logo
Czwartek, 19 czerwca 2025 r.
imieniny:
Gerwazego, Protazego, Sylwii, Romualda – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Wszystko na jedną kartę
Któż jak Bóg
 
fot. Gift Habeshaw | Unsplash (cc)


Kiedy Adam Chmielowski, późniejszy święty Brat Albert, zdecydował się na wstąpienie do zakonu, jego przyjaciel, wybitny malarz Leon Wyczółkowski, stwierdził, że Chmielowski wykonał salto mortale.


Adam Chmielowski został zapamiętany jako święty Brat Albert, opiekun bezdomnych i ubogich w Krakowie, który stał się jednym z nich, by lepiej im służyć. Stworzone przez niego zgromadzenie albertynów do dziś idzie za przykładem ubóstwa swojego założyciela.

 

Droga Chmielowskiego do decyzji o radykalnym oddaniu się ubogim była bardzo długa. Życiowe salto mortale okazało się jego specjalnością. Leonowi Wyczółkowskiemu trudno było zrozumieć, dlaczego tak dobrze wykształcony, ceniony malarz rezygnuje z życia artysty dla jezuickiego nowicjatu. Wydaje się jednak, że nic tak nie leżało w naturze Chmielowskiego jak nagłe, ryzykowne decyzje.

 

Dudek

 

Z dzieciństwa Adam Chmielowski wspominał taką historię: „matka wyprawiła mnie do wuja mieszkającego na wsi. Pamiętam, że kiedy zajechałem przed dwór, wuj czekał już na ganku z dubeltówką w ręku (...): – Widzisz to pole zaraz za ogrodem? (...) raj dla kuropatw, kpem byś był, gdybyś wrócił z pustymi rękami”. Adaś wziął dubeltówkę i przez wiele godzin bezskutecznie usiłował coś upolować. Wreszcie jakaś kuropatwa wystawiła mu się na strzał na drzewie. Adaś ustrzelił ją ostatnim nabojem. Wuj był z pozoru bardzo dumny, ale chłopca niepokoił jego „osobliwy uśmieszek”. Kucharz przyrządził kuropatwę na wieczerzę. Była twarda, nieprzyjemnie pachniała, chłopiec jednak odkroił kęs i włożył do ust. Wtedy wszyscy wokół zaczęli klaskać i krzyczeć „Du! du! du! dudek!”. „Tak, ta kuropatwa ustrzelona na drzewie to był prosty dudek! – kończył anegdotę Brat Albert. – A ja byłem drugim dudkiem”. Podczas innego polowania proch rozsadził strzelbę chłopca. Środkowy palec wyrwał mu się ze stawów, a z uszkodzonej tętnicy popłynęło tyle krwi, że Adaś zemdlał. Po tym wypadku młodzieńcowi pozostało trwałe kalectwo.

 

Wychowywał się w atmosferze męskich wyzwań i przygód. Jako nastolatek, uczeń gimnazjum w Warszawie, razem z kolegami uczestniczył w patriotycznych manifestacjach. W czasie jednej z nich carscy żołnierze zastrzelili jego kolegę z klasy. Kiedy dwa lata później wybuchło powstanie styczniowe, niespełna 18-letni Adam Chmielowski entuzjastycznie zaciągnął się do powstańczego oddziału. Razem z kolegami uzbrojeni byli jedynie w grube kije, zgodnie ze strategią przypisywaną jednemu z młodych dowódców powstania: „kijami zdobędziemy karabiny, karabinami armaty, a armatami twierdzę Modlin i Warszawę”.

 

Powstańcze losy Chmielowskiego skończyły się amputacją nogi pogruchotanej rosyjskim granatem. Chmielowski trafił do chaty wiejskiej staruszki, która spytała, czy sprowadzić do rannego księdza. „Bardzo mi się ta myśl spodobała – wspominał Chmielowski. – Zaraz sobie wyobraziłem, jak to ładnie będzie; ten umierający powstaniec wśród lasów na chłopskim barłogu i staruszek kapucyn z długą, siwą brodą (...)”. Jakie było jego rozczarowanie, gdy ksiądz okazał się otyły, z czerwoną twarzą – z wyglądu całkiem nieuduchowiony. Chmielowski nie chciał nawet mówić z takim księdzem. „Taki wtedy człowiek był ślepy! (...) Strach pomyśleć, gdzie bym się obecnie znajdował, gdyby nie nieskończone miłosierdzie Boże!” – relacjonował po latach.

 

Depresja na Podolu

 

Wkrótce po powstaniu Adam musiał zmierzyć się z decyzją swoich prawnych opiekunów, którzy wysłali go na studia politechniczne do Gandawy. Zaraz jednak nastąpił kolejny nagły zwrot w życiu Chmielowskiego – młodzieniec zbuntował się, rzucił studia i przeniósł do Monachium na studia malarskie. Kolejne kilkanaście lat życia zdaje się go prowadzić do roli wybitnego malarza religijnego. Podczas prac nad słynnym „Ecce homo” Adam przeżył jednak następny zwrot i zdecydował się na wstąpienie do zakonu. Miał 36 lat i wydawało się, że przekreśla tą decyzją cały dotychczasowy dorobek życia. „Wiele myślałem, kto to jest ta królowa sztuka – i przyszedłem do przekonania, że jest to tylko wymysł ludzkiej wyobraźni, a raczej straszne widmo, które nam rzeczywistego Boga przysłania” – pisał do przyjaciółki, słynnej aktorki, Heleny Modrzejewskiej.

 

W liście tym widać już zapowiedź depresji, która za chwilę miała zaatakować przyszłego świętego. Na razie jednak z wielkim zapałem wstąpił do jezuickiego nowicjatu. Przejawem tego entuzjazmu była całkowita rezygnacja z papierosów, których dotąd palił ogromnie dużo. Po dwóch miesiącach złamał jednak postanowienie i wypalił papierosa. Była to kropla, która przelała czarę. Od lat gromadziły się w Chmielowskim przeżycia, które w końcu odbiły się na jego zdrowiu, wywołując silną depresję, objawiającą się m.in. okropnymi skrupułami. Wydawało mu się, że wspomnianym papierosem śmiertelnie obraził Boga. Podczas medytacji o śmierci podczas rekolekcji wpadł w zupełne odrętwienie. Opuścił nowicjat i po wielomiesięcznym pobycie w szpitalu psychiatrycznym trafił do rodziny na Podolu, gdzie jeszcze przez ponad pół roku cierpiał „chory na melancholię”.

 

Przełom

 

Pewnego dnia przyjechał tam w odwiedziny zaprzyjaźniony ksiądz. Adam nie uczestniczył w spotkaniu, siedział otępiały w sąsiednim pokoju. Rozmawiano głośno i zostawiono drzwi szeroko otwarte, aby słowa księdza o miłosierdziu Bożym dotarły do uszu nieszczęśnika. Wysiłki zdawały się daremne, ksiądz odjechał. Wieczorem Adam nagle kazał osiodłać konia. Udało mu się dognać księdza, porozmawiać z nim i przystąpić do spowiedzi. Kiedy wrócił do dworu, był już innym człowiekiem. Jeden z jego bratanków powiedział później, że wtedy „stryj przekroczył granicę Królestwa, które nie jest z tego świata”.

 

Adam Chmielowski wkrótce potem zapoznał się z regułą III zakonu św. Franciszka i jeździł po Podolu bryczką własnej konstrukcji, propagując idee tercjarstwa franciszkańskiego. Znowu jednak jego życie dotknęła gwałtowna zmiana: władze rosyjskie wydały ukaz, że przeciągu 24 godzin ma opuścić terytorium rosyjskie. Niedoszły jezuita musiał przenieść się do Krakowa. Tam rozpoczął się ostatni, najbardziej znany rozdział jego burzliwego życia – całkowite oddanie się krakowskim bezdomnym. Adam przyjechał tam już zupełnie gotowy do kolejnego radykalnego kroku...

 

Ignacy Masny
Któż jak Bóg 3/2025

 
Zobacz także
Marek Tomczyk OSPPE

Paschalne doświadczenie w życiu duchowym św. Matki Teresy z Kalkuty - Ta skromna i niepozorna zakonnica uczyła poszanowania dla nienarodzonych dzieci, ludzi żyjących w slumsach, biedaków z faveli, osób pozbawionych jakiejkolwiek pomocy ze strony zakładów ubezpieczeniowych czy służby zdrowia. Jej znakiem rozpoznawczym było biało-niebieskie sari i sylwetka pochylona nad ludźmi z peryferii sytych krajów i społeczeństw.

 
Barbara Chyrowicz SSpS
Kościół skutecznie zmieniali zawsze ci, którzy tkwiąc w nim i kochając go, nie bali się wytykać jego błędów. Zmieniali go nie sfrustrowani apostaci, lecz ci, którzy nie lekceważyli utartych dróg, ale jednocześnie wskazywali, że są inne, że nie trzeba się obawiać inności, bo do Boga wiedzie bardzo wiele dróg, także wewnątrz Kościoła. 
 
ks. Augustyn Kuczok SDS

Rozważając dziś te prawdy o świętości naszych sióstr i braci dostrzegamy, że byli to ludzie żywi, przyobleczeni każdy w swój własny garnitur temperamentu, cech dziedzicznych, charakteru. Ludzie podobni do nas. A jednak każdy odmienny. Trudno by nam było kroczyć skrupulatnie w ślady jednego z nich, tego przez nas wybranego. Bo każdy z nich jest inny, jak zresztą każdy z nas. Jedno ich jednak łączy i w jednym są do siebie podobni - w swym bezwzględnym szukaniu prawdy, Boga i człowieka.

 

___________________