logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
o. Augustyn Pelanowski OSPPE
Wolni od niemocy
Wydawnictwo Pomoc
 


Ilość stron: 288
Oprawa: Miękka
Wymiary i waga: (SxW) 135x195; 350g
ISBN 83-7256-854-5
Wydawnictwo Pomoc, 2004

 
Pochylone życie - cz.IV
 
Zobacz, jak Jezus uzdrowił tę kobietę. Szedł, zauważył ją, wyciągnął ją na środek, położył rękę na jej głowie (czyli przejął jej życie w swoje ręce), ona wyprostowała się i teraz “Chwaliła Boga! Ale gdzie? Pośród wspólnoty. Nie wyciągnął jej poza synagogę, ale w tej synagodze ją uzdrowił. Ta konieczność wspólnoty, komunii z innymi jest tutaj bardzo podkreślona. O tej komunii z innymi jako warunku przyjęcia odpustu i uzdrowienia mówi również Papież: “Modlić się o uzyskanie odpustu znaczy włączyć się w tę duchową komunię, a tym samym otworzyć się całkowicie na innych. Także bowiem w sferze duchowej nikt nie żyje tylko dla siebie. Chwalebna troska o zbawienie własnej duszy zostaje oczyszczona z bojaźni i egoizmu dopiero wówczas, gdy staje się również troską o zbawienie innych. Jest to rzeczywistość świętych obcowania, tajemnica «rzeczywistości zastępstwa» (vicarietas), modlitwy jako drogi do jedności z Chrystusem i z Jego Świętymi. On przyjmuje nas do siebie, abyśmy razem z Nim tkali białą szatę nowej ludzkości, szatę z lśniącego bisioru, w którą odziana jest Oblubienica Chrystusa. (Incarnationis Misterium, s. 9-10)
 
Zajmijmy się jeszcze przez chwilę tym rodzajem ataku, kiedy jesteśmy atakowani w zwykły sposób: pokusa, grzech, nałóg. To też może doprowadzić do pewnych “pochyleń” w naszym życiu i na pewno oddalić nas od Boga i innych. Grzech jest nie tylko utratą przyjaźni z Bogiem, ale też z resztą świata, nie mówiąc już o tym, że sam dla siebie człowiek staje się wrogiem. Mówiłem już, że jest charakterystyczne dla złego ducha, że lubi nas atakować tymi samymi pokusami albo w ten sam sposób, tymi samymi zranieniami. Dlaczego? Dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze: on chce wytresować człowieka, doprowadzić do mechanicznych zachowań, osłabić jego wolę; tak, żeby człowiek miał łatwość grzeszenia albo łatwość zniewalania się czymś. Możemy powiedzieć, że to rodzaj pewnej “tresury”, czyli wdrożenie w pewien sposób zachowania. Odczuwa się wtedy nawet potrzebę powrotu do pewnych zachowań grzesznych choćby po wielu latach – bo jest to tresura. Człowiek ma wtedy nieodpartą potrzebę doznawania znów jakiegoś bólu i jednocześnie przyjemności. Kiedy jest ciągle atakowany tymi samymi grzechami dochodzi u niego właśnie do takich skutków: wyobraża sobie, że już bez tego grzechu nie może żyć, ma potrzebę doznawania przyjemności w tym grzechu i powrotu do niego, dlatego ma łatwość grzeszenia. Następuje osłabienie woli. A z drugiej strony, złe duchy atakują nas tymi samymi pokusami, ponieważ chcą odwrócić naszą uwagę od innych grzechów i innych zagrożeń, a także oddalić nas od Boga i wspólnoty z ludźmi.
 
W sumie doprowadzają nas do tego, że my czcimy grzech, bo grzech staje się dla nas najważniejszy, staje w centrum naszego życia, staje się bogiem – wszystko inne już się wtedy nie liczy i nikt się już nie liczy! Przeklinamy go, ale czcimy, bo to jest najważniejsze, to jest jedyne... Właśnie dlatego demony ponawiają ataki w tym samym, osłabionym miejscu naszego życia duchowego. Następuje wtedy zaślepienie umysłu, caecitas mentis. Człowiek zupełnie traci orientację w życiu. Tylko to jedno się liczy: lęk przed tym grzechem i potrzeba jego spełnienia – w jego perspektywie życiowej wszystko inne traci sens i zamazuje się kształt wszystkich innych rzeczywistości! Zaniedbuje zupełnie rozwój w innych dziedzinach życia. Pojawiają się więc więzy. Spowiedź jest wyzwoleniem z takiego grzechu, odpuszczeniem go, darowaniem winy, ale czy koniecznie uwalnia od więzów grzechu, od kary, od konsekwencji grzechu? Czy alkoholik, który raz w życiu poszedł do spowiedzi, po spowiedzi jest wolny od nałogu picia alkoholu? Czy jest wolny od nałogu? On tylko ma odpuszczony grzech, natomiast uwolnienie może przyjść przez to, że on pragnie nawrócenia – konsekwencji odpustu. I to się musi dokonać w jakiejś wspólnocie w Kościele, który jest wspólnotą, a nie rodzajem teatru, w którym są widzowie i aktor konsekrowany, który tylko odczytuje modlitwy, ale myślami jest już przed telewizorem. Ktoś spętany alkoholem będzie wolny od jakiejkolwiek skłonności do alkoholu, jeśli zacznie się w nim proces nawrócenia. Musi rozpocząć proces wychodzenia z tego.
 
Od nałogu może uwolnić człowieka łaska Jezusa, rzadko w jednorazowej formie wyznania i przyjęcia przebaczenia, lecz tu potrzeba łaski w formie procesu, długotrwałego “odginania” wykrzywionej postawy ludzkiej. I tu także jest potrzeba odpustu zupełnego, czyli takiej łaski, która by rozpoczęła ten proces. Odpust zupełny zostanie w pełni przyjęty i wykorzystany, gdy po spowiedzi i zerwaniu więzów zmieniamy Pana naszego życia i styl życia. I mówimy: “Teraz Ty jesteś moim Panem”. Co to za przykazanie? Pierwsze! Widzisz, cały czas chodzi o to jedno. A więc nie wystarczy odmówienie kilku modlitw i nawiedzenie jakiegoś sanktuarium, czy spełnienie jakiegoś dzieła miłosierdzia. Trzeba stać się człowiekiem modlitwy, czyli rozpocząć proces wchodzenia w Boga. Bo w sercu świadczącym miłosierdzie innym odpust zawsze się może być uwolnieniem, jeśli przyjmiemy go jako początek nawrócenia, a nie jako jednorazową pożyczkę. Taki proces może przebiegać bezpiecznie tylko we wspólnocie, która jest Kościołem Chrystusa! Nie tylko uznanie Jezusa za Boga, ale i długotrwały proces “odchylania” naszego pochylenia jest tu konieczny. Spowiedź tylko rozpoczyna takie dzieło, ale nigdy nie możemy poprzestać na przekonaniu, że wystarczy raz się z grzechów wyspowiadać. Nie wystarczy wykąpać się raz na rok, bo za kilka dni trzeba zabieg higieniczny powtórzyć. Wyobrażam sobie naszego Anioła, który po miesiącu od spowiedzi zbliża się do nas, trzymając dwoma palcami nos, by nie ulec wstrząsowi, jaki można przeżyć z powodu zaduchu i nieświeżości naszej duszy.
 
Opowiem jeszcze taką historię, która będzie alegorią, przypowieścią do tego, o czym mówiliśmy. Wyobraź sobie cyrk. Cyrkowy treser miał 10 osłów. Wiele lat przyuczał je do pewnych sztuczek – do 10 różnych sztuczek. Wśród nich była i taka, że na okrzyk “hossa!” osiołki stawały na przednich nogach, podnosiły zadki do góry, kopytkami rzucały w powietrzu, rżały, strzygły uszami..., były posłuszne na ten okrzyk i wyczyniały różne przedziwne ruchy całym ciałem. Żeby tresura dała efekt, treser oczywiście karcił te osły, bił i ranił. A one, bojąc się bólu, zachowywały się dokładnie tak, jak chciał treser. Treser krzyknął “hossa!” i osiołki w napięciu tańczyły. Ich ruchy były już mechaniczne, rżały nerwowo i na koniec wszystkie kręciły się wokół siebie. O to chodziło treserowi. Osły bardzo lubiły tę ostatnią zabawę, bo ona zwiastowała, że już niedługo będzie koniec numeru i one wszystkie zejdą wtedy z areny. Osły lubią kręcić się wokół siebie w ogóle, z natury. Ale treser nauczył je czynić to w taki sposób, że wyglądało to na bardzo piękny balet, wywoływało gromki aplauz publiczności wyrażony oczywiście oklaskami i treser przed każdym przedstawieniem ćwiczył to z osłami wielokrotnie, żeby żaden się nie pomylił. A jeśli się opierały, mocno je kaleczył. Bojąc się kolejnych zranień, osły zawsze posłusznie zachowywały się na arenie cyrkowej. Po przedstawieniu, pochylone, wracały do stajni i tam wiązało się je przy żłobie. Pewnego dnia jeden z osłów został wykupiony, no, może inaczej – odkupiony – z cyrku przez jakiegoś księdza, który zamierzał go wykorzystać na procesji w Niedzielę Palmową. Kiedy już zorganizowano procesję, osiołek dźwigał na sobie przebranego za Jezusa miejscowego organistę (bo jako jedyny w tej parafii nosił brodę) i był bardzo zadowolony, strzygł uszami i spokojnie sobie stąpał z kopytka na kopytko. Dzieci były zadowolone, kobiety, mężczyźni, wszyscy klaskali i w końcu z tej radości – i księdza proboszcza i wszystkich, ludzie zaczęli wołać “Hosanna!”. Osioł nagle stanął jak wryty, rzucił nogami w górę, zaczął rżeć... Organista wystrzelił przez jego głowę i wylądował niestety gdzieś tam na bruku z wielkim śliwkowym guzem, takim, że własnymi oczami go widział. Wszyscy byli przerażeni tym co się stało?! Jak taki pobożny osiołek, na wskutek jednego okrzyku mógł dokonać takiego wywrotu? Jeden bodziec i nastąpił powrót do starych mechanizmów... Właśnie! Na szczęście ksiądz proboszcz nie zbił osiołka, tylko postanowił oduczyć go tych odruchów, ale musiał zdecydować się na jeszcze jedną kilkuletnią tresurę.
 
Tresurę zmienia się tresurą, czymś innym się nie da. Nie wystarczy jedynie wykupić osiołka, musi być jeszcze jedna tresura – jakiś rodzaj karcenia, który wyprostuje ludzkiego ducha, a nawet i ciało. Dopiero wtedy osiołek może się zmienić naprawdę. No i tak się stało, Ksiądz oddał osiołka do innego tresera, który też miał dziwnym trafem 9 osiołków, więc była taka ośla wspólnota i te osiołki przeżywały sobie jeszcze jedną tresurę. Tym razem treser stosował inne metody. Osiołek po pewnym czasie na słowo “Hosanna!” szedł majestatycznym, dumnym krokiem, bardzo spokojnie, tak, że nie tylko organista, ale i ksiądz proboszcz mógłby na nim spokojnie zasiąść i bez problemu wjechać do kościoła jak do Jerozolimy... I tak się stało. Coś takiego dzieje się z człowiekiem, który był tresowany przez zło, tak jak ta kobieta w Ewangelii. Przez 18 lat była “na tresurze” u szatana, była pochylona przez lęki, przez jakieś zaniepokojenia, przez stany depresyjne, przez załamanie, może przez jakiś grzeszny nałóg. Czy może się w jeden dzień tak wszystko zmienić? W jeden dzień może się rozpocząć, ale potem, żeby nauczyć się chodzić wyprostowanym, może trzeba znowu 18 lat. Szatan ma swój “cyrk” i ten cyrk nazywa się “pokusa”. Tutaj wielu trafia w różne zniewolenia. Ale nawet, jeśli uda się wykupić jakiegoś “osiołka”, przez jakiegoś bożego człowieka, to taki “osiołek” potrafi wrócić do utartych mechanizmów nawet w najpobożniejszym momencie, w najświętszej chwili swego losu, w jednej chwili, na głos jednego szeptu pokusy, z powodu której odezwą się stare przyzwyczajenia. O tym mówi Jezus w 8 rozdziale Ewangelii św. Jana, w 34 i 36 wierszu mówiąc o grzechu: Odpowiedział im Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu, a niewolnik nie przebywa w domu na zawsze, lecz Syn przebywa na zawsze. Jeżeli więc Syn was wyzwoli, wówczas będziecie rzeczywiście wolni.» Tylko Jezus uwalnia! Jeśli Jezus Chrystus obdarza wolnością, to jest ona prawdziwa. Jemu potrzeba powiedzieć całym sobą, całym sercem: “Jezu Chryste, wierzę, że tylko Ty dajesz odkupienie, tylko Ty jesteś moją jedyną, prawdziwą szansą, wyciągam moją dłoń do Ciebie i wiem, że moja prośba jest wyznaniem wiary w Ciebie, jako Boga!”. W takich słowach dokonuje się akt spełnienia pierwszego przykazania. “Panie, proszę Ciebie, uwolnij mnie – tylko Ty możesz tego dokonać, jestem zniewolony lękiem, złością, milczeniem, wycofaniem, żyję jak umarły, jak mechanizm, zupełnie nie panuję nad tym, co czynię. Każdy podszept pokusy wprowadza mnie w grzech, każdy uraz zamyka mnie na życie z innymi ludźmi, sam siebie nie rozumiem!”..
 
Oczywiście, ta modlitwa musi mieć tę determinacje i siłę, jaką możemy znaleźć w modlitwie Tobiasza albo Sary, kiedy dostrzegli, że ich życie jest nieustannie dręczone i wszystko im się rozsypuje (zob. Tb 2). Sara nie mogła żyć w małżeństwie, gdyż kolejni małżonkowie w noc poślubną umierali, Tobiasz był atakowany przez powtarzające się nieszczęścia. Gdy już siódma relacja “umarła” dla Sary, a Tobiasz oślepł, obydwoje zaczęli się modlić, ale ich modlitwa była taka, że Bóg wysłuchał ich w jedną godzinę. Obydwoje prosili o śmierć, ale dla nas jest to ważne, by modlitwa była dogłębna jak śmierć, jeśli ma przynieść nowe życie. Modlitwa musi być jak umieranie, by mogła przynieść nowe życie. Taki akt wiary wyrażony w modlitwie serca, w wołaniu z dna duszy ma wielką moc, choć wydaje się być krótkim i skromnym wezwaniem. To jest moment rozstrzygający, kiedy zdecydujesz się zawołać we wnętrzu albo nawet całym sobą: “Panie ratuj!”. W tym momencie rozpoczyna się w Twoim życiu nowy etap – może to niestosowne słowo, ale nowa “tresura”, w której Twoje życie poddaje się już nie pod bat szatana i jego głosu, ale pod rózgę Baranka i natchnienia Ducha Świętego.
 
W Apokalipsie jest napisane o Jezusie Chrystusie, że będzie On pasł narody rózga żelazną. Uderzenie takiej rózgi łamie twarde karki i wykoślawione dusze, źle zrośnięte, krnąbrne i zatwardziałe w złości i lęku. Takie złamanie nie jest jednak nieszczęściem, choć jest jakimś bólem. Karcenie Jezusa jest zawsze pełne duchowej radości wypływającej z przeżycia uwolnienia od siebie samego, a właściwie od swego skrzywienia duchowego. Rózga się nie złamie, ale pod nią musi się złamać ludzka pycha. Karcenie jest wcale nierzadkim tematem biblijnym i najczęściej – chyba nie przypadkowo – jest o nim mowa w księgach mądrościowych (zob. Hb 5, 17; Prz 3, 12; Prz 13, 1; Prz 15, 10; Koh 7, 5). Grzeszymy raz i od razu wpadamy w łapy tresera, czyli złego ducha. On sprawia, że grzechy się powtarzają raz, drugi, dziesiąty, jeszcze przy dwudziestym razie człowiekowi wydaje się, że to sporadyczne potknięcie, z którym niebawem sobie da radę. Ale gdy już jest ten “jubileuszowy”, setny upadek, to opór wobec grzechu słabnie, mamy też ograniczoną wizję rzeczywistości, może nawet już jesteśmy na progu piekła jest to już consuetudo peccandi et defensio peccatorum. Tak tworzą się więzy nałogu. Sami w ten cyrk wchodzimy, sami go tworzymy i czując bicz tresera, lękając się jego uderzeń, wykonujemy mechanicznie to, co nam zaproponuje. Tak zaczyna się nałóg alkoholowy, nałóg narkotykowy, nikotynowy, masturbacji, dewiacji seksualnych, nałóg obmawiania, zniewolenia pracą, nałóg chciwości, zazdrości, lenistwa, obżarstwa, bulimia, anoreksja, kłótliwość, choroba komputerowa, telewizyjna... Nie można później od tego się uwolnić, tak jak osioł nie może oderwać od żłobu swego pyska. Nie potrafisz z tymi rzeczywistościami zerwać i nie wyobrażasz sobie bez nich życia! To już jest zniewolenie. Życie wydaje się nie do zniesienia bez tych rzeczy, a z powodu tych rzeczy nie możesz znieść życia! I pierwsze, co wtedy robimy – biegniemy do spowiedzi. Czynisz tak, bo myślisz, że spowiedź wszystko załatwi, ale jedna spowiedź niczego nie skończy, choć wszystko może rozpocząć. Teraz trzeba mieć “nałóg” spowiedzi – odważmy się powiedzieć więcej, “tresurę” częstych spowiedzi, bo tresurę grzechu trzeba wygonić tresurą spowiedzi.
 
Przeczytajmy fragment Ewangelii wg św. Łukasza, 17 rozdział, 11 wiersz: Zmierzając do Jerozolimy, przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw niemu dziesięciu trędowatych (szli jak osiołki...) Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: «Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!»
 
Zwrócenie się do Boga w Jezusie w prostych słowach było zwrotnym momentem – rzeczywiście zaczęło się uwolnienie i uzdrowienie. Mówię “uwolnienie”, bo nareszcie ujawnili swój trąd – byli też zniewoleni wstydem i lękiem przed ludźmi. Przez te słowa uznali w Jezusie Boga. W tym miejscu zatriumfowało pierwsze przykazanie. Na ich widok rzekł do nich: «Idźcie, pokażcie się kapłanom». A gdy szli, zostali oczyszczeni. Zwróćcie uwagę, jakie słowo zostało tutaj użyte: “oczyszczeni”. Oczyszczeni, bo byli trędowaci. Kiedy? Kiedy szli, a “iść” to znaczy “być w drodze”. Mamy więc do czynienia z procesem uwolnienia, a nie z nagłym uwolnieniem. Powiem inaczej: zwyczaj chodzenia do kapłanów doprowadził ich do oczyszczenia. Ukrywa się tu podpowiedź, skłaniająca nas do wiernych i częstych odwiedzin konfesjonału. Gdy szli, stopniowo trąd zanikał, odpadały zgniłe części ciała i okazywało się, że pod chorą tkanką jest zdrowa. Ale to był proces! Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony... Czy jest różnica między oczyszczeniem a uzdrowieniem? Jest! Oczyszczenie to tylko darowanie winy, a uzdrowienie jest zupełnym nawróceniem. Człowiek ten został uzdrowiony, a nie tylko oczyszczony. Wrócił chwaląc Boga donośnym głosem. On naprawdę sobie krzyknął – to było głośne, odważne wyznanie wiary Boga w Jezusie i jednocześnie uwolnienie od więzów wstydu, lęku, zahamowań, wycofania. Zwróćmy uwagę, że ten fragment ukazuje trędowatych w ukryciu wsi, dopiero gdy Jezus wchodził do wsi, oni wyszli… Chciałoby się powiedzieć, ujawnili się. Aż do tej pory byli gdzieś ukryci, niewidoczni, zamknięci na uboczu wspólnoty! Ale tylko ten Samarytanin na cały głos oddal chwałę Bogu. Inni szli do kapłanów, ale nie byli tak otwarci, tak głośni, tak uwolnieni jak on! Tymczasem Samarytanin upadł na twarz, do Jego nóg i dziękował Mu. Być może mówił: “Panie, jestem uzdrowiony, ja Ci dziękuję, chwalę w Tobie Boga!”.

Zobacz także
Ks. Edward Staniek
Umiejętność słuchania Boga wzywa do zastanawiania się i rozważania nie tylko Jego słów, ale i naszych. Jest to ważne w czasie modlitwy. Ona polega przede wszystkim na słuchaniu Boga i odkrywaniu Jego woli, co do naszego życia. Jest ona wpisana w każdą minutę! Taka modlitwa jest czasem przestawiania własnej woli na Jego wolę. To wcale nie jest takie łatwe.
 
ks. Grzegorz Jaśkiewicz

1 stycznia to uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi. Jest to właściwie jedyny dzień maryjny w liturgii Kościoła w tym miesiącu, nie licząc oczywiście sobót i obchodzonej w środy w licznych parafiach Nowenny do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Takie maryjne dni to najbardziej odpowiedni moment, aby oddać się samemu aktem modlitewnym pod opiekę Matce Bożej. Można to uczynić prywatnie, publicznie, bądź w grupie, najlepiej w parafii.

 
o. Andrzej Ruszała OCD
Korzystanie z pomocy kierownika duchowego jest rzeczą bardzo pomocną. Mówi się często, że nikt nie jest dobrym sędzią w swoich własnych sprawach. Stąd też obecność kogoś, kto z zewnątrz popatrzy na nasze życie, służąc radą, zachętą, pomocą w duchowym rozeznaniu – po to, byśmy mogli wiernie iść w naszym życiu za tym, czego oczekuje od nas Bóg – jest czymś bardzo pożytecznym.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS