logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Przemysław Bukowski SCJ
Wszystko zrozumieć to wszystko przebaczyć
Czas Serca
 
fot. Lina Trochez | Unsplash (cc)


Człowiek jest istotą, która w ciągu życia nieustannie się zmienia. Niektóre z tych zmian zachodzą w nim w jakimś sensie niezależnie od jego woli, inne wymagają aktywnego zaangażowania. Przekształcenia te dotyczą konkretnych postaci jego Ja. Mają one swój wyraz w Ja małego dziecka, następnie Ja ucznia, studenta, w końcu Ja pracownika, małżonka, rodzica itp. W tych wszystkich ekspozycjach Ja wyraża się aktualna tożsamość człowieka. Pomimo przeobrażeń ma on jednak świadomość, że pozostaje w nim coś niezmiennego. Jest to jakieś pierwotne źródłowe Ja, którego poszukiwanie i zrozumienie może stać się jego tęsknotą za własną głębią.

 

Pół życia temu

 

Kilka miesięcy temu uczestniczyłem w zjeździe absolwentów liceum, które miałem okazję ukończyć. Wydarzenie to było zorganizowane z okazji 70-lecia szkoły. Z różnych rejonów Polski i świata przybyło prawie 600 gości, dawnych uczniów. Najstarsi z obecnych na zjeździe pisali maturę w latach pięćdziesiątych minionego wieku. Zostali oni zresztą odznaczeni okolicznościowymi medalami. Mieliśmy okazję usłyszeć kuluarowe wspomnienia z tamtych lat. Najstarsi abiturienci byli ciekawi również doświadczeń młodszych potomków szkoły. Oczywiście ślady, jakie pozostawiły tamte lata w głowach nas wszystkich, były bardzo odmienne. Życie wyglądało przecież zupełnie inaczej w czasach powojennych czy też retrospekcjach tych, którzy dopiero co opuścili szkolne mury. Bez względu jednak na to, w których dekadach wychowankowie tworzyli społeczność liceum, łączyła ich wszystkich jedna wyczuwalna, chociaż niewyrażona werbalnie myśl. Dobrze było wrócić, by spotkać tych, z którymi dzieliło się kilka intensywnych lat własnej młodości. Dało się również odczuć, że każdy z rówieśników od czasu matury w pewnym sensie dojrzał. Nie chodzi tylko o to, że większość założyła własne rodziny, ukończyła studia, podjęła pracę i zmieniła miejsce zamieszkania. Wydawało się, że zbliża nas do siebie wzajemnie nie tylko to, że kiedyś chodziliśmy do jednej klasy, mieliśmy podobne pasje, ale również przepracowane z czasem w głowie to, co nas kiedyś dzieliło, to znaczy pewne antypatie czy przynależność do podgrupek, które w pewnym sensie wykluczały się obopólnie. Życie przyniosło wiele zmian. My wszyscy jakoś się zmieniliśmy. Modyfikacjom uległy również nasze wzajemne zapatrywania na siebie, odmienności, które kiedyś wyrażały naszą młodzieńczą tożsamość, nawet tą oportunistyczną wobec traktowanych bardziej szorstko kolegów i koleżanek. Można powiedzieć, że po wielu latach coś zaiskrzyło między nami. Jako klasa postanowiliśmy nawet po raz pierwszy od dwudziestu lat zorganizować zjazd całej naszej społeczności. Czy to się uda, czas pokaże. Jedno jest pewne, dystans czasowy, który dzieli nas od ukończenia szkoły, zniwelował w jakimś sensie te dystanse, które były między nami w latach wspólnej nauki.

 

Zbrodnia i kara

 

Jedną z miar dojrzałości człowieka jest jego świadomość własnych postaw. Dotyczą one zarówno autentyzmu wyrazu osobistych przekonań, jak i umiejętności rozumienia drugiego. Jedno i drugie wzajemnie się zresztą warunkują. Ktoś, kto potrafi bardziej słuchać wyznań innego, niż go oskarżać, w jakiś sposób życzliwiej spogląda w lustro niż ten, kto nie odkrywa potrzeby rozumienia drugiego, ma za to silne przeświadczenie o słuszności przerobienia go na swoje podobieństwo. Wiedza o wzajemnej inności potrafi zbliżać, ale potrafi też budować obustronne mury. Zresztą bliskość zawsze zakłada odległość. Bez świadomości tej ostatniej nie można stworzyć żadnej więzi. Być może wszystko zależy zatem od tego, jak wiele się rozumie, to znaczy jak bardzo chce się zrozumieć inny punkt widzenia. Wydalona z ojczyzny przez Napoleona Bonapartego francuska publicystka Anne-Louise Germaine Necker, znana jako Madame de Staël, jest autorką myśli: „Wszystko zrozumieć to wszystko przebaczyć”. Być może właśnie na tym polega niemal boska sztuka wybaczania, że trzeba wiedzieć więcej, by chcieć pokochać, to znaczy więcej odpuścić. Kto nie potrafi i nie chce rozumieć, częściej rzuca kamieniami. Święty Jan notuje w swojej ewangelii scenę, w której faryzeusze i uczeni w Piśmie przyprowadzają do Jezusa kobietę przyłapaną na gorącym uczynku. Według ich prawa zasługuje ona na ukamienowanie. Znamienne w tym opisie jest to, że nikt poza Jezusem z nią nie rozmawia. Adwersarze kierują pytania wyłącznie do Niego. Czytamy: „A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: «Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień». I powtórnie nachyliwszy się, pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. Wówczas Jezus podniósłszy się, rzekł do niej: «Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?». A ona odrzekła: «Nikt, Panie!». Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie grzesz!»” (J 8,5-11). Rozmowa Jezusa z oskarżycielami kobiety kończy się w momencie, gdy Ten stawia ich w pewien sposób w sytuacji obwinianej niewiasty. Okazuje się, że spojrzenie we własne sumienie może zmienić postawę wobec drugiego. Człowiek, który zaczyna głębiej schodzić w siebie, nabywa pokory względem win cudzych.

 

Zdrowi pacjenci

 

Albert Camus żywił przekonanie, że w jakimś sensie każdy z nas jest winny wobec drugiego. Że było mu obojętne, kiedy tamten prosił o pomoc. Że forował pochlebców, a wykluczał nonkonformistów. Że nie reagował, gdy ktoś obok czynił zło. Świat win jest ludzkim światem. Przestrzenią obecności winy jest wolność człowieka. Nie ma winy w sytuacji zniewolenia. Być może jest wówczas wyrządzona krzywda, ale nie ma winy. Gdzie jest wina, możliwe jest jednak również uniewinnienie. Polega ono na przebaczeniu winy, to znaczy świadomości, że winowajcy jestem coś winny. François de La Rochefoucauld uważał, że „kłótnie nie trwałyby długo, gdyby wina leżała tylko po jednej stronie”. Istnieje powiedzenie, że największa wina jest w tym, kto nie chce słuchać prawdy. Kto nie chce słuchać, nie usłyszy. Tak jak ten, kto nie chce widzieć, nie zobaczy. Autor Księgi Psalmów notuje: „Mają usta, ale nie mówią, mają oczy, ale nie widzą. Mają uszy, ale nie słyszą; i nie ma oddechu w ich ustach” (Ps 135,16-17). Człowiek ma usta, oczy i uszy, ale może się przecież tak zachowywać, jakby był niewidomy i głuchoniemy. Czy oponenci kobiety pochwyconej na grzechu nie przyjęli właśnie takiej postawy? Widzieli jej grzech, potrafili go nazwać i wypowiedzieć, a nawet oczekiwali na odpowiedź Jezusa. Ten w końcu przemówił i w ten sposób otworzył ich oczy i jednocześnie zamknął usta. Możemy się tylko domyślać, że ci, którzy innym kazali się wstydzić, sami odeszli zawstydzeni. Bo zabrakło im empatii, czyli czułego zrozumienia. Uniewinniają jedynie ci, którzy potrafią milczeć, żeby słuchać, a przez to innym otwierają oczy na prawdę drugiego. Im większa jest ta prawda, tym szerzej otwarte na nią oczy. Dlatego mało potrafi wybaczyć ten, komu tylko wydaje się, że wiele widział i wszystko zrozumiał. Wszystko zrozumieć, to znaczy pozwolić drugiemu być może również na wstyd, by samemu wziąć go później na własne plecy.

 

Wskrzesić Ikara

 

Modne się stało ostatnio hasło, którego twórcą jest Mahatma Gandhi. Głosi ono: „Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie”. Być może w tym tkwi sedno, że aby samemu dojrzeć, potrzeba słuchać innych, bez względu na to, ile mają lat i przeżytych doświadczeń na karku. Świat sam się nie zmienia, to my zmieniamy w nim siebie. Jaka będzie ta zmiana, zależy od nas. Czy dokona w nas wzajemnego zrozumienia, czy może doprowadzi do końca istniejącego świata, to kwestia naszych wzajemnych postaw, w tym cierpliwości lub jej braku, by usłyszeć cudze winy i w tym wyznaniu przyjąć własne braki. Rzecz w tym, czy przybliżymy innym nieba, czy w obawie przed dekonspiracją swoich lęków podcinamy im skrzydła. Gra idzie o wielką sprawę. Może dlatego warto zechcieć więcej zrozumieć, by przez to na nowo zacząć budować w górę, a nie w dół. Z góry nie tylko lepiej widać. Tam oswajają się także nasze lęki, nie tylko te wysokościowe.

 

ks. Przemysław Bukowski SCJ
Czas Serca nr 162

 
Zobacz także
Elżbieta Tąta
Rozdarta jestem, bo tyle wyborów, które przecież wyborami nie są, a koniecznością odrzucenia tego, czy innego rozwiązania, tej lub innej alternatywy, szukaniem priorytetu, motaniem się w niepewności, ciągłym szukaniem nie tylko siebie. Już nie raz zdarzyło mi się wstać rano z ogromnym pragnieniem, by nagle gdzieś się zaszyć, zapaść pod ziemię, bo właściwie i tak mnie jest... za mało, nie potrafię pojawić się wszędzie tam, gdzie rzeczywiści muszę, a grafik pełen miejsc, osób, wydarzeń. Jestem tylko człowiekiem...
 
ks. Mieczysław Piotrowski TChr.

Historycy stwierdzają, że w tych latach, kiedy narodził się Jezus, miało miejsce szczególnie żywe, powszechne oczekiwanie na największe wydarzenie w historii świata. Dla Narodu Wybranego miało to być przyjście mesjasza, a dla ludów pogańskich – narodzenie władcy świata. Wszyscy byli przekonani, że zdarzy się to w Judei w 7–6 roku przed Chrystusem.

 
Wilfrid Stinissen OCD
Być świętym to po prostu być tym, kim z racji stworzenia powinno się być. Nie być świętym jest wbrew naturze. Być świętym znaczy być "całym", jednolitym, uczynionym jedną całością. Jesteśmy cali, pełni, kiedy istnieje jedność i harmonia między różnymi poziomami naszej istoty, gdy życie wewnętrzne rozkwita i odsłania swój blask na zewnątrz. Bycie pełnym człowiekiem nie polega tylko na uporządkowaniu zewnętrznej warstwy naszej osobowości, ale przede wszystkim na odkryciu głębi naszej istoty i pozwoleniu, aby ona wyłaniała się i wypełniała nas całych.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS