Wydzielając Jezusowi odrobinę czasu na rutynowy pacierz, poświęcając Mu może kilka myśli, lecz zarazem zważając na to, by „nie zaszkodziły” one „ważniejszym” sprawom w moim życiu – przytrzymuję Go wraz z moim zbawieniem przy drzwiach mojego serca. On nie wejdzie do środka, jeżeli nie zostanie zaproszony.
Nie wierzę w przypadek. To znaczy uważam, że przypadek to inna nazwa na działanie Pana Boga albo czegoś więcej, co przekracza zdolności pojmowania naszego rozum. Używamy tego pojęcia, gdy nie umiemy zachodzących zdarzeń zrozumieć i wytłumaczyć. Czasami ten "przypadek" jest zastanawiający, daje nam do myślenia.
– mówi podróżnik Marek Kamiński w rozmowie z Joanną Świątkiewicz
Starość jest obecnie modna. Dużo się o niej mówi, pisze, dyskutuje. Jest to temat powszechny w debacie publicznej, podejmowany w publikacjach naukowych, stanowi pole zainteresowania polityków, instytucji państwowych, dziennikarzy. Jednocześnie coraz częściej zauważamy zjawisko zachłyśnięcia się młodością, coraz śmielej możemy mówić o kulcie młodości, obowiązku jej uwypuklania we wszystkich formach komunikacji społecznej.
Święty Jan Paweł II często dawał wyraz tej nadziei, że Matka Najświętsza okaże się wielką Promotorką zjednoczenia rozdzielonych chrześcijan. Szczególnie obszernie rozwinął ten temat w encyklice Redemptoris Mater, opublikowanej 25 marca 1987 r. Rzecz jasna, autentycznego ekumenizmu nie będzie tam, gdzie ludzie ośmieliliby się przy prawdach Bożych majsterkować.
Czystość wyraża się dzisiaj najpierw w przyjęciu siebie jako mężczyzny czy jako kobiety oraz uznaniu własnej seksualności jako Bożego daru, jako bogactwa. Dotyczy to zarówno małżonków, jak i żyjących w celibacie. Brak akceptacji własnej kobiecości lub męskości jest pewną formą buntu człowieka przeciwko Bogu jako swojemu Stwórcy. Czystość domaga się rezygnacji z fałszowania własnej męskości lub kobiecości.
Spotkałem w życiu wielu ludzi, którzy nie wzięli na serio Chrystusowej przypowieści o kąkolu. Wielokrotnie zastanawiałem się, dlaczego to pouczenie tak często jest lekceważone lub wypaczane. Jedni marzą o czystym łanie pszenicy, szukając go tu na ziemi. Niepoprawni idealiści, którzy mimo rozczarowań ciągle chcą znaleźć wspólnotę złożoną wyłącznie z ludzi dobrych.
Nie szata zdobi człowieka. Ani mury, ani struktury. Prawdą jest, ze musimy mieć bliską relację z Bogiem. Akcentuję „musimy”, bo bez intymności z Bogiem życie konsekrowane nie ma po prostu sensu i prowadzi raczej do dewiacji i patologii niż do uświęcenia i naśladowania Jezusa.
Z o. Cyprianem Morycem, bernardynem, doktorem historii sztuki na KUL i opiekunem wspólnoty „Jezus Żyje” działającej przy Uniwersytecie Marie Curie-Skłodowskiej w Lublinie, rozmawia Artur Rychta OCD
Druga część Apokalipsy św. Jana (rozdz. 4-21) zawiera opis kosmicznej walki między Bogiem, Barankiem i ich zwolennikami, a siłami zła. Ta walka okupiona jest cierpieniami niewinnych. W jej wyniku zostaje przelana krew tych, którzy opowiedzieli się po stronie Boga, a świat jaki znamy, zostaje zniszczony. W ramach tej wielkiej wizji, w rozdziale 6 (wersety 1-8) pojawiają się czterej jeźdźcy apokalipsy, tajemnicze istoty, które mają wyruszyć na koniach przed Sądem Ostatecznym.
Za każdym razem, gdy Kościół wynosi do chwały ołtarzy nowych świętych, wielu komentatorów zastanawia się nad aktualnością owych niebieskich bohaterów w kontekście czasów współczesnych. O ile pytania te są uzasadnione w odniesieniu do wielu postaci z historii Kościoła, których życie mniej lub bardziej może inspirować ludzi w danym okresie, to są jednak tacy, których świadectwo jest zdecydowanie ponadczasowe.
Przygotowanie do bierzmowania staje się często powodem do przyswajania sobie wiedzy katechizmowej. W wielu parafiach czy szkołach młodzież przepytywana jest z książeczki zawierającej kilkaset pytań, które należy „zaliczyć”, żeby zostać dopuszczonym do sakramentu. Ale czy tego rzeczywiście młody chrześcijanin potrzebuje?
Jak większość ludzi, nie rozumiałam, że Bóg mógłby kochać właśnie mnie – w depresji i poplątaniu, których tak bardzo się wstydziłam. A ponieważ nie rozumiałam, ciężko było mi w to uwierzyć – pisze Daphne K., żona alkoholika.
Taki mój wizerunek zasugerowały media, donosząc, że muzycy rockowi w pewnym momencie radykalnie się nawrócili. Tymczasem my jesteśmy bardzo słabi i biada nam, jeślibyśmy uwierzyli we własną moc, a co więcej, mieli pokusę nazywać swoją muzykę chrześcijańską po to, żeby nas zauważać i doceniać – mówi Robert Friedrich Litza.