To nie był spokojny wieczór. Jezus wiedział, że od kilku dni Żydzi, Jego współwyznawcy, chcieli Go zabić. Bezpośrednią przyczyną miało być oskarżenie o bluźnierstwo. Że On, będąc człowiekiem, Boga nazywał Ojcem, a przez to czynił się Mu równym. Atmosfera gęstniała od kilku dni. Zamiary dojrzewały. Gdy na szczęść dni przed Paschą był w Betanii, arcykapłani już dawno zdecydowali o zabiciu Jezusa. I On miał tego świadomość, gdy mówił, że Maria namaściła Go na pogrzeb.
Zacznijmy od końca przypowieści o robotnikach w winnicy (Mt 20, 1-16). Zapytajmy, co tak zeźliło owych mężczyzn, którzy najdłużej pracowali w winnicy? Skąd to niezadowolenie i oburzenie? Czy ich powodem była niesprawiedliwość właściciela winnicy? Nie, ponieważ on umówił się z nimi o denara, a oni przystali na te warunki. I tyleż otrzymali. Gospodarz ich nie oszukał, ani nie naciągnął. Mimo to, z jednej strony, robotnicy zarzucili mu, że wszystkich potraktował tak samo. Z drugiej, że nie tak samo, bo nie uwzględnił ich znoju i poświęcenia. Dlatego poczuli się oszukani. Uważali, że właściciel jest im coś winien. O co więc poszło?