logo
Środa, 24 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bony, Horacji, Jerzego, Fidelisa, Grzegorza – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Peter Kreeft
Wciągnięty na pokład Arki
Pastores
 


Pozostała do rozwiązania jedna zasadnicza kwestia: usprawiedliwienie przez wiarę, główna kość niezgody okresu reformacji. Luter, oczywiście, miał rację: doktryna jest jasno wyłożona w Listach do Rzymian i Galatów. Jeśli Kościół katolicki głosi „inną Ewangelię” o zbawieniu z uczynków, naucza fundamentalnej herezji. Przekonałem się jednak, że i tu zaszło nieporozumienie.
Naszym biletem w bramach niebieskich nie są dobre uczynki albo szczerość, ale wiara, która skleja nas z Jezusem.
 
Czytałem o łasce w Sumie Tomasza, w dekretach Soboru Trydenckiego i przekonałem się, że na temat łaski wypowiadają się one równie zdecydowanie jak Luter i Kalwin. Nie posiadałem się z radości, że Kościół katolicki także czyta Biblię! Naszym biletem w bramach niebieskich, jak mówi Pismo i nauka Kościoła, nie są dobre uczynki albo szczerość, ale wiara, która skleja nas z Jezusem. To On nas zbawia; my nie zbawiamy samych siebie. Przekonuję się jednak, co niewiarygodne, że 9 na 10 katolików o tym nie wie; nie znają absolutnie najważniejszego, zasadniczego, podstawowego dogmatu chrześcijaństwa. Protestanci mają rację: większość katolików rzeczywiście wierzy w  zupełnie inną religię. Dobrze ponad 90% studentów, wśród których przeprowadziłem ankietę (mieli za sobą 12 lat katechizacji, część z nich chodziła do katolickich liceów), odpowiedziało, że spodziewają się pójść do nieba, bo się starali albo robili, co mogli, albo mieli współczucie dla innych, albo byli szczerzy. Rzadko kiedy w ogóle wspominali o Jezusie. Zapytani o to, dlaczego mają nadzieję być zbawieni, wymieniali prawie wszystko prócz Zbawiciela. Kto ich uczył? Kto pisał dla nich podręczniki? Tacy nauczyciele skradli naszym drogim dzieciom coś najcenniejszego na świecie, „drogocenną perłę” (Mt 13,46): ich wiarę. Jezus wygłosił pod adresem takich ludzi dość przerażające ostrzeżenie; coś o młyńskich kamieniach (Mt 18,6).

Katolicyzm naucza, że jesteśmy zbawieni przez wiarę, przez łaskę, przez Chrystusa, żeby nie wiem jak mało katolików to rozumiało. A protestanci uczą, że wiara z konieczności rodzi dobre uczynki. Podstawowy spór reformacji jest kłótnią między kwiatem i korzeniem tej samej rośliny.
 
Ale chociaż Luter nie lekceważył dobrych uczynków, łączył je z wiarą jedynie bardzo cienką i niegodną zaufania nicią: nicią ludzkiej wdzięczności. Nauczał, że w odpowiedzi na wielki Boży dar zbawienia, który przyjmujemy przez wiarę, z wdzięczności pełnimy dobre uczynki. Ale wdzięczność to tylko uczucie, zależne od ludzkiego „ja”. Katolickie powiązanie wiary i uczynków jest o wiele silniejsze i wiarygodniejsze. Znalazłem je w Chrześcijaństwie po prostu C. S. Lewisa, najlepszym znanym mi wprowadzeniu w chrześcijaństwo. Chodzi o ontologiczną rzeczywistość zoe, życia nadprzyrodzonego, łaski uświęcającej, życia samego Boga w ludzkiej duszy, które zostaje przyjęte przez wiarę, a następnie samo rodzi dobre uczynki. Bóg jest zarówno na początku, jak i na końcu procesu: to, co wchodzi w nas przez wiarę (życie Boga), wychodzi z nas w postaci dobrych uczynków, przy naszym dobrowolnym współudziale.
 
Nie byłem także zadowolony z nauczania Lutra, że usprawiedliwienie jest kruczkiem prawnym zastosowanym przez Boga, a nie prawdziwym wydarzeniem w nas: że Bóg patrzy na chrześcijanina w Chrystusie, dostrzega jedynie sprawiedliwość Chrystusa i prawnie zakłada czy też domniemywa, że jest to nasza sprawiedliwość. Uważałem, że musi być raczej tak, jak mówi katolicyzm, że Bóg naprawdę we chrzcie i przez wiarę (w Nowym Testamencie zazwyczaj stoją one obok siebie) udziela nam samego Chrystusa. Pod tym względem odkryłem, że fundamentaliści, a zwłaszcza baptyści, mają zdrowszą filozofię niż kalwini i luteranie. Ich język, choć hasłowy i łatwy do wyśmiania, jest bliższy prawdy, kiedy mówi o „przyjęciu Chrystusa jako Zbawiciela”.
 
Mimo że wszystkie moje wątpliwości rozwiały się i decyzję podjąłem w 1959 roku, na ostatnim roku studiów w Calvin College, członkiem Kościoła katolickiego zostałem rok później, już na Uniwersytecie Yale. Rodzice byli przerażeni, ale stopniowo przekonywali się, że nie postradałem zmysłów ani nie zaprzedałem duszy; że katolicy są chrześcijanami, a nie poganami. Było to dla mnie bardzo trudne, bo z natury jestem nieśmiały i mam miękkie serce; nie wyobrażam sobie prawie nic gorszego, niż sprawiać ból komuś, kogo kocham. Myślę, że cierpiałem prawie tak samo jak oni. Bóg jednak w cudowny sposób przewiązuje rany.
 
Od wielu lat jestem szczęśliwym katolikiem. Oczywiście, miesiąc miodowy minął, ale małżeństwo nabrało głębi.
 
Od wielu lat jestem szczęśliwym katolikiem. Oczywiście, miesiąc miodowy minął, ale małżeństwo nabrało głębi. Jak wszyscy konwertyci, o jakich słyszałem, zostałem wciągnięty na pokład nie przez tych katolików, którzy starają się „promować” Kościół przez dostosowanie go do ducha czasów, mówiąc, że katolicy tak naprawdę nie różnią się od innych, ale przez tych, którzy z radością prezentują pełnię starożytnej, ortodoksyjnej wiary jako prorockie wyzwanie dla świata. Minimaliści, którzy sprowadzają cuda do mitów, dogmaty do opinii, prawa do wartości, a Ciało Chrystusa do psychologiczno-społecznego kółka zainteresowań, zawsze wzbudzali we mnie gniew, politowanie albo uczucie znudzenia. Podobnie polityczna partyzantka kryjąca się za maskami religii. Jestem szczęśliwy jak dziecko, że mogę iść za ziemskim namiestnikiem Chrystusa wszędzie, dokąd mnie prowadzi. Co on kocha, ja kocham; co on odrzuca, ja odrzucam; gdzie prowadzi, tam idę. Albowiem Pan, któremu obaj oddajemy cześć, powiedział do jego poprzednika, Piotra: „Kto ciebie słucha, Mnie słucha” (por. Łk 10,16). Dlatego właśnie jestem katolikiem: bo jestem chrześcijaninem.
 
 
Peter Kreeft
z angielskiego tłumaczyła Magda Sobolewska
Pastores 66(1)2015 
 
fot. Tpsdave, Sea 
Pixabay (cc)   
 
poprzednia  1 2 3 4
Zobacz także
Małgorzata Nowotka
Jeśli zrzekniemy się wychowywania znajdujących się pod naszą opieką dzieci, to wtedy dzieci – osoby niedojrzałe, będące dopiero u początku długiego procesu dorastania i dojrzewania – będą „wychowywać” nas. Czasami już to robią, a skutki tego negatywnego zjawiska są widoczne w nagłaśnianym publicznie kryzysie rodziny, w kulcie wiecznej młodości, we współczesnym konsumpcyjnym i hedonistycznym stylu życia. A „wieczne dzieci” nie mogą stworzyć dojrzałych, silnych i odpowiedzialnych – za ludzi i świat – społeczeństw. 
 
ks. Aleksander Jasiński SDS
Każdy z nas otrzymał od Boga do wypełnienia życiową misję, którą nazywamy również powołaniem. Dobrze jest, gdy człowiek właściwie odczyta swoje osobiste powołanie – skierowane wyłącznie do niego. Powołanie jest niczym innym, jak zaproszeniem do tego, aby być szczęśliwym, by ostatecznie zjednoczyć się w miłości z Bogiem. Odkrycie swojego powołania nie zawsze jest jednak takie łatwe, jak mogłoby się wydawać...
 
Robert Spaeman
Kościół musi zawsze dopasowywać sposób przepowiadania do adresatów. Nie może jednak dopasowywać jego treści. Św. Paweł pisał już w liście do Tymoteusza, że nadchodzi czas, w którym ludzie domagają się od biskupa, aby im mówił to, co pragną usłyszeć. To oznaczyłoby jednak zdradę. Co sądzilibyśmy o lekarzu, który nie mówiłby swoim pacjentom tego, co jest konieczne dla ich zdrowia, ale to, co byłoby modne i czego się chętnie słucha?...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS