logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Costanza Miriano
Wyjdź za mąż i poddaj się. Ekstremalne przeżycia dla nieustraszonych kobiet
Wydawnictwo Esprit
 


To do kobiet należy – jest to wpisane w ich naturę – przyjęcie życia i pomaganie najbliższym, każdego dnia. Także wtedy, kiedy pokój dzieci po popołudniowych zabawach wygląda tak, że ma się ochotę walić głową w ich biurko… 
 
W tym zbiorze oryginalnych, błyskotliwych, ironicznych i rozśmieszających do łez listów Costanza Miriano pisze o miłości, małżeństwie i rodzinie. Żartobliwy styl, którym się posługuje, może przekonać i skłonić do przemyśleń nawet najbardziej opornych.
 
 

Wydawca: Esprit
Rok wydania: 2013
ISBN: 978-83-63621-42-1
Rodzaj okładki: Miękka
Ilość stron: 220

 
Kup tą książkę  
 
   

 
Margherita, czyli ten, kto się poddaje, rządzi światem


Droga Margherito,
obiecałam sobie, że przyjdę na twoje wesele z pięknym listem, a tak się złożyło, że zostałam twoim świadkiem, znalazłam się wśród pierwszych osób w kolejce do życzeń, a więc nadeszła chwila, by piekielnie dobrze wypaść, by być dobrze przygotowaną. Chociaż na twoim ślubie… Na własnym wystąpiłam co prawda wspaniale przygotowana duchowo, ale za to (nie)uczesana i umalowana jak na co dzień – poza białym cieniem do powiek, do kupna którego zmusiła mnie moja siostra –spóźniona, gdyż dwie godziny wcześniej poszłam pobiegać, i w napadzie nieopanowanego śmiechu i dobrego humoru, przez który nie wyszłam zbyt korzystnie na tych kilku zdjęciach zrobionych w ostatniej chwili przez wujka Gianfranca. Ty przynajmniej zmusiłaś teraz naszego Guida, żeby założył krawat, co jest godne podziwu. "Dlaczego włożyłeś pelerynkę?" –zapytała tatę Lavinia, zaskoczona jego strojem, którego nigdy wcześniej nie widziała. Reszta mojej rodziny przybyła natomiast na godną księżniczki uroczystość twoich zaślubin niestety nie do końca dopasowana do niego stylistycznie. Nie zdołałam napisać do ciebie wcześniej, podobnie jak nie udało mi się sprawić, byśmy ja i moje dzieci wyglądali tak nieskazitelnie, jak sobie wymarzyłam. Nie wiadomo, dlaczego, ale one zawsze prezentują jakąś plamę z czekolady, rozwiązanego buta, za długie albo za krótkie spodnie, podkolanówkę, która zjechała z kolana, odsłaniając zadrapania.

Tak czy inaczej, obszarpani jak zwykle, przybyliśmy całą szóstką, i to nawet punktualnie, w związku z tym, że miałam siedzieć koło ciebie. Uroczystość była przepełniona łaską Bożą i mądrymi słowami, choć moje dziewczynki zapamiętają ją przede wszystkim ze względu na twój koronkowy tiul, jakiego nie powstydziłby się nawet Kopciuszek, nasza niedościgniona ikona stylu. Od tamtego dnia coraz częściej słyszę, jak szepczą między sobą: "To mi się przyda, kiedy przyjdzie mój książę i mnie poślubi", wymieniając się diademami i plastikowymi kolczykami. Chłopcy, szczerze mówiąc, zapamiętali ten dzień przede wszystkim dlatego, że Roma została wtedy dramatycznie pokonana przez Sampadorię, przez co utraciła szanse na "magiczne mistrzostwo". Nie ma co się dziwić, to tylko mężczyźni, typowi. Chociaż tyle, że nie są chuliganami, przynajmniej na razie. Bernardo to wzorowy uczeń, nie jest w stanie zdobyć niższej oceny niż szóstka, jest szeregowcem zawsze gotowym do wykonywania rozkazów. Tommaso, choć nieco mniej poukładany (nazywamy go w domu Człowiek-chaos), w zeszłym roku, będąc w czwartej klasie podstawówki, obudził mnie w nocy, by zapytać, kiedy miała miejsce konferencja w Teheranie, wydarzenie historyczne dla mnie zupełnie nieznane (ostatnia wiadomość historyczna, jaka do mnie dotarła, to upadek Cesarstwa Rzymskiego). Któregoś wieczoru zadał pytanie: "Mamusiu, co to jest materializm dialektyczny?". "Jeśli nie pójdziesz spać, zawołam tatusia" – próbowałam go przestraszyć, jednocześnie kartkując nerwowo słowniczek filozoficzny lub podręcznik historii. Nauczyłam się mieć je zawsze pod ręką, razem z najbardziej potrzebnymi przedmiotami – takimi jak DVD z Prezydenckim pokerem czy nowenna do Matki Speranzy – gdy tylko zdałam sobie sprawę z mojej "nieomylnej niewiedzy" (to Flaiano [2]). Gdy przyłapuję Tommasa na zbyt długim siedzeniu przy komputerze, co jest zresztą zupełnie normalne, częściej czyta wiadomości o Wizygotach niż układa pasjansa. Jednak ponieważ jest mężczyzną, również jego dotyczy owa niemal powszechna wśród osobników tego gatunku wada genetyczna. Kiedy widzi toczącą się piłkę, jego mózg się lasuje. Znam mężczyzn, całkiem normalnych, a nawet tak nadzwyczajnych jak ten, którego poślubiłam, którzy na dźwięk gwizdka rozpoczynającego mecz przechodzą pewnego rodzaju transformację. Natychmiast, bez cienia wahania, zmieniają Sama Peckinpaha na Pomarańczowo-Czerwoną Panią [3] – talk show lokalnej rzymskiej telewizji – a lekturę Idioty porzucają na rzez Radia Marione [4]. Po prostu puszczają im hamulce.
 
 
Wśród moich koleżanek chrześcijanek niewiele jest jednak takich, z którymi mogę swobodnie wymienić poglądy na temat małżeństwa. Gdy dzielimy się naszymi przemyśleniami ze "światowymi" koleżankami, te albo się obrażają, albo zaczynają nam współczuć, albo zalecają nam pilną konsultację u psychiatry. Tego można by się nawet spodziewać. Dziwne jest jednak to, że gdy zaczniesz mówić o posłuszeństwie, nawet chrześcijanki sądzą, że żartujesz. "Nie, poczekaj. Co masz na myśli? Mówisz to na żarty, prawda?" Już i tak jest nas, chrześcijan, niewielu – zresztą zapowiadano nam to w opowieści o soli i zaczynie – a często nie wysilamy się zbytnio, by wznieść się ponad vulgata, i nie mam tu na myśli Wulgaty świętego Hieronima, ale popularne, powszechne opinie, które głoszą, że wolność, samorealizacja, własne zdanie to najwyższe i jedyne nienaruszalne wartości. Mówienie o posłuszeństwie wywołuje dezaprobatę, panikę, bunt, złość, odrazę. Nie tylko z powodu grzechu pierworodnego, który sprawia, że trudno nam znieść myśl o posłuszeństwie komuś innemu, a nie tylko samemu sobie, ale również ze względu na kulturę samowystarczalności, w której wszyscy, również my, chrześcijanie, jesteśmy zanurzeni. A to przecież nam mówiono, byśmy służyli bliźnim, byśmy byli ostatnimi, nie pierwszymi.
 
Święty Paweł w liście do Efezjan wyjaśnia nam, jak należy służyć bliźniemu w związku. "Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus – Głową Kościoła: On – Zbawca ciała. Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom – we wszystkim" [5]. Nawet księża już nie ośmielają się powiedzieć tego głośno, obawiając się ukamienowania przez nas, kobiety.
 
Ja jednak widziałam na własne oczy, patrząc na życie tych, którzy chcieli spróbować, że to właśnie jest droga zbawienia. Nie raj, który – miejmy nadzieję – czeka nas później, ale zbawienie, wyzwolenie, również w tym życiu, a więc pokój, pełne i przynoszące satysfakcję życie małżeńskie.
 
To droga, której powinni spróbować również ci, którzy nie wierzą, gdyż, jak tłumaczy Paweł kilka wersów dalej, to, co dzieje się później, wygląda tak: "Mężowie, miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie […]. Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, samego siebie miłuje. […] Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem" [6].
 
Prawdziwe jest również to, że wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne – kto mógłby nie zgodzić się z Tołstojem –ale i wśród tych nieszczęśliwych nie widzę wielkiego urozmaicenia: zdrady, próby sił, wzajemne odmierzanie zaangażowania (ja zrobiłem więcej, wcale nie, bo ja, niech rozstrzygnie sędzia).
 
Jak to zwykle bywa, jedyne naprawdę nowatorskie spojrzenie na sprawę pochodzi od Boga. Kiedy rozmawiamy – po cichu, by uniknąć linczu – o posłuszeństwie, musimy wyjść poza język tego świata, który ukazuje wszystko w świetle dominacji, władzy. Nasz Król wisi na krzyżu, a jednak tak właśnie zwycięża jedynego niepokonanego przeciwnika, śmierć. Również my musimy wyjść poza logikę władzy, zupełnie ją odwrócić, przede wszystkim dlatego, że posłuszeństwo nie wynika z poczucia niskiej wartości, nie wybiera się go dlatego, że uważa się samego siebie za mniej wartościową osobę, a poza tym również dlatego, że owocem wyboru kobiety jest fakt, iż mężczyzna będzie gotów za nią umrzeć.
 
Kiedy święty Paweł mówi kobietom, by zgodziły się być posłuszne, nie znaczy to wcale, że uważa je za gorsze. Przeciwnie, to właśnie chrześcijaństwo jako pierwsze doceniło kobietę. Wystarczy powiedzieć, że największe ze stworzeń było kobietą. Jezus szanował kobiety w sposób, który nieraz szokował współczesnych. To im jako pierwszym ukazał się po zmartwychwstaniu; kto wie, może mężczyźni byli akurat na stadionie, zważywszy na to, że była to niedziela. "Właściwie święty Piotr przed zesłaniem Ducha Świętego był niezłym słabeuszem" – podsumował go kiedyś mój syn, przedstawiając wizję nieco podkoloryzowaną, ale w zasadzie poprawną z teologicznego punktu widzenia.
 
Posłuszeństwo, o którym mówi Paweł, to prezent, dobrowolny jak każdy prezent – w przeciwnym wypadku byłby to zwykły podatek. To spontaniczny, ofiarowany z miłością dar z samych siebie. Dla ciebie rezygnuję z mojego egoizmu. Jeśli koniecznie chcemy posłużyć się pojęciem wielkości i władzy, siły czy słabości, najlepiej pamiętać, że "kto z was chce być pierwszy, niech będzie waszym sługą". Tym właśnie mierzy się wielkość człowieka.
 
"Kto jest mądrzejszy, niech z tego skorzysta" – mówiła moja mama, gdy byliśmy mali, w nadziei, że to szlachetne wezwanie wzbudzi w naszej trójce dobre odruchy, kiedy zaczynaliśmy się bić z tak poważnych przyczyn jak wybór kanału telewizyjnego albo zdobycie roweru. Trzeba dodać, że wezwanie to nigdy nie odnosiło rezultatu.
 
Kobieta nie powinna czuć się deprecjonowana przez wezwanie świętego Pawła, wręcz przeciwnie.
 
Problem polega na tym, że my, kobiety, przez wiele wieków i w wielu kulturach byłyśmy poddanymi nie w ramach dobrowolnego i spontanicznego daru, ale przez logikę władzy i siły, logikę świata. Mówienie o posłuszeństwie dotyka więc wciąż niezabliźnionych ran. Trzeba przyznać, że feminizm położył wielkie zasługi na tym polu: wołał bowiem o sprawiedliwość w czasach, gdy niewiele jej było (a w wielu niechrześcijańskich kulturach wciąż jest jej niezwykle mało). Tyle tylko, że zasugerował błędne rozwiązania, przyniósł poczucie nieszczęścia, nową niewolę kobiet, które sądzą, że zostały wyzwolone, a tymczasem straciły cel.
 
"Ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą" [7] – mówi Księga Rodzaju. Kryje się w tych słowach pewne światło, droga do szczęścia. Już tu, na ziemi.
 
Kobieta jest więc posłuszna, gdyż potrafi słuchać, a nie dlatego, że uważa się za gorszą. Osoba pokorna to taka, która wie, kim jest, zna swoje mocne i słabe strony. Ale jedno to wiedzieć, a drugie to pozwolić, by ktoś nam to głośno powiedział. Przy tej okazji chciałabym więc zachęcić was, dzieci, byście nie opowiadały za wiele o godnej pożałowania powtarzalności moich jadłospisów, nie uważam też za konieczne nazywanie mnie na głos, przy wszystkich "Paniusią Grubobrzusią".
 
Kiedy kobieta poddaje się nie po to, by zostać zdeptaną, ale by przyjmować innych, wskazuje drogę mężczyźnie i całej rodzinie. Kobieta wyprzedza mężczyznę, ponieważ on potrzebuje, by go przyjęła.
 
Z taką kobietą – kobietą, która jest wierna, która nie jest rywalką, nie chce przejmować nad wszystkim kontroli i dominować, ale która nie pozuje na słabą kobietkę – mężczyzna może być płodny w szerokim tego słowa znaczeniu. Wspomnę tylko, że wówczas nawet myśl o dzieciach może nie wydawać mu się tak bardzo przerażająca.
 
Kochać jako pierwsza, ale i jako ostatnia. To na nas, kobietach, spoczywa również zadanie dbania o miłość, podtrzymywania domowego ognia. Wierność taka może okazać się konieczna w chwilach, gdy miłość – która jest nie tylko uczuciem, ale przede wszystkim przykazaniem – wymaga także siły i zdecydowania. Potrzeba wiele zdecydowania, by nie zdradzić małżeństwa, kiedy same zostałyśmy zdradzone.
 
Pamiętaj: czytanie tego, co teraz napiszę, jest absolutnie zabronione mojemu mężowi, te szlachetne słowa mają zastosowanie do wszystkich małżeństw poza moim.
 
Tak jak mówiłam, nawet kobieta, która została zdradzona, może bronić swojej miłości, która znajduje się w poważnym niebezpieczeństwie: może pozostać wierna i nadal kochać. To straszliwy sztorm, ale nie zatonięcie. To wazon, który się rozbija, który nigdy już nie będzie taki jak wcześniej, ale który może nam nadal służyć, aż do końca, nawet ze śladami klejenia. I kto wie, może właśnie to zranione i uzdrowione miejsce okaże się najtrwalsze, może okaże się punktem zwrotnym, nowym początkiem. My, kobiety, chronimy życie, wychwalając je nawet wtedy, gdy wszystko wydaje się stracone.
 
Przebaczyć to nie znaczy zapomnieć o tym, co się stało. To nie znaczy unikać spojrzenia w twarz cierpieniu. To nie znaczy nie przejmować się, uznawać, że w ostatecznym rozrachunku trudno rozróżnić dobro i zło. To nie znaczy być obojętnym. To znaczy opanować chaos i sprawić, by dobro zwyciężyło.
 
Kobiety, które to potrafią, to kobiety najsilniejsze, najdzielniejsze, najbardziej zdolne do miłości; mają silne ramiona, potrafią sprawić cud, jaki jest potrzebny, by przezwyciężyć zdradę, uleczyć rany i na nowo odnaleźć jedność.
 
Nie można tego powiedzieć o mężczyźnie, ponieważ mężczyzna i kobieta kochają inaczej: kobieta miłością szczególną, zdolną do zrozumienia odmienności. Mężczyzna może okazać się słaby, może nie zawsze być zdolny do tego, by dostrzec różnice pomiędzy kobietami.
 
Tylko one mogą dawać nadzieję i pozostać opanowane, by dodać wszystkim odwagi w sytuacjach największego cierpienia, najtrudniejszych, najbardziej beznadziejnych. Nawet jeśli nie dojdzie do prawdziwej zdrady, fizycznej, do śmiertelnego zagrożenia dla związku, może zaistnieć wiele drobnych zdrad.
 
Nieunikniony jest etap, w którym przyzwyczajenie zmatowi nieco blask. Nawet żona Roberta Redforda – nie tego pomarszczonego na twarzy reżysera z Sundance, ale legendarnego Wielkiego Gatsby'ego, który sam do wszystkiego doszedł – prawdopodobnie, widząc go krążącego po domu w slipach i skarpetkach nie do pary i przyrastającego do pilota przy meczu Lakersów, mogłaby poczuć pokusę, by poesemesować z młodym i atrakcyjnym sprzedawcą owoców z West Hollywood.
 
Również w takich przypadkach miłość dobrze funkcjonuje, jeśli wybieramy to, co wyłączne i ostateczne, a nie podążamy za emocjami, za swoimi potrzebami, za instynktem, za chęcią zaznania nowych uczuć i przeżycia świeżych doznań. Jakże smutna jest większość współczesnych filmów i książek: to bezprzedmiotowe narzekanie, nudne tautologie, pokazywanie, że kiedy ulegamy swojemu egoizmowi, jesteśmy nieszczęśliwi, niespokojni, nigdy nie usatysfakcjonowani. Ziarenka pszenicy, które nie chcą spaść na ziemię. To celebrowanie wszystkich tych "nie chce mi się" i "nic nie czuję".
 
Karol Wojtyła mówił do par, z którymi jeździł na letnie wakacje: "Nie mówcie "Kocham cię", ale "Uczestniczę razem z tobą w miłości Bożej"". To już zupełnie inna melodia.

________________________________________
Przypisy: 

[2] Ennio Flaiano – włoski scenarzysta, pisarz, dziennikarz, krytyk filmowy.
[3] La Signora in Giallorosso (dosłownie: Pomarańczowo-Czerwona Pani) – program o tematyce związanej z rzymskim klubem piłkarskim AS Roma. Tytuł nawiązuje do kolorystyki klubu.
[4] Radio Marione – rzymska stacja radiowa, której audycje związane są z klubem AS Roma.
[5] Ef 5,22-24. Cytaty biblijne za: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych, wyd. V, Poznań 2000. 
[6] Ef 5,25-31. 
[7] Rdz 3,16.

Zobacz także
ks. Leszek Zioła SDB
Wychowanie jest zadaniem delikatnym, ponieważ wymaga równocześnie miłości i dystansu, łagodności i stanowczości, cierpliwości i zdecydowania. Taka postawa wymaga od rodzica i wychowawcy nie tylko serca, lecz zdrowego rozsądku, trzeźwości i równowagi. Bywa jednak, że rodzice czynią szkołę placówką odpowiedzialną za wychowanie swoich dzieci. 
 
Anna Hawlena Drożdżak
Jest wiele powodów nietolerancji. Jednym z pierwszych są różnice między ludźmi. Kiedy stajemy wobec osoby, która nie umie mówić, jest bardziej powolna niż my, która nie rozumie, o co chodzi, pojawia się przeszkoda, z którą nie umiemy sobie poradzić. 

Z Jeanem Vanier, założycielem wspólnoty Arka rozmawia Anna Hawlena Drożdżak
 
Elżbieta Szczot
Dla sądów rozwód nie jest wielkim problemem. W ostatnich latach nasila się jednak pytanie: czy Kościół katolicki zmieni swoje dotychczasowe nauczanie odnoszące się do nierozerwalności małżeństwa, a także czy złagodzi skutki prawne w odniesieniu do tych małżonków, którzy rozwiedli się i wstąpili w nowy związek?
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS