logo
Wtorek, 16 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bernadety, Julii, Benedykta, Biruty, Erwina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
redakcja czasopisma
Walcz albo uciekaj
List
 


Skąd bierze się dostrzeganie wszędzie zagrożenia siłami nieczystymi?

Ludzie, którzy wszędzie widzą zagrożenie złem, najbardziej boją się samych siebie, swego wnętrza, ale nie są w stanie skonfrontować się ze sobą, umieszczają więc źródło swego niepokoju w świecie.

Boimy się też nieznanego. Przypomina to sytuację, gdy idziemy do lekarza. O wiele mniej się boimy, kiedy już znamy diagnozę, niż wtedy, gdy podejrzewamy nie wiadomo co. Nawet jeśli usłyszymy bardzo złą diagnozę, to w jakiś sposób łagodzi ona nasz lęk, bo albo możemy sobie powiedzieć: "Nic więcej z tym nie zrobisz", albo: "To normalne, że się boisz, masz ku temu poważny powód". Łatwiej funkcjonować, gdy się coś nazwie.

Z jednej strony straszy się złem, które nas otacza, a z drugiej Panem Bogiem.

I to jest olbrzymie nieporozumienie, bowiem najczęściej pojawiającym się w Biblii wezwaniem jest "Nie lękajcie się". "Pokój wam!" - to pierwsze orędzie Zmartwychwstałego Jezusa!

Więc skąd ta moda na straszenie Bogiem?

Czytając Stary Testament i opowieści o Bogu, który dyscyplinuje swój lud, gdy ten nie jest posłuszny, możemy przypuszczać, że mamy wierzyć w groźnego Boga. Bóg Starego Testamentu to Bóg etniczny, nieukrywający swego gniewu. Można powiedzieć - groźny. Trochę żartobliwie przypomniał mi o tym pewien rabin mówiąc, że my, chrześcijanie, mamy szczęście, bo ich Bóg wcale nie jest tak miłosierny i tak wspaniałomyślny jak nasz. Oczywiście, że celowo przejaskrawił własną religię, ale dla nas chrześcijan "oblicze Boga" zostało objawione w Jezusie, a On nazywał tego Boga "Abba". Więc naprawdę nam jest lepiej. Nie powinniśmy się bać, że Bóg będzie się na nas gniewał za to, że jesteśmy słabi. Chrystus nam pokazał, że Bóg nas takich kocha i w takich chwilach najbardziej nam pomaga w przezwyciężaniu zła. Nie chodzi tu jednak o brak bojaźni Bożej. Do II Soboru Watykańskiego raczej straszono Bogiem, niż zachęcano do tego, żeby Go kochać i przeżywać relację z Nim w przyjaźni. Teraz to się zmieniło, ale nie ma się co łudzić - pobożność wielu ludzi jest nadal mocno obarczona lękiem mylonym z bojaźnią.

Czym bojaźń Boża różni się od lęku przed Bogiem?

Boża bojaźń to szacunek do Boga i świadomość własnych ograniczeń; postawa pokory, czyli dostrzeganie prawdy o Panu Bogu i o sobie. Znajdujemy wtedy właściwe miejsce we wszechświecie: widzimy, że nie jesteśmy niezniszczalni, wszystkomogący, ale raczej pełni słabości, grzeszni.  Równocześnie możemy zobaczyć, że Bóg nie czeka tylko na to, żeby nas dopaść i ukarać.

Bojaźń Boża prowadzi do skruchy. W prawosławiu łączy się ją z tzw. darem łez, czyli tak wielkim poruszeniem serca, że doprowadza to do oczyszczającego płaczu. Skrucha to świadomość tego, że Bóg mi przebaczył, a nie tego, że muszę przed Nim się chować. W skrusze nie ma więc wstydu i poczucia winy, ale jest spokój i wdzięczność za wyzwolenie od poczucia zagrożenia czy kary.

To trochę tak jak w ewangelii o uzdrowieniu paralityka. Zanim Jezus go uzdrowił, powiedział: "Odpuszczone są ci twoje grzechy". Na pewno nie było to przypadkowe. Ta Ewangelia przekonuje, że Bóg może zmienić coś bardzo ważnego, co nie jest widzialne gołym okiem. W życiu mamy trzy sposoby, by wytłumaczyć sobie, co stanie się ze złem, które wyrządziliśmy. Pierwszy jest następujący: jesteśmy ateistami i twierdzimy, że nie ma nic po śmieci, więc konsekwencje naszych złych uczynków ciągną się za nami do końca życia. Drugi to opcja ludzi wierzących, że jest coś po śmierci, ale nie ma tam Boga i musimy sami odpokutować za nasze złe czyny po śmieci, tak jest np. w buddyzmie. Musimy wyrównać rachunki. Trzecia możliwość dotyczy ludzi wierzących w życie po śmierci i w miłosiernego Boga. Wspominany fragment ewangelii o uzdrowieniu paralityka mówi, że Bóg istnieje i sam spłaca nasze długi. Ma taką moc, że może przerwać łańcuch zła, które zapoczątkowaliśmy. Może je zniszczyć tu na ziemi i skreślić je z rachunku "naliczanego w niebie". Tylko Bóg jest w stanie tak wszystko poprowadzić, żeby to poszło w kierunku dobra, a nie dezintegracji. Człowiek nie jest w stanie tego zrobić. W tym sensie czuję mniejszy lęk o swoje życie teraz i po śmierci, bo nie wierzę w bezosobowe prawo karmy, według którego będę po śmierci "bezdusznie" rozliczany za swoje błędy. Ja wierzę w Boga, który przebacza, bo kocha.

I Jego Opatrzność?

Tak, ale nie taką, która chroni od wszelkich niebezpieczeństw, jakie mogłyby nas spotkać.

To raczej wiara w Boga, który nadaje sens całemu mojemu życiu, w każdej sytuacji, która mi się przydarza, dobrej i złej. Wiara w taką Opatrzność pozwala odczytać sens życia i uwalnia od lęku.


o. Jacek Prusak SJ
 
poprzednia  1 2 3
Zobacz także
Radek Molenda
Wizyta duszpasterska to pod wieloma względami duże wyzwanie dla obu stron. Kapłan, kiedy doświadcza otwartości swoich parafian, musi sprostać skojarzeniom, wyobrażeniom – zarówno tym, które mają wierni wobec Kościoła, kolędy i jego samego, jak i wyobrażeniom, jakie on z kolei ma na temat wiernych. Wizyta duszpasterska jest zawsze wzajemnym odkrywaniem siebie.

Mówi bp Marek Solarczyk w rozmowie z Radkiem Molendą
 
Bartłomiej Kucharski OCD

Pogubieni w chaosie współczesności, gdzie głos Boga został przytłumiony przez nienawiść dwóch światowych wojen, przez lata zimnej wojny, przez terroryzm i inne tragedie, o których aż nadto rozwodzą się codziennie środki masowej komunikacji, potrzebują – zamiast słów krytyki i odrzucenia – modlitwy i współczucia. A to ostatnie będzie niekiedy oznaczać współodczuwanie ich wewnętrznych stanów, wejście w nie z pozycji nie zewnętrznego obserwatora, ale kogoś rozumiejącego i współodczuwającego wraz z nimi niejako od środka ich troski i niepokoje. Takiej postawy uczy nas św. Teresa od Dzieciątka Jezus...

 
Katarzyna Jabłońska

Śmiertelna choroba jednego z członków rodziny to zazwyczaj bardzo bolesne doświadczenie dla jego najbliższych, często tragedia, w której trudno się odnaleźć. Oni również potrzebują wsparcia i pomocy. Dzięki odpowiedniemu wsparciu lepiej będą opiekować się swoim chorym i pomogą mu dobrze przeżyć śmierć. Mocno dotarło to do mnie, kiedy w połowie lat 80. opiekowałem się chorymi w ich domach. 


O doświadczeniu spotkania z człowiekiem u kresu życia, a także o tym, dlaczego pożegnanie z umierającym ma tak ważne znaczenie dla bliskich, z prof. Jackiem Łuczakiem rozmawia Katarzyna Jabłońska

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS