To jest taki paradoks modlitwy, adoracji, bycia i trwania przy Jezusie i dla Niego. Po pierwsze dając wtedy siebie, jeszcze więcej otrzymujemy. Bóg oczyszcza nasze serca, umacnia je, by bardziej być dla innych. A więc adorując, i słuchając Jezusa zmienia się nasze patrzenie na świat, na rzeczywistość. Zaczynamy patrzeć tak jak On. Tak klarownie i przejrzyście, a jednocześnie z miłością i miłosierdziem wobec drugiego człowieka.
Nie znamy rodowodu idei wolności. Nawet o to nie pytamy. Toczymy spory z przeciwnikami wolności, ale do początków nie sięgamy. Myślę, że jest w tym jakiś brak - znak ciasnoty naszych horyzontów myślowych. Aby wyjść poza ów brak, proponuję "wmyśleć się" w najgłębszy sens pytania "skąd wolność?" i "zarazić się" tkwiącym w nim niepokojem. Bo pytanie wyrasta z niepokoju.