logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Ks. Stanisław Morgalla SJ
Wypaleni czy zapaleni?
Posłaniec
 


 Powiedziano: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię (Mt 11,29). My jednak wolimy czas wolny spędzać na łonie natury, a siły regenerujemy na długich, najlepiej egzotycznych wakacjach.
 
Co oddać Bogu?
 
Nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś nie wytrzymał z oburzenia i zakrzyknął: Tego już za wiele! Co ma piernik do wiatraka! Przecież nawet Pan Bóg dnia siódmego odpoczął, a nie włóczył się po kościołach. I dość tego mieszania psychologii z religią! Chętnie zgodzę się z tego typu argumentacją, zwłaszcza gdy podąży śladem ewangelicznej zasady, by oddać Bogu co boskie, a Cezarowi, co należy do Cezara (por. Mt 22,21). Jestem przekonany, że można tak modlić się i wypoczywać, by wszyscy - i Bóg, i ludzie - byli zadowoleni. Ale nawet w tym najlepszym ze scenariuszy pojawi się kość niezgody: co, komu i ile się należy. Bo tu każdy chce być sobie sterem, żeglarzem i okrętem. W praktyce wygląda to tak, że w większości przypadków to co boskie kurczy się do mikroskopijnych wymiarów, a to co cesarskie nadyma się w stylu iście bizantyjskim. I tu pojawia się paradoks: w tej wszechobecnej, masowej kulturze nastawionej prawie wyłącznie na wypoczynek i relaks wszyscy coraz bardziej wydają się utrudzeni i obciążeni.
 
Sytuacji nie ratuje nawet kolejny wysyp świąt i dni wolnych od pracy, o który zresztą z rodzimą inwencją w postaci długich weekendów potrafimy zadbać (postuluję nazywać je uczciwiej: "małymi wakacjami"). Mimo małych, średnich czy dużych wakacji coraz częściej skarżymy się na stres powakacyjny, a po powrocie do pracy dopada nas wypalenie zawodowe. Nikt jednak nie pomyśli, że może to sprawka jakiejś niewidzialnej ręki. Może sam Pan Bóg odpłaca nam pięknym za nadobne? A może nasza tajemnicza natura tęskni za czymś więcej, co niewidzialne dla szkiełka i oka?
 
Wypalenie zawodowe i nie tylko
 
Polem dalszych analiz, które pozwoli nam nieco usystematyzować poruszane tu kwestie, chciałbym uczynić stosunkowo nowe i modne zjawisko społeczne, ochrzczone barwnym określeniem: "wypalenie" (ang. burnout). Od kilku dekad jest ono przedmiotem zainteresowania naukowców, a stosunkowo od niedawna zwyczajnych ludzi. Popularyzacja wiedzy na jego temat sprawiła, że zaczyna być pojęciem bardzo często i chętnie stosowanym. Jak przystało na amerykańską jednostkę chorobową, wypalenie zostało stosunkowo prosto i praktycznie opisane, tak że każdy ze swobodą posługuje się opisem jego symptomów. Ale przypomnijmy podstawowe pojęcia.
 
Według Christiny Maslach są trzy podstawowe wymiary tego zjawiska, prawie jak w znanym ze szkoły podstawowej kartezjańskim układzie współrzędnych. Pierwszy, najbardziej charakterystyczny wymiar związany jest z wyczerpaniem emocjonalnym. Drugi dotyczy relacji z innymi ludźmi i nosi groźnie brzmiącą nazwę: depersonalizacja. Trzeci zaś wiąże się z wizją własnej osoby i przejawia się zaniżonym poczuciem osobistych dokonań. Człowiek zdrowy we wszystkich tych trzech wymiarach osiąga pozytywne wartości, tj. jawi się jako pełen optymizmu i energii entuzjasta, zainteresowany innymi ludźmi i chętny do pomocy, przekonany przy tym o własnej kompetencji i kwalifikacjach. To po prostu wymarzony pracownik, małżonek, przyjaciel czy kolega/koleżanka z boiska. Odwrotnie prezentuje się człowiek wypalony, który we wszystkich trzech wymiarach osiąga negatywne wartości. Przede wszystkim czuje się nadmiernie obciążony i wyeksploatowany emocjonalnie przez innych, dlatego traktuje ich zimno, przedmiotowo i bez empatii, mając na domiar wszystkiego zaniżone poczucie własnej wartości i kompetencji. To zwykle zblazowany pracownik, sflaczały współmałżonek, nudny przyjaciel i chodząca po boisku katastrofa. Co jednak ważne: między zapalonym (zdrowym) a wypalonym (chorym) człowiekiem istnieje różnica jedynie ilościowa, bo stosunkowo łatwo przejść od pierwszego do drugiego (ale nie na odwrót). Wypalenie zresztą - jak chcą amerykańscy psycholodzy - zaczyna się od "miodowego miesiąca", czyli od entuzjastycznego i pełnego zaangażowania wejścia w pracę bądź relację pomocową z innymi ludźmi, po czym zaczyna się stopniowe rozczarowanie i zaniżanie lotów. Trochę tak, jak w znanym micie o Ikarze: wypalony startuje z wigorem i błyskawicznie nabiera wysokości, ale kończy lotem koszącym i z połamanymi skrzydłami.
 
Bóg na pierwszym miejscu
 
Wypalenie jest dobrym przykładem perypetii współczesnego człowieka z sobą samym, z innymi, z otaczającym go światem, a w ostatecznym rozrachunku także z Bogiem. Jedna z naukowych teorii wyjaśniających to zjawisko mówi, że wypalenie jest wynikiem niepowodzenia w egzystencjalnym poszukiwaniu sensu życia. Ponieważ dotychczasowe źródła tego sensu - religia i Bóg - zniknęły lub znikają z życia poszczególnych ludzi i społeczeństw, pozostałą po nich pustkę trzeba czymś wypełnić. Ale czym wypełnić pustkę po Kimś nieskończonym, wszechmocnym czy niepojętym? Pracą, karierą, pieniędzmi, przyjemnością? Żadna z tych rzeczy, a i wszystkie razem wzięte nie nadają się nawet na bóstwa drugiej kategorii w naszym życiowym panteonie. Dlatego pytanie o sens życia będzie gnębiło tę nowoczesną część ludzkości bardzo długo.
 
Może warto przypomnieć sobie stare, proste prawdy, które wkładały nam do głów babcie, powtarzając niczym mantrę słowa św. Augustyna: Gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu, tam wszystko jest na swoim miejscu. Statystyki zaczynają być nieco alarmujące. W ubiegłym roku we wszystkich polskich parafiach w niedzielnej Mszy Świętej wzięło udział 44,2% katolików, czyli ponad połowa w tym samym czasie oddaje się innym zajęciom: pracy, wypoczynkowi itp. Podobno liczba tych drugich będzie rosnąć, o czym przekonamy się już niebawem. A pod nieobecność sacrum Bóg wie czego - prócz wypalenia zawodowego - możemy się jeszcze spodziewać.
 
Na koniec spójrzmy jeszcze na całą sprawę od innej strony. Faktem historycznym jest to, że chrześcijaństwo uwolniło cały otaczający nas świat od pogańskiego ubóstwienia i umożliwiło np. rozwój nauki i techniki. Ale nie tylko. Dzięki chrześcijaństwu możliwe stały się wycieczki na łono natury i możemy dziś bez lęku grillować mięso krów czy świń pod dawnymi świętymi dębami, nie bojąc się gniewu bogów. Możemy biegać po lasach, łąkach i taplać się w jeziorach bez obawy, że podepczemy jakieś święte chrząszcze, zamulimy tajemnicze wody lub zerwiemy zaczarowane kwiaty. Dechrystianizacja sprawia jednak, że zaczynamy cofać się w rozwoju i na powrót deifikować przyrodę, czego barwne obrazy można spotkać w ekstremalnych ruchach ekologicznych. I kto wie, czym to się jeszcze skończy. Dlatego warto odkryć na nowo chrześcijaństwo i Pana Boga. To przepis nie tylko na udane życie, ale i na zdrowy wypoczynek.
 
Ks. Stanisław Morgalla SJ
jezuita, psycholog, dyrektor Szkoły Formatorów (2002-2008); odbywa Trzecią Probację w Weston (USA).
 
Zobacz także
ks. Andrzej Draguła
Wyobraźnia ma dwa zasadnicze odcienie. Najczęściej myślimy o niej jako o pewnej kreacyjnej zdolności do tworzenia nowych wyobrażeń. W ten sposób można sobie wyobrazić coś, co w materialnej rzeczywistości nie istnieje. Ale jest jeszcze druga funkcja wyobraźni: przywoływanie w myślach tego, co już zostało zobaczone i co pozostawiło ślad w pamięci. W akcie kontemplacji trzeba sobie na nowo wyobrazić to, co już niegdyś zostało zobaczone 
 
ks. Andrzej Draguła

Wielu osobom praca nieodłącznie kojarzy się z przestępstwem pierwszych rodziców i karą, jaka spotyka ich w wyniku nieposłuszeństwa okazanego Bogu (Rdz 3,17.19). Trud i pot w połączeniu z nieurodzajną ziemią, rodzącą człowiekowi jedynie osty i ciernie, stały się dla wielu ludzi nieodłącznymi elementami tej formy ludzkiej aktywności. Księga Rodzaju na początki ludzkiej pracy patrzy jednak z zupełnie innej perspektywy niż przez pryzmat kary za grzech pierworodny.

 
Agnieszka Myszewska
Gdy kochamy, doświadczamy cierpienia, bo nieprawość jest naszym domem, przyzwyczailiśmy się do niej. A miłość chce nas poprowadzić dalej. Przeprowadza nas przez ogień. Bo w ogniu doświadcza się złoto, a ludzi miłych Bogu - w piecu utrapienia (Syr 3,5). Nie dlatego, że cierpienie ma taką moc uszlachetniania, jakiej nie posiada nic innego na świecie. Ale dlatego, że im bardziej zbliżamy się do Tego, który jest miłością, tym bardziej oczyszczamy się ze wszystkiego, co miłością nie jest.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS