logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Bill Hybels, Lynne Hybels
Więzy i więzi. Jak stworzyć udany związek?
Wydawnictwo Esprit
 


Autorzy rozpoczynają swoją książkę od dwóch wspomnień. Pełnych wzajemnych pretensji i nieporozumień świąt w Waszyngtonie i romantycznej nocy pod gwiazdami nad morzem. Które z tych wydarzeń mówi prawdę o ich związku? Autorzy nie obawiają się przyznać, że obydwa – w swoim małżeństwie doświadczyli zarówno chwil wielkiego szczęścia, jak i frustracji i rozczarowania.


Wydawca: Bratni Zew 
Rok wydania: 2011
ISBN: 978-83-7485-160-2
Format: 130x210
Stron: 110
Rodzaj okładki: Miękka
 
Kup tą książkę

 

Jak się zaczęło?


Opowiemy zatem, jak się to wszystko zaczęło...

Wiosna 1969 roku. Tor do jazdy na wrotkach J & D w Portage, w stanie Michigan. Panie proszą panów.

Ona obserwuje jego, tak  jak  przyglądała się kilku innym działaczom chrześcijańskiej grupy młodzieżowej Youth for Christ. Jest przystojnym, niebieskookim blondynem, emanującym pewnością siebie, która ją intryguje. Zastanawia się, czy ją zauważył.

Zauważył. I ciekawi go osoba kryjąca się za tytułem Miss Juniorek stanu Michigan. Podczas gdy ona zastanawia się, czy poprosić go do jazdy, on spogląda na nią ukradkiem w nadziei, że tak właśnie zrobi.

Zaprasza go i wspólna jazda to nie jedyne, co dzielą ze sobą tego wieczoru. Po zakończeniu zabawy rozchodzą się każde w swoją stronę, ale niewątpliwie „osiągnęli porozumienie”.

– Wiesz, mamo, poznałam pewnego chłopaka, Billa Hybelsa. Naprawdę go lubię. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy.

Bill swojej matce nie mówi niczego podobnego, ale zdecydowanie ma zamiar zobaczyć się jeszcze z Lynne Barry – i to już wkrótce.

Parę dni później na parkingu kościelnym w Kalamazoo grupa licealistów zbiera się, aby wspólnie dojechać na rekolekcje Youth for Christ w Spring Arbor College. Są przypisani do poszczególnych samochodów i jakimś dziwacznym zrządzeniem losu ona trafia na przednie siedzenie jego samochodu.

On, jako fan muzyki country, włącza w radio nosowy wokal zespołu Alabama. Ona,  flecistka o klasycznych upodobaniach, strofuje go za tak pospolity gust. Śmieją się z tej małej różnicy i przez następne dwie godziny rozmawiają bez przerwy, ignorując pasażerów siedzących z tyłu.

Zajęcia weekendowe sprawiają, że spotykają się na konkursie muzycznym – ona w trio flecistów, on w małej kapeli, w której śpiewa, gra na gitarze i kontrabasie. Jest jednak dużo wolnego czasu, który dobrze wykorzystują – na ciche rozmowy w opuszczonym saloniku dla uczniów, w czasie długich spacerów po wiejskich drogach, w czasie „sprzecznej z zasadami” wycieczki do pobliskiego miasta. Wydaje się, że mają ze sobą wiele wspólnego: oboje uwielbiają sporty wodne – pływanie, narty wodne, a przede wszystkim żeglarstwo. Ojcowie ich obojga pilotują samoloty i jeżdżą na motocyklach. Ona nie traci ani słowa z jego opowieści o żeglowaniu przez Jezioro Michigan w czasie szalonego sztormu. On śmieje się z jej komicznych przygód, gdy uczyła się jeździć motorem – i uderzyła w pojemnik na śmieci.

Rozmawiają też o bardziej istotnych sprawach: o wspólnej wierze, poświęceniu się dla pracy duszpasterskiej, planach na studia, wartościach, rodzinach. Wydaje się, że ten związek ma tak wielki potencjał – i to nie tylko dlatego, że mają tak wiele wspólnego. Jest też coś więcej.

Objawia się to w śmiechu, który okrasza każdą rozmowę, w przyjemności, która wiąże się z każdym spotkaniem, w cieple, które wypełnia cały weekend. Coś między nimi iskrzy. Jest magia. Chemia.

Weekend kończy się zbyt szybko. Ale następnego wieczoru on do niej dzwoni. Ona prowadzi prywatną lekcję gry na flecie, więc prosi go, by odezwał się kiedy indziej. Kiedy znów wykręca jej numer, ona jest właśnie w towarzystwie innego młodego mężczyzny, z którym się spotyka, więc mówi mu, żeby spróbował następnym razem. Zły z tego powodu, postanawia zadzwonić raz jeszcze. Jeśli tym razem nie będzie chciała rozmawiać...

Chce. Planują swoją pierwszą oficjalną randkę.

W piątkowy wieczór jadą na zachód autostradą M-43 w stronę South Haven, małego kurortu na wschodnim brzegu jeziora Michigan. Po drodze zatrzymują się na aukcji, bez konkretnego powodu, może tylko po to, by posłuchać muzyki country ryczącej z prymitywnych głośników przymocowanych z przodu rozpadającego się magazynu. Wracają do samochodu i jadą dalej nad jezioro, parkują przy plaży South Beach, boso idą przez piasek na molo. Siadają pod czerwoną latarnią morską, która błyska ostrzegawczo, i obserwują paradę łódek przemykających pomiędzy dwoma betonowymi falochronami, aby zacumować na noc. Daleko na zachodzie rysują się ostre sylwetki żagli na tle różowego i fioletowego zachodu słońca.

Gdy siedzą i rozmawiają, zaczyna wiać chłodna bryza. Przysuwają się bliżej siebie, żeby odpędzić zimno, wdzięczni za pretekst, który pozwala im przełamać oddzielającą ich rezerwę. Ponieważ poprzedni weekend był tak przyjemny, ten wieczór nie okazuje się niekomfortowy, jak zwykle bywa na pierwszej randce. Ale wciąż pojawiają się nieuniknione pytania. Czy ona się dobrze bawi? Czy on się dobrze bawi? Czy mam chwycić ją za rękę? Dlaczego on  nie trzyma mnie za rękę?

Prawda jest taka, że oboje dobrze się bawią, i chociaż ona jest trochę zawiedziona, że nie poprosił o pocałunek na dobranoc, oboje wiedzą, że zobaczą się jeszcze wiele razy.

Spotykają się regularnie przez całe lato. Co najmniej dwa razy w tygodniu on podjeżdża pod jej dom pick-upem, którego używa, kiedy pracuje na farmach należących do firmy rolniczej jego ojca. To wymagająca praca wakacyjna – długie godziny zginania karku w upale i kurzu. Ale pracował ciężko dla ojca, od kiedy skończył pięć lat, i nie zraża się. Jej imponuje jego poczucie odpowiedzialności, poświęcenie dla ciężkiej pracy i dyscyplina. Jest kompetentny, zmotywowany i skupiony na celu, a ona to szanuje.

Dla niego ich randki nie są bagatelą. Nierzadko zdarza mu się harować od wschodu do zachodu słońca; w dni, kiedy mają się spotkać, musi pracować jeszcze ciężej, żeby móc wyjść z pracy przed zmrokiem. Droga z farmy pod jej dom trwa godzinę i jeszcze zanim siada za kierownicą, jest wykończony. Często przyjeżdża do niej spocony, zakurzony, prosto z pola, a ona jedzie z nim do jego rodziców, gdzie czeka, gdy on bierze prysznic i ubiera się na wieczór. Odebranie jej przed powrotem do domu oszczędza trochę czasu, a liczy się każda dodatkowa chwila. Jest coś takiego w tej dziewczynie, co sprawia, że chce walczyć o każdą chwilę, jaką może z nią spędzić. Docenia jej inteligencję i głębię, łagodność i wrażliwość.

Być może najbardziej przyciąga ich do siebie to, że postrzegają się jako równych sobie. Żadne z nich nie czuje się w tym związku „kierownikiem”. Odczuwają wzajemny szacunek i uznanie, które daje im jednakową pozycję i różni ich związek od tych, które znali z przeszłości.

Do końca lata wiedzą, że to poważna relacja. Niestety we wrześniu ona wyjeżdża do Wheaton College koło Chicago; on zostaje w Kalamazoo, żeby skończyć liceum. Ich znajomość zmienia się w ciąg nerwowych wypraw do skrzynki pocztowej, wieczornych telefonów i weekendowych wizyt, który to schemat ciągnie się przez pięć kolejnych lat. No cóż, właściwie się nie ciągnie. W rzeczywistości zaczyna się i przerywa – i znowu zaczyna – regularnie na przestrzeni tych lat. Są dobrowolnymi ofiarami typowego przerywanego związku, łącznie z zerwanymi zaręczynami i trwającym półtora roku rozstaniem.

Nie muszę wytrzymywać tych wszystkich zmartwień, myśli ona, kiedy wyrzuca listy i wpycha jego zdjęcie maturalne w wyściełaną kopertę.

Mogę być szczęśliwszy z kimś innym, mruczy on, kiedy przegląda listę studentek Dordt College w Sioux Center w stanie Iowa.

Ale ona nie potrafi zapomnieć tych wspaniałych momentów, kiedy nie było zmartwień. A on odkrywa, że nie jest szczęśliwszy z kimś innym.

Tak więc próbują jeszcze raz i orientują się, że dorośli przez te półtora roku odosobnienia. Jako jednostki stali się bardziej dojrzali, a ta dojrzałość przekłada się na bardziej stabilny, satysfakcjonujący związek. Pobierają się 18 maja 1974 roku.

Uroczystość jest naprawdę wyjątkowa, ze wszystkimi tradycyjnymi ceremoniami – i jeszcze paroma na dokładkę. Do tego czasu dwudziestodwuletni pan młody jest już pastorem rosnącego duszpasterstwa młodzieżowego i „dzieciaki” opanowują wesele. Przez swój młodzieńczy entuzjazm nadają nieco karnawałową atmosferę temu zazwyczaj oficjalnemu wydarzeniu. Państwo młodzi niecierpliwie witają gości na przyjęciu, chcąc zostawić fetę za sobą i ruszyć na Florydę w podróż poślubną.

Powinni byli zostać na karnawałowym weselu; miesiąc miodowy miał o wiele mniej świąteczną atmosferę. Swoją drażliwość, częste spory i dystans emocjonalny zrzucają na karb spalonej od słońca skóry, ale prawdziwym problemem jest dla nich nieumiejętność rozwiązywania konfliktów.

Kilka miesięcy później wybierają się na wycieczkę kempingową na północ Michigan i spędzają wspaniale czas. Siedzą przytuleni pod wodospadami rzeki Tahquamenon. Szarżują przez lasy na motocyklach. Wędrują po piaszczystych brzegach Jeziora Górnego. Nazywają to swoim „prawdziwym miesiącem miodowym” i zapominają o fiasku na Florydzie. Widzą przed sobą same słoneczne dni.

Ale burzowe chmury znowu się zbierają. Praca młodego męża okazuje się tornadem, które wiruje coraz szybciej i porywa ze sobą wszystko, co stanie mu na drodze – beztroskie spacery wiejskimi drogami, niespieszne rozmowy przy śniadaniu, piątkowe wyjścia na kolację, małżeństwo...

Pojawiają się więc urazy i wrogość. Pojawia się ponure milczenie i wybuchy gniewu. Pojawiają się łzy, strach i żądania.

A na koniec przychodzi załamanie. Przeprosiny i zapewnienia o najlepszych intencjach. Nadzieja. Romantyzm. Powraca znowu seria wspaniałych chwil.

A po niej kolejna seria chwil najgorszych. Nie tylko wymogi zawodowe wpędzają ich w spiralę kryzysu. Przez lata różnice między nimi stają się wyraźne i irytujące. Oczywiście wciąż mają wspólne wartości: wciąż oddają cześć temu samemu Bogu i mają te same cele życiowe. Ale jakże inaczej postrzegają świat. Jak inaczej odnoszą się do innych ludzi. Jak inne są ich poglądy na małżeństwo i życie rodzinne. Jak inaczej podchodzą do konfliktów. Jak inaczej wyrażają miłość.

I jak nie rozumieją się i wzajemnie osądzają. On czuje, że ona stara się go uformować, aby stał się dla niej łatwiejszy do zaakceptowania. Ona ma wrażenie, że musi być kimś, kim nie jest, żeby zyskać jego aprobatę. Oboje tracą nadzieję, że kiedykolwiek będą się czuli stale kochani i akceptowani.

I tak toczy się ta historia. Od wspaniałego do najgorszego – i znów od początku. Wzloty i upadki przeplatane płaskowyżami tęsknoty i obawy: tęsknoty za następną piękną chwilą, obawy przed następnym upadkiem.





 
Zobacz także
ks. Michał Olszewski scj
Jakiś czas temu spotkałem się z pytaniem: „Proszę księdza, czy obecny czas jest trudniejszy dla chrześcijan niż ten przed pięćdziesięcioma czy dwustu laty?”.W pierwszym momencie pomyślałem – i takiej zresztą udzieliłem odpowiedzi – że chyba każdy człowiek żyjący w swojej epoce, ma wrażenie, że tym pokoleniom przed nami było nieco lżej. 
 
Danuta Bula
Nawet w „czasach mediów i konsumpcji”, zainteresowania dzieci mogą być inspirowane przez rodziców i innych dorosłych w rodzinie (Bogunia-Borowska 2006). Warto zwrócić na to uwagę młodych rodziców, aby dzieci nie stawały się niewolnikami telefonu czy Internetu. Wspólne czytanie i objaśnianie tekstu jednoczy całą rodzinę, w takich sytuacjach dorośli mogą przekazywać dzieciom własny system wartości. 
 
Joanna Piestrak

- Niewiele z moich marzeń się spełniło. Nie mam dzieci. Moje małżeństwo się rozpadło. Po czterdziestce zaczęłam pić – opowiada Anna z Torunia, dziś niepijąca alkoholiczka. Zwykle dopiero upadek na samo dno staje się impulsem do wyjścia z nałogu i zadośćuczynienia za wyrządzone krzywdy. Powrót do trzeźwości jest bolesny i długi, choć najbardziej popularna metoda zakłada przejście tylko 12 kroków.

 

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS