logo
Środa, 24 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bony, Horacji, Jerzego, Fidelisa, Grzegorza – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Tomasz Wiścicki
Wszystkie nasze zdrady
Więź
 


W opowieściach ludzi, zwłaszcza ze środowisk artystycznych, ostatnio dość często pojawia się taka wizja małżeństwa, w której obie strony pozwalają drugiej stronie na inne mniej czy bardziej przelotne związki i wszystko jest w porządku. Czy w ten sposób da się żyć – bez poczucia bycia zdradzanym?
 
Widocznie da się tak żyć, tylko co to jest za życie? Przestrzeń małżeńska, rodzinna, może być otwarta – ale nie jest przepuszczalna. Jeśli ktoś w niej się pojawia z zewnątrz, dzieje się to na określonych przez obie strony warunkach, ten ktoś trzeci nie przepływa jako równoprawny członek takiego układu. Intymnych relacji z innymi osobami można nie nazywać zdradą, ale w takich związkach rozumienie bliskości i zaufania do siebie jest zupełnie inne od tych par czy małżeństw, które tego typu relacje nazwałyby zdradą, bo od siebie więcej wymagają i bardziej mogą na sobie polegać.
 
Ale zwolennicy takiej przepuszczalności powiedzą na to, że oni właśnie tak się umówili, w związku z czym mąż i żona mają oczywiście specjalne prawa, skoro są ze sobą przez wiele lat, a inne osoby pojawiają się tylko jako swego rodzaju “goście”.
 
Myślę, że to często jest racjonalizacja. Jest to rzeczywistość „bycia ze sobą”, gdzie – jak twierdzi współczesny socjolog Anthony Giddens – seks jest przedmiotem rozmów i negocjacji, a na pierwszy plan wysuwają się takie sformułowania, jak „zaangażowanie” i „bliskość”. Osoby tak żyjące nieraz mówią, że jedna osoba daje im poczucie bezpieczeństwa, a druga natchnienie, przeżycia, przygody i tak dalej. A ponieważ artysta nie może znaleźć jednej osoby, która dawałaby mu to wszystko razem, to skoro jego twórczość wyróżnia go spośród tłumu, daje sobie prawo do takiego przeżywania. Są tego typu związki i jeśli te osoby między sobą tak sobie zdefiniują wierność, to taka niewierność nie jest dla nich zdradą. Ale to jest kwestia języka i definicji, a zatem pozostaje pytanie o to, czym takie życie naprawdę jest, z jakimi obciążeniami i kosztami jest związane.
 
To znaczy, że nie można sobie zredefiniować zdrady? Czy zdrada jest rzeczywistością obiektywną, czy też następuje wtedy, kiedy ktoś się czuje zdradzany?
 
Nie, to musi być rzeczywistość wykraczająca poza subiektywne odczucie, skoro małżeństwo jest obopólną „umową”. Odstępstwo od tej umowy jest zdradą – obojętnie, czy ktoś ma poczucie tego, że zdradzał, i czy druga strona ma poczucie tego, że została zdradzona. Poczucie jest ważne, ale nie definiuje zdrady. Definiuje ją ta umowa, ale nie można zapominać o różnorakich uwarunkowaniach jej „sygnatariuszy”.
 
A czy można zdradzić współmałżonka, mówiąc brutalnie, nie idąc do łóżka z inną osobą?
 
Można. Seksualna zdrada to dla mężczyzny głównie niepewność: czy moje dzieci są na pewno moje? Kobiety natomiast bardziej się obawiają zdrady emocjonalnej ze strony mężczyzny. Łatwiej im wybaczyć jego jednorazowy „skok w bok”, niż zgodzić się na to, że w jego życiu jest również inna kobieta, której się zwierza, prowadzi z nią intymne rozmowy, nawet jeśli ich relacja jest platoniczna. Naukowcy twierdzą, że z dwojga złego kobiety wolą tę pierwszą możliwość, bo jeśli ich partnerowi nie wystarczy seks z drugą kobietą i zaangażuje się emocjonalnie, to wtedy część jego sił i pieniędzy pójdzie na utrzymanie innej kobiety, może także jej dzieci. Pamiętajmy, że kobieta jest bardziej wybredna od mężczyzny w szukaniu partnera na całe życie, i poszukuje takiego, który zapewni jej bezpieczeństwo i środki utrzymania, a w dodatku będzie do niej przywiązany. Potwierdzają to badania dotyczące wyboru partnera przeprowadzone w latach osiemdziesiątych z udziałem ponad dziesięciu tysięcy osób należących do 37 bardzo różnych kultur na wszystkich kontynentach.
 
Grzech czy niedojrzałość
 
W naszej rozmowie przewija się coś, co nazwałbym dwiema perspektywami patrzenia na zdradę. Z jednej strony jest perspektywa grzechu, winy, z drugiej – perspektywa psychologii. Ksiądz – w perspektywie winy – powie: “Nie zdradzajcie żon ani mężów, bo to grzech. A jeśli już wam się to przytrafi, idźcie do spowiedzi”. Natomiast psycholog nie będzie posługiwał się pojęciem winy, żeby nie traumatyzować swojego pacjenta, tylko będzie szukał przyczyn. Jak Ojciec, występujący w obu tych rolach, widzi wzajemną relację tych dwóch perspektyw?
 
W perspektywie teologicznej zdrada jest grzechem, ponieważ przynosi ze sobą zerwanie przymierza sakramentalnego i w konsekwencji cierpienie. Ale nazwanie zdrady grzechem jest równocześnie wezwaniem do naprawy jej skutków i możliwością otrzymania przebaczenia. Penitent w ten sposób przed Bogiem ocenia swoją postawę wobec współmałżonka. Terapeuta ma prawo zapytać pacjenta: “A czy pan uważa sprzeniewierzenie się zobowiązaniom małżeńskim za zdradę, czy nie?”, ale nie może za pacjenta nazwać zdrady grzechem i nie może go z niego rozgrzeszać.
 
A jeśli pacjent odpowie, że to nie była zdrada?
 
Wtedy terapeuta próbuje zrozumieć, jak on rozumie to, co zrobił, i czym dla niego jest wierność. W psychoterapii zasadą jest to, że pacjent ma się starać świadomie zrozumieć, co robi – poprzez eksplorację motywów swego postępowania. Terapeuta nie musi się z nim zgadzać co do moralnej oceny owego postępowania, nie może mu jednak narzucać własnej aksjologii – ale to nie znaczy, że nie ma pokazywać pacjentowi konsekwencji jego czynów. Ksiądz nazwie takie postępowanie grzechem, a terapeuta niedojrzałością emocjonalną.
 
To brzmi dużo lepiej. Można sobie z tym jakoś poradzić.
 
Ale to nawet dobrze, że coś z tym można zrobić.
 
Zobacz także
kl. Wojciech Olszewski SCJ

W pierwszych wiekach chrześcijaństwa, zanim zadomowił się zwyczaj rzymski związany z błogosławieństwem olejów w Wielki Czwartek przez biskupa, olej błogosławiono podczas Mszy Świętej i czynił to ksiądz. Korzystał z niego sam prezbiter podczas sakramentu, ale także wierni, którzy nieśli tenże pobłogosławiony olej do swoich domów. O takim przypadku wspomina Cezary z Arles, żyjący w VI wieku. Nie Komunia Święta jako wiatyk, ale namaszczenie chorych było ostatnim sakramentalnym pożegnaniem wiernego przez Kościół na ziemi. 

 

O sakramencie namaszczenia chorych, jego historii, obrzędach z nim związanych oraz o roli, jaką odgrywa w życiu chorego, z ks. Jarosławem Supersonem SAC rozmawia kl. Wojciech Olszewski SCJ

 
ks. Kazimierz Kubat SDS

Do dzisiaj człowiek jest "wspólnikiem" w akcie stwarzania, jest powołany do przekazywania życia, jest powołany do pomnażania dobroci stworzenia, do panowania nad światem, ale i do odpowiedzialności za świat. Jedną jedyną rzecz Bóg zastrzegł wyłącznie dla siebie, a mianowicie stanowienie o dobru i złu (Rdz 2,17).

 
ks. Maciej K. Kubiak
Kolejny penitent klęka przy konfesjonale. Wyznaje swoje grzechy, zaznaczając wcześniej, kiedy ostatni raz otrzymał rozgrzeszenie. Słysząc to, spokojnie pytam, dlaczego ostatnia spowiedź była tak dawno. Bo ja z tą dzisiejszą spowiedzią chodziłem od kilku lat... Każdy sakrament wymaga przygotowania. Dotyczy to także sakrament pokuty. Przygotowanie do niego opiera się na spełnieniu wszystkich pięciu warunków spowiedzi...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS