzieciom i niedoboru poświęcanej pociechom uwagi, to właśnie te problemy podczas wspólnych wyjazdów mogą zostać rozwiązane. W ciągu roku zazwyczaj nie udaje się spędzać z dziećmi zbyt wiele czasu, a tym bardziej nie można znaleźć okazji, by coś wspólnie robić. A dla nas właśnie to było priorytetem – stąd jeździliśmy sami, bez znajomych, by nie pochłonęły nas kontakty z dorosłymi, lecz by mieć możliwość pielęgnowania relacji pomiędzy nami a dziećmi.
 
Drugim widocznym owocem naszych wyjazdów okazał się być szacunek dla przyrody, jakiego wyraźnie nabrały nasze dzieci (zazwyczaj miejscem wyjazdów były parki narodowe lub rezerwaty przyrody). Ponadto „zakiełkowało” w nich coś na kształt „duchowości franciszkańskiej”, bo twierdzą, że nigdzie tak nie czują obecności Boga, jak np. w lesie, w zupełnej samotności i ciszy…
 
Kolejnym owocem było poszerzenie horyzontów kulturalnych dzieci dzięki udziałowi w różnych okazjonalnych imprezach wakacyjnych. Najbardziej w pamięć zapadły nam Zloty Ciemnogrodu organizowane przez Wojciecha Cejrowskiego, dziś znanego z telewizyjnej serii „Boso przez świat”. Nie można nie wspomnieć też o tym, że staraliśmy się odwiedzać znane sanktuaria, jak Gietrzwałd czy Święta Lipka oraz miejsca historyczne, jak Grunwald czy Westerplatte, których poznanie zapewne też należy uznać za wartość samą w sobie.
 
Jako dorosły wspomnę, że do dziś pamiętam nasz najdłuższy, miesięczny urlop, podczas którego „zaliczyliśmy”: Roztocze, Warmię i Wybrzeże Bałtyku. Wracając z tej wyprawy, czuliśmy się chyba jedyny raz w życiu tak wypoczęci i odprężeni, że niemal z niecierpliwością czekaliśmy na pracę. 
 
 
1 2  następna
Zobacz także
O. Leon Knabit OSB
Słowo "zdrada" jest dzisiaj bardzo nielubiane przez ludzi, którzy w jakiś sposób odchodzą od pierwotnego stylu życia, miłości i zobowiązań. Znajdują całą masę rozmaitych wytłumaczeń, próbują zwalić winę na innych, dzięki temu sami czują się niewinni. Oczywiście uważam, że słowem "zdrada" nie należy zbytnio szafować, gdyż w naszej kulturze ma ono bardzo negatywne konotacje. Jeżeli spojrzymy z punktu widzenia etyki - zdrajca jest człowiekiem zasługującym na najwyższą naganę.
 
O. Leon Knabit OSB
Każdy człowiek ma te same potrzeby i każdy ma własne sposoby na ich realizowanie. Jest jednak duża grupa ludzi (dzieci, staruszkowie, niepełnosprawni, chorzy, ofiary przemocy), którzy w sposób trwały lub przejściowo nie mogą swych potrzeb zrealizować. W społeczeństwie „tradycyjnym” z pomocą przychodzi rodzina, w „nowoczesnym” – wyspecjalizowane instytucje społeczne.
 
ks. Krzysztof Wons SDS
Zapisane w Biblii historie o Bogu i człowieku są natchnione i ciągle trwają. Nie są jedynie historiami sprzed tysięcy lat. Dzieją się dzisiaj. Tak jest między innymi z historią Jonasza. Warto przeczytać i przemodlić Księgę Jonasza, aby uwierzyć, że miasto łajdaków może zamienić się w miasto świętych. Mogę w niej odnaleźć siebie z moją historią życia, z moim niedowiarstwem, z moim buntem i ...z "wielkimi oczami Jonasza", na widok których, co - "nie do wiary!" - nawracją się. Historia Jonasza pomaga mi także uznać, że jeszcze nie jestem święty i uczy jak odrzucić swój grzech bez odrzucania siebie. Przypomina, że Bóg daje mi "licencję" na czas wychodzenia z moich słabości i że ja również powinienem dać czas sobie i innym.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS