logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
o. Augustyn Pelanowski OSPPE
Wolni od niemocy
Wydawnictwo Pomoc
 


Poprzez posługę o. Augustyna, paulina z Krakowa, Jezus mówi Ci: „Nie załamuj się, Ja mogę uczynić twoje życie szczęśliwym. Tylko pozwól mi działać, pozwól mi położyć dłonie na twojej głowie, nie uciekaj...”. 
 

Wydawca: Wydawnictwo Misjonarzy Krwi Chrystusa Pomoc
ISBN: 978-83-7256-895-3
Format: 135 x 195
Stron: 336
Rodzaj okładki: Miękka

 
Kup tą książkę  
 

 

Pochylone życie


Nauczał raz w szabat w jednej z synagog. A była tam kobieta, która od osiemnastu lat miała ducha niemocy: była pochylona i w żaden sposób nie mogła się wyprostować. Gdy Jezus ją zobaczył, przywołał ją i rzekł do niej: <<Niewiasto, jesteś wolna od swej niemocy>>. Włożył na nią ręce, a natychmiast wyprostowała się i chwaliła Boga. Lecz przełożony synagogi, oburzony tym, że Jezus w szabat uzdrowił, rzekł do ludu: <<Jest sześć dni, w których należy pracować. W te więc przychodźcie i leczcie się, a nie w dzień szabatu!>> Pan mu odpowiedział: <<Obłudnicy, czyż każdy z was nie odwiązuje w szabat wołu lub osła od żłobu i nie prowadzi, by go napoić? A tej córki Abrahama, którą szatan osiemnaście lat trzymał na uwięzi nie należało uwolnić od tych więzów w dzień szabatu?>> Na te słowa wstyd ogarnął wszystkich Jego przeciwników, a lud cały cieszył się ze wszystkich wspaniałych czynów dokonywanych przez Niego.
          (Łk 13, 10-17)


Dlaczego była pochylona? Nikt nie wie, co było prawdziwą przyczyną jej schylenia życiowego – wyglądała jak człowiek, który zastygł w pokłonie wobec wszystkich wokoło. Każdemu się kłaniać, przed każdym drżeć, na wszystkich spoglądać z lękiem i ukrywaną złością albo wstydem – to może w końcu spowodować, że rzeczywiście człowiek staje się "skrzywiony" w swojej postawie na wiele lat. Może kogoś utraciła i zawaliło jej się życie, bo ten ktoś był dla niej ważny jak Bóg, tak bardzo, że stała się pochylona, skrzywiła się w swej samotności, pustce, zagubiła się... Być może jakiś grzech sprawił, że nie miała odwagi spojrzeć innym prosto w oczy, może było to zwykłe kalectwo albo kalectwo wmówione nieustannym powtarzaniem diabelskiego refrenu: "Ty się do niczego nie nadajesz!". Jezus jednak uwolnił ją od szatana – (A tej córki Abrahama...) Zapewne nie była to przesada, kiedy wypowiadał te słowa. Jezus nie demonizował rzeczywistości, realnie dostrzegał zło i demaskował demony nawet tam, gdzie my, współcześni nie dostrzeglibyśmy nawet cienia złego. Owszem, celem Jego posługi nie było na pierwszym miejscu demaskowanie szatana, lecz chwała oddawana Ojcu i wybawienie nas z grzechu.

W ostatnich latach wśród skrajnie racjonalizujących teologów mówiło się już nie tylko o śmierci Boga, ale też o śmierci szatana. Jeśli szatana nie ma, to nie ma też grzechu, a jeśli nie ma grzechu, to nie ma zbawienia. Przypominamy sobie o tym, bo coraz częściej mówi się, że nie ma piekła, nie ma złych duchów, nie ma szatana… Że to tylko personifikacje naszego osobistego mroku serca.

Istotną przyczyną schylenia tej kobiety było więc związanie demonicznymi pętami, a nie nieszczęśliwy wypadek albo nieuwaga akuszerek przy porodzie. A może uwierzyła ludzkim słowom, opiniom, przekonaniom, osądom – wyzwiskom; tak, jak powinno się na przykład uwierzyć Boskim przykazaniom – co wypaczyło zupełnie jej spojrzenie na rzeczywistość? Zaczęła widzieć siebie w sposób "pochylony". Może miała "czarny dekalog" – negatywny sposób myślenia? Może też wydarzeń, które skrzywiły ją w życiu nie interpretowała prawdami Słowa Bożego. I w takich momentach może mieć miejsce atak złych duchów na człowieka. Demony wykorzystają każdą okazję, każde potknięcie ludzkiego ducha dla swej żarłoczności i rzucą się na człowieka jak lwy lub hieny na zranioną antylopę. Jest w ich interesie, żeby człowieka zniewolić, spętać, by nie mógł się ruszyć; tak, jak ta kobieta – która była skrępowana, nic nie mogła zrobić dla siebie i dla innych, a przede wszystkim była zamknięta na Boga!

Już kilka razy pytano mnie, dlaczego Jezus powiedział, że świat leży w mocy złego, choć przecież Panem świata jest Bóg? (zob. 1 J 5,19). Świat aniołów i świat demonów, świat Boga i świat szatana: mamy "dwa światy" w jednym, oba się przenikają dotąd, dopóki i my nie jesteśmy radykalnie zdecydowani. Nie jest to jednak pomieszanie manichejskie – Bóg jest Panem, ale są elementy zła, które zostały strącone z nieba i zawisły – jeśli tak można powiedzieć – pomiędzy niebem i ziemią. Nikt chyba tej dychotomii nie doświadczał tak wyraźnie jak święci, zwłaszcza mistycy, którzy byli zalewani łaskami objawiającymi im życie w szczęściu Boga i w tej samej minucie byli na dnie piekielnych udręczeń, (na przykład Św. Franciszka Rzymianka przez ostatnich 13 lat przed śmiercią miała częste ekstazy, przerywane zjawieniami demonów, które ją atakowały, nawet fizycznie). Czy to nie zadziwiające? Bóg, gdy jest najbliżej i zauważa nas swą miłością, naraża nas na największą zazdrość piekła.

Jezus zauważył kobietę cierpiącą od 18 lat na skrępowanie demoniczne – zwrócił na nią uwagę. Na kogo się zwraca uwagę? Na kogo Bóg zwraca uwagę? Na kogoś, kogo nienawidzi czy na kogoś, kogo kocha? Nienawidzić to NIE – WIDZIEĆ; więc widzieć kogoś to KOCHAĆ! Oczywiście, na kogoś, kogo się kocha, zwraca się uwagę! I to właśnie jej skrzywienie życiowe zwróciło Jego uwagę. On też zobaczył w niej Siebie, bo przecież pewnego dnia będzie też pochylony, związany, zniewolony i nie będzie mógł się wyprostować, bo tak będzie pod ciężarem krzyża. On zobaczył w tej kobiecie podobieństwo do Siebie! I to ją uwolniło. Czy to nie zadziwiające, że jedyną drogą, by wydostać się z siebie, jest wpuścić Boga do siebie?

Wracając do złych duchów: one często atakują kilkakrotnie w ten sam sposób, w tych samych okolicznościach, przez te same osoby lub w tym samym miejscu. Chodzi im o to, aby człowiek wypełnił się lękiem, niepokonalnym lękiem, żeby związał się urazami przed pewnymi doznaniami, rzeczami, osobami lub okolicznościami. Pragną, żeby było w nas coś nie do przebaczenia, coś, czego nie chce się widzieć, nie chce się wspominać, nie chce się na nowo przeżywać. Jeśli nawet nie uda im się nas skłonić do świadomej pogardy do siebie samych z powodu naszych grzechów, to przynajmniej powodują, że chcąc pozbyć się bólu sumienia, ukrywamy grzechy i nie odbywamy pokuty za nie. To jest niebezpieczne. Nie wiem, jak to dokładnie wyjaśnić, ale dość często spotykałem ludzi, którzy skarżyli się na schorzenia nerek lub na jakieś choroby wewnętrzne, które tajemniczy sposób dawały o sobie boleśnie znać właśnie w tym miejscu. Wychodziło na jaw, że osoby te nie odbyły pokuty za swoje dawne grzechy albo ukryły swe winy, nie chcąc ich w sobie uznać. Czuły się winne, ponieważ przerzucano na nich winę za wszystko, czyniąc je kozłami ofiarnymi. Ich pogarda do siebie samych była głęboko ukryta – jak nerki... Ponieważ nie pochyliły się w skrusze, pochylały się z powodu fizycznego bólu. Nie chcę przez to powiedzieć, że każdy, kto choruje na nerki lub podobne choroby wewnętrzne ma ukryty grzech albo nie odbytą skruchę za ten grzech – jednak z praktyki zauważyłem, że nierzadko schorzenia te miały związek ze złą postawą wobec swojego sumienia. Pewna kobieta, przygotowując komentarz do Liturgii Słowa Bożego, nagle uświadomiła sobie, że jej częste bóle w okolicach nerek doprowadziły ją do odkrycia dawno popełnionych grzechów, których nigdy tak naprawdę nie odżałowała w skrusze. I choć czyny, które na niej ciążyły, nie były popełnione jedynie z jej winy, podjęła za nie odpowiedzialność. Ponieważ nie rozmawiała z nikim na temat tamtych wydarzeń, nie potrafiła określić skali własnej odpowiedzialności i odpowiedzialności osób, które doprowadziły do tych grzechów. Efekt był taki, że całą winę wzięła na siebie i żyła w ukrytej autoagresji, przekonana, że za wszystko ponosi odpowiedzialność. Były to grzechy ciężkie, których nie potrafiła unieść, dlatego zepchnęła wszystko do podświadomości, głęboko, na pewno głębiej niż umiejscowione są nerki. Przez długi czas nie wyznawała swoich win, a kiedy już to uczyniła, nie przeżyła tego uczuciowo. Często łapały ją bóle, z powodu których aż zwijała się na podłodze swego pokoju. Kiedy pisała komentarze, przyszło do niej światło, aby odbyć pokutę.


Zobacz także
Irena Świerdzewska

Talent artysty bez talentu wiary może stworzyć arcydzieła, ale one nie będą prowadzić do modlitwy – a tego oczekujemy od sztuki sakralnej. Z kolei talent wiary bez talentu artysty może stworzyć pobożny kicz, co też nikogo do modlitwy nie pociągnie, może nawet wręcz przeciwnie. Więc jeśli te dwie rzeczy spotykają się ze sobą, a tak jest w przypadku Fra Angelica, powstają głębokie dzieła artystyczne i religijne zarazem, w sensie ducha, który tam jest zawarty.
– mówi bp. Michał Janocha w rozmowie z Ireną Świerdzewską.

 
Joanna Kozioł
Życie ludzi wierzących i niewierzących można porównać do posiadania różnych mieszkań. Człowiek, który nie wierzy, ma tylko jednopokojowe mieszkanie, budowane z doczesności. Mieszkanie człowieka wierzącego ma dwa pokoje, ale wierzący sądzą, że teraz mogą korzystać tylko z jednego pokoju. To nie jest prawda!...
 
O. Marian Zawada OCD
Spochmurniało nam niebo początku tysiąclecia. Kultura i cała rzeczywistość nasączona została czymś co nazwano postmodernizmem. Niewybredne sprzeciwy postmoderny skierowane przeciwko wszystkiemu co uporządkowane, posiew nicości i delektowanie się zepsuciem, znaczą nasz czas dotkliwie. Pustka ziejąca z głębi kultury i zamieszkująca coraz bardziej nonszalancko ludzkie serca, sprawia że człowiek - jak mówił Sartre - stał się pasją niepotrzebną. Sukcesy świętuje duch przewrotności, domagający się królowania miernoty i bezguścia...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS