logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Costanza Miriano
Wyjdź za mąż i poddaj się. Ekstremalne przeżycia dla nieustraszonych kobiet
Wydawnictwo Esprit
 


To do kobiet należy – jest to wpisane w ich naturę – przyjęcie życia i pomaganie najbliższym, każdego dnia. Także wtedy, kiedy pokój dzieci po popołudniowych zabawach wygląda tak, że ma się ochotę walić głową w ich biurko… 
 
W tym zbiorze oryginalnych, błyskotliwych, ironicznych i rozśmieszających do łez listów Costanza Miriano pisze o miłości, małżeństwie i rodzinie. Żartobliwy styl, którym się posługuje, może przekonać i skłonić do przemyśleń nawet najbardziej opornych.
 
 

Wydawca: Esprit
Rok wydania: 2013
ISBN: 978-83-63621-42-1
Rodzaj okładki: Miękka
Ilość stron: 220

 
Kup tą książkę  
 
   

 
Marco, czyli Break on through to the other side

Drogi Marco,
jesteś żywym dowodem na to, że hipoteza filmu Kiedy Harry poznał Sally – kobieta i mężczyzna nie mogą być po prostu przyjaciółmi, ponieważ prędzej czy później pojawi się między nimi seks – jest błędna. Zdarza się to, prawdę mówiąc, rzadko. Ale ty naprawdę jesteś przyjacielem, takim życzliwym i otwartym, bez którego nie można się obejść, jak szkolny kolega przy kości, któremu powierzało się największe sercowe tajemnice (zresztą, oświadczam, że jako kobieta czuję się urażona tym, że nigdy – ­ani razu? – nie złapałeś się na kudłatych myślach o mnie).

W zamian za szczerą życzliwość i dyskrecję dajesz mi cenny towar w postaci męskiego spojrzenia na pewne sprawy, które jest jak echo z innej planety, ślad życia w odległej galaktyce.

Można cię zapytać o opinię mężczyzn na temat naszych ud, fryzur czy kroju spódnicy, czyli kwestii, którymi inni przedstawiciele twojego gatunku są zupełnie niezainteresowani, o ile w danym momencie nie zamierzają zapoznać się bliżej z którymś z tych elementów.

Co więcej, potrafisz z heroicznym poświęceniem prowadzić rozmowy o tonie głosu, którym ktoś się do mnie zwrócił. Jesteś męczennikiem przyjaźni, słuchałeś mnie godzinami podczas moich wybuchów zazdrości. Analizujesz gruntownie razem ze mną różne naprawdę nieistotne sprawy, które inni mężczyźni skwitowaliby popukaniem się w czoło. Wolisz nawet rozmawiać ze mną lub z inną z tłumu twoich koleżanek, niż wydawać nieartykułowane dźwięki, oglądając pierwszy lepszy mecz jakiejkolwiek dyscypliny sportowej, w której okrągły przedmiot przemieszcza się w dowolnym kierunku.

A także – ten argument pomoże mi uzasadnić twoją kanonizację - praktycznie nigdy się nie obrażasz.

Z tych powodów, jak również dlatego, że naprawdę cię lubię (chyba dawno ci tego nie mówiłam), pytam cię po raz setny: dlaczego się z Chiarą nie pobierzecie?

Prawdopodobnie dlatego, że jesteście ze sobą od niepamiętnych czasów, a jako że nie jesteście wierzący, nie potrzebujecie błogosławieństwa Boga, który dla was nie istnieje, czy też legalizacji związku wobec państwa, gdyż nie ma to dla was znaczenia.

Poza tym, niezależnie od rzekomo poważnych dyskusji o niezalegalizowanych związkach, doskonale wiecie, że niezamężni są w wielu dziedzinach faworyzowani. Na przykład z powodów dla zwykłego śmiertelnika naprawdę niepojętych jeśli osoby żyjące bez ślubu mają dzieci, to nie sumując swoich dochodów, mogą w o wiele skuteczniejszy sposób niż małżeństwa starać się o otrzymanie zasiłków rodzinnych (zwróćcie uwagę na tę przewrotną nazwę). 

Z tymi argumentami trudno dyskutować, dlatego ilekroć ktoś je przywołuje, ja – tak jak ktoś tracący grunt pod nogami –przechodzę do ataku. Mówię wtedy: jesteś tchórzem, dzieckiem, mięczakiem.
 
Nie wystarczy być przyjacielem od serca wielu osób, w tym tej jednej, tak cudownej i nietypowej jak ja. Zasługujesz na to, by być dla kogoś wszystkim, potrafiłbyś zrobić to w sposób naprawdę wyjątkowy. Ponieważ, powiedzmy to sobie szczerze, masz wiele talentów. Uznałam jednak, że nie będę ich wymieniać, ponieważ czasem budzi się we mnie "mama vintage" i jak prawdziwa mama z dawnych czasów uważam za najważniejszy, podstawowy cel mojej misji podkreślenie przede wszystkim tego, co można by poprawić. Pomyśl o moich biednych dzieciach. One nie mogą się ode mnie uwolnić, a Ty możesz po prostu uznać moje rady za przejaw życzliwości: to znaczy, że naprawdę cię lubię.

Twoja przyjaciółka innej rasy,
C.
 
Ilekroć widzę niezdecydowanego ojca zmagającego się z despotycznym czterolatkiem, który kategorycznie wyraża chęć pobawienia się w jakąś zbyt niebezpieczną w jego wieku zabawę, wybuchając nieopanowaną złością, gdy widzę tego ojca, rzekomą głowę rodziny, wdającego się w negocjacje i błagającego malucha o zgodę na zrezygnowanie z zabawy w zamian za kolejne siedem kolejek na różowym słoniku, zadaję sobie pytanie, co się stało z ojcami.
 
Zastanawiam się nad tym, kiedy widzę dorosłych mężczyzn maltretowanych przez dzieci, czasem kopanych, często wyzywanych, niereagujących w żaden sposób.
 
Zastanawiam się nad tym, kiedy widzę dzieci, które świadomie ignorują wołanie rodziców, krzyczących "Matteooo!" po raz dwudziesty, próbujących sprawić, by ta dzika bestia wyszła w końcu z basenu, a kiedy rozkoszny Matteo ostatecznie zdecyduje się usłuchać, oni nawet nie pofatygują się, by wrzucić do najbliższego zbiornika z wodą jego konsoli do gier, w ramach zwyczajnego przypomnienia, kto tu rządzi. Zastanawiam się nad tym, obserwując zadziwienie malujące się na twarzach ludzi spod sąsiedniego plażowego parasola na widok naszych, normalnych dzieci, które słuchają rodziców, nie zawsze z wielką chęcią i uśmiechem, ale przynajmniej reagują na docierające do nich bodźce.
 
Zastanawiam się, kto – bo przecież nie ten wystraszony ojciec – opowie dzieciom o odwadze, o honorze. Kto poczyta im Serce Amicisa albo Chłopców z Placu Broni, kto opowie im o Nemeczku, który oddał życie, by nie zdradzić swoich wartości.
 
Nie wiem, jak będą dorastać moje dzieci, prawdopodobnie mniej więcej przeciętnie, już dawno zdecydowałam, że nie zamierzam mieć w domu jakichś szczególnych "zjawisk", genialnych czy wyjątkowych dzieci, ponieważ celem życia jest życie wieczne, a nie nagroda Nobla czy tym bardziej osiągnięcie "sukcesu". Może otworzą sklep metalowy, i dobrze (oby tylko nie nazywał się "Nie tylko śrubki", co brzmi smutno, albo "Butik podkładek", pretensjonalnie). Tak czy inaczej jeśli ja, albo tym bardziej ich ojciec, mówimy: "Idziemy", po prostu idziemy, a nie dyskutujemy na ten temat przez długie godziny.
 
"Jak wy to robicie?" – pytano mnie nieraz. Nie wiem. On mówi: "Liczę do trzech", ale nigdy nie doszedł do trzech, więc nie wiem, co by się wtedy stało. Po prostu dzieci wiedzą, że nie mamy wielu pomysłów, ale za to te, które już mamy, są dla nich jasne i konkretne; nie konsultujemy się z nimi w kwestii każdej decyzji, a poza tym zyskaliśmy sobie wiarygodność, również dzięki pewnym symbolicznym, karom, a przede wszystkim dzięki dużej, dużej ilości spędzonego z nimi czasu.
 
Ponieważ nie da się zyskać posłuchu u dzieci, leżąc jednocześnie na leżaku pod parasolem; nie można zostać usłyszanym, nie wykazując dobrej woli i poświęcenia, chyba że za pomocą przemocy, ale ta nie wchodzi w grę.
 
Jedną z podstawowych zasad życiowych – jesteś tym, co robisz – dość łatwo zweryfikować w odniesieniu do dzieci, ponieważ one wprowadzają w życie to, co widzą, a nie to, o czym ktoś im mówi. Słuchają oczami. Ja na przykład potrafię przedstawiać dzieciom w wyczerpujący sposób, dlaczego tak ważne jest, by grzecznie jeść, tyle że niestety robię to zwykle z buzią pełną sera; podjadam podczas gotowania, a im odmawiam przekąski. I proszę, co za zbieg okoliczności, nie rozumiem dlaczego, ale właśnie temat jedzenia jest w naszym domu przedmiotem ciągłych dyskusji.
 
Z tego samego powodu nie ma sensu wystawiać dzieciom oficjalnych zaświadczeń o tym, jak bardzo je szanujemy, jeśli później krytykujemy je na każdym kroku; nie ma szans, by zadziałało, jeśli krzykniesz do dziecka: "Nie krzycz!". Nie można też przy wtórze klapsów uczyć dziecka, by nie biło innych dzieci.
 
Autorytet wynika z szacunku, a ja jestem obdarzona w tej dziedzinie szczególnym charyzmatem. Za każdym razem, gdy wydaję w domu oficjalne oświadczenie, na przykład: "Za trzy minuty wszyscy przy drzwiach, w butach i kurtkach", w momencie gdy upływa ustalony czas, ktoś leży wyciągnięty na kanapie, coś podjadając, ktoś czesze lalkę Barbie, ktoś słucha muzyki, ktoś właśnie zamierza zakończyć własnoręczny przegląd swoich dziurek w nosie. W takich chwilach postanawiam kandydować w najbliższych wyborach prezydenckich, uznając, że potrafię pociągnąć za sobą tłumy. Na szczęście z ich tatą tak to nie działa. Jeśli on mówi, słuchają.
 
Sądzę, że to przede wszystkim ojcowie muszą zawalczyć, z determinacją i zaangażowaniem, o swoją pozycje. W tym przypadku odpowiedzialność nie spoczywa przede wszystkim na kobietach, ale na ich towarzyszach.
 
Współcześni ojcowie muszą zakasać rękawy i znów stać się wcieleniem zasad.
 
Ojciec może być nadzwyczajnym koniem Zorra na łące, może walczyć na miecze świetlne, pozwalać się czesać przez przyszłych fryzjerów, może także zabijać pająki, łapać strachy, przygotowywać pyszne podwieczorki na bazie niezdrowych tłuszczy. Ale przede wszystkim – zamiast wyrażać ubolewanie, że nie może karmić piersią, co słyszałam od więcej niż jednego ojca – musi prowadzić, wskazywać drogę, dawać ogólne rozeznanie, codziennie pomagać we wprowadzaniu w życie zasad, ustalać granice, dawać poczucie bezpieczeństwa.
 
Może szukać wspólnoty celów i decyzji, zwłaszcza gdy dzieci dorastają, ale musi też umieć narzucić swoje zdanie, gdy zachodzi taka potrzeba. Ponieważ nie istnieje na świecie dziecko, które na pytanie: "Co powiesz, Andreuccio, na to, żebyśmy odrobili zadanie domowe?", odpowiedziałoby "Tak, chętnie"; nie odpowie tak również na pytania: "Jak myślisz, czy pójdziemy teraz do domu?", kiedy przekrzykuje się z innymi dziećmi, grając w berka, czy "Andreuccio, czy według ciebie już pora iść spać?", kiedy jest akurat czymś zajęte, choćby szukaniem szpar między płytkami w łazience, ponieważ dla dziecka w porze dobranocki wszystko jest lepsze od pójścia spać.
 
A jednak często słyszę, jak rodzice pytają swoje dzieci o zdanie w kwestii wskazówek, których sami powinni im udzielać.
 
Wynika to z pewnej podstawowej idei, która, zaproponowana w okresie oświecenia, przeważyła nad innymi, stając się powszechnie obowiązującą: idei mówiącej o fundamentalnej dobroci człowieka. Skoro zakładasz, że ta istotka, która stoi przed tobą, w odpowiednich okolicznościach będzie potrafiła odnaleźć w sobie motywację i siłę, by wybierać zawsze tylko dobro, to do czego miałby służyć jej autorytet? Ludzkość byłaby przecież zawsze doskonale zdyscyplinowana.
 
Jeśli wierzycie w samodyscyplinę, spróbujcie zaserwować na przyjęciu dla sześciolatków danie z surowych jarzyn, stawiając obok talerz ze słodziutkimi cukierkami złożonymi z samych sztucznych barwników; spróbujcie powiedzieć, stojąc przed koszem z zabawkami: "Ustawcie się w kolejce i bierzcie po jednej, pamiętając, że za wami czekają jeszcze inne dzieci"; spróbujcie powiedzieć: "Wyłącz PlayStation, kiedy uznasz, że dobrze byłoby poświęcić trochę czasu na tę piękną parafrazę Eneidy".
 
Ten, kto opracował podobne teorie, nie widział nigdy dzieci, które wydrapują sobie nawzajem oczy, żeby przejąć czyjś samochodzik, który, ponieważ jest większy i bardziej błyszczący, koniecznie musi stać się ich zdobyczą. Nie widział nigdy słodkich jasnowłosych dziewczynek, które gryząc się nawzajem, wyrywają sobie pluszowego kotka. Nie widział nigdy chłopców, którzy smucą się, chociaż zostali zasypani prezentami, ponieważ ich brat dostał coś "fajniejszego".
 
Ten ktoś widocznie nie patrzył przenikliwie również na dorosłych, którzy – i to nie jest jeszcze najgorsze – od rana do wieczora walczą z własnymi złymi skłonnościami, starając się choć tego jednego dnia być porządnym człowiekiem, a nieraz zakładają maski, które mają mniej więcej zakryć to kłębowisko żmij, które w sobie noszą.  

Zobacz także
ks. bp Konrad Krajewski
Kiedy Ojciec Święty nominował mnie Jałmużnikiem Papieskim, powiedział: „Sprzedaj biurko, nie chcę cię widzieć na Watykanie. Idź i szukaj biednych, bo to jest Jezus. To jest czysta Ewangelia: «Byłem nagi, byłem w więzieniu, byłem chory…». I powiem ci, jak masz ich szukać”. A potem w kolejnych dniach dodawał mi „instrukcję obsługi” jałmużnika.
 
o. Wojciech Jędrzejewski OP
Na czym opieramy nadzieję na zbawienie? Wiele osób cieszy się z przezwyciężenia poważnej choroby, gdyż będzie czas, aby odpokutować za grzechy. Czy śmierć i Zmartwychwstanie Jezusa nie mają dla nas żadnego znaczenia, a tym, co jedynie się liczy w perspektywie wieczności, są nasze dobre uczynki?
 
Bp Jan Szkodoń
Zapis czatu z ks. bp. Janem Szkodoniem
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS