To jest taki paradoks modlitwy, adoracji, bycia i trwania przy Jezusie i dla Niego. Po pierwsze dając wtedy siebie, jeszcze więcej otrzymujemy. Bóg oczyszcza nasze serca, umacnia je, by bardziej być dla innych. A więc adorując, i słuchając Jezusa zmienia się nasze patrzenie na świat, na rzeczywistość. Zaczynamy patrzeć tak jak On. Tak klarownie i przejrzyście, a jednocześnie z miłością i miłosierdziem wobec drugiego człowieka.
Jeśli Adwent jest oczekiwaniem na Pana, to najpierw dotyczy to naszej konkretnej codzienności, a nie odległej przyszłości. Dlatego każde doświadczenie egzystencjalne, także grzech, może być bramą serca, przez którą On przychodzi do nas. Albowiem zawsze potrzebujemy Bożej łaski i zbawienia. Aby czekać na ostateczne przyjście Chrystusa, żeby wiedzieć, dokąd się podąża, najpierw trzeba przypomnieć sobie, skąd się pochodzi i kim się jest.