MODLITWA, ANTYIDEOLOGIA
Ryzyko, na jakie naraża mnie taki tytuł, to że skusi mnie wejście do labiryntu, którego przekroczenie oznacza wędrówkę po zagmatwanych zaułkach pewnej myśli współczesnej. I znalezienie się w punkcie wyjścia: negacji Boga i, co z tego wynika, niemożliwości modlitwy.
Wolę odwołać się do badań już przeprowadzonych, ostrzegając jednak, że niezbyt mądre jest przyswajanie różnych filozofii jak drewna do spalenia, ignorując oczekiwania chowające się nawet w najbardziej radykalnych zaprzeczeniach. Martwi mnie przede wszystkim brak zainteresowania Bogiem. Jeśli "udaje się" taki brak zainteresowania. Ale wierzę, że nie.
Ograniczam się do wykazania, że ideologia - każda ideologia - umniejsza, uciska, dusi człowieka. Może właśnie dlatego chciałaby wymazać Boga z horyzontu świadomości i doświadczenia. Gdyby zlikwidować Boga, człowiekowi nie udałoby się istnieć i stawać się.
Co więcej, ograniczam się do skonstatowania jedynie tych najbardziej "żywych" i propagandowych ideologii: tych, które stanowią tło rozmów w kawiarniach, filmików telewizyjnych i reklam proszków do prania. (Czy są one tak liczne?).
Zabraniam sobie nazywać je. Jestem zdania, że rozpowszechniona mentalność - zgrabnie nam narzucana przez instytucje "konsensusu" - cenzuruje decydujące pytania, które dotyczą rdzenia naszej duszy. Skąd pochodzę? Dokąd zmierzam? Dlaczego jest istnienie, cierpienie, nikła i niepewna radość, umieranie? A co z grzechem, wolnością, poszukiwaniem prawdy: ostatecznej prawdy?
Ależ nie. Mamy twierdzić, że historia i żywot każdego człowieka triumfalnie postępują w stronę jasnej przyszłości. Ma nastać społeczeństwo doskonałe lub indywidualny dobrobyt. "Zło" to tylko system gospodarczy lub pot pod pachami czy nieświeży oddech. "Odkupienie" to będzie "rewolucja" lub dezodorant czy pasta do zębów. A "stan łaski" jest tuż za rogiem.
Mam wrażenie, że dziś "rewolucja" jest już mniej modna. Zadowalamy się codziennym rytmem naszego zaprogramowanego i ciągnącego się życia: bez żadnych wstrząsów, bez dramatów. Pensja zapewniona także na starość - a co później? - tylko odwracająca uwagę miałkość i przede wszystkim niepodzielnie panująca nuda. "Czas wolny" jako koszmar, przed którym nie ma ocalenia. Praca męczy. Męczy też zabawa i - można powiedzieć - życie.
Egoizm przyjmowany jest za świętość. Miotanie się, by gromadzić "rzeczy". I nie posiadanie już ani kawałka serca, który by drgał dla czegoś dobrego i pięknego. A przemoc spowodowana jest także przez brak zachwytu, wdzięczności, czułości…
Nie można powiedzieć, że obecnie ideologie już upadły. To pułapka. Także brak ideologii może być ideologią, bardziej podstępną od innych.
Zapomniałem sprecyzować, chociaż trochę, o czym jest mowa. Ideologia: zamknięty system interpretacji i zachowań, który pretenduje do bycia "naukowym" i narzuca się jako "wiara", nie może znieść "wyłamania", aby uznać jakieś połączenia. Aby na przykład uznać Boga. Czy, na przykład, autentyczną wolność. Wymaga, by człowiek był cały pogrążony w kontrastach społecznych czy w martwocie z powodu rezygnacji z zadawania pytań i śmiałości co do jakichś nowości. Zadawania pytań Bogu. Pytania go o rację. I ośmielania się na radykalną nowość transcendencji i wolnej zależności.
Modlitwa jest wyborem tego, kto odrzuca te ciasne i krępujące schematy. Pójściem pod prąd. Antykonformizmem. To pozwolenie na to, by człowiek był sobą, ze swoją zasadniczą strukturą, swoimi normami etycznymi, swoją ciekawością wobec wszystkiego, swoimi przeciwieństwami, swoją potrzebą miłosierdzia, pocieszenia i siły do dalszego życia.
Wyzwolić swoją fantazję. Naprawdę. W porządku najbardziej rygorystycznym i oryginalnym, jakim jest plan Boży.